Jeśli wydaje wam się, że rozdanie Oscarów to taka ładna wydmuszka i snobistyczna impreza dla ludzi w horrendalnie drogich ciuchach… to do pewnego stopnia macie rację. Ale tak się składa, że w tym roku wśród nominowanych jest parę filmów, które mają coś mądrego do powiedzenia.
Oscary
Jeśli jeszcze rozpaczliwie próbujecie nadrobić jak najwięcej oscarowych filmów, prawdopodobnie zaczyna w was kiełkować ponure przekonanie, że… nie zdążycie. Tak, to też. Ale przekrój przez tegorocznych najlepszych z najlepszych pokazuje, że amerykańscy filmowcy, podobnie jak wielu zwykłych ludzi w innych krajach, zaczynają się mierzyć z trudną prawdą – że żyjemy na świecie, który od dziesiątków czy nawet setek lat cały czas tylko udaje, że rozwiązuje ciągle te same problemy, w rzeczywistości zamiatając je pod coraz to nowe dywany pojedynczych ustępstw i kwiecistej retoryki.
Sporo ostatnio rozmyślam o Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. O tym, jak to działa, kto głosuje i jak przebiega głosowanie. Czy członkowie Akademii zbierają się gdzieś razem i wspólnie decydują, komu by w tym roku z powodów innych niż artystyczne dać Oscara i to najlepiej na złość całemu światu… czy może jednak głosuje się metodą ankietową i każdy z członków oddaje głos w zgodzie z własną estetyką i własnym sumieniem.
Nadrabianie oscarowych zaległości podsunęło mi ostatnio Pasażerów z Chrisem Prattem i Jennifer Lawrence. Teoretycznie Pasażerowie mają dokładnie to, czego trzeba dobrym filmom – fajny wyjściowy pomysł, parę sympatycznych i lubianych aktorów w głównych rolach, ładną scenografię… ba, nawet całkiem przyjemnie się ich ogląda. Problem polega na tym, że nawet mimo kilku mocnych zalet to cały czas idealny przykład, jak nie należy kręcić filmów.
Kiedy we wtorek ogłoszono nominacje do Oscarów, ogarnęły mnie równocześnie dwie różne emocje. Po pierwsze – wpadłam w lekką panikę. Jeśli chcę podejść do tegorocznej ceremonii rozdania nagród Akademii naprawdę w pełni przygotowana, musiałabym nadrobić jeszcze dokładnie 52 filmy w ciągu 29 dni. Nie wiem, co ja oglądałam przez cały rok… chyba głównie seriale.
Wśród filmów walczących w tym roku o Oscara produkcje naprawdę dobre rozłożyły się zaskakująco nierównomiernie. W odniesieniu do najgłośniejszych kategorii cierpię z powodu chronicznego braku poczucia, że tak, to właśnie ten film i ta rola zasługują na wszystkie nagrody! A za to prawdziwe perełki znajduję w kategoriach, które emocjonują mało kogo poza samymi nominowanymi…