Kto rozdaje te nominacje?? – czyli Oscary 2017

by Mila

Kiedy we wtorek ogłoszono nominacje do Oscarów, ogarnęły mnie równocześnie dwie różne emocje. Po pierwsze – wpadłam w lekką panikę. Jeśli chcę podejść do tegorocznej ceremonii rozdania nagród Akademii naprawdę w pełni przygotowana, musiałabym nadrobić jeszcze dokładnie 52 filmy w ciągu 29 dni. Nie wiem, co ja oglądałam przez cały rok… chyba głównie seriale.

Druga emocja była trochę bardziej złożona – zaskoczenie pomieszane ze złością. Bo o ile większości docenionych w tym roku filmów jeszcze nie widziałam, to z wielkim zainteresowaniem obejrzałam dwa obrazy z Amy Adams w roli głównej. Za każdy z nich spokojnie mogłaby zostać nominowana… a nie została za żaden.

A mogła choćby za ten - "Nowy początek", reż. Denis Villeneuve, 2016.

A mogła choćby za ten – Nowy początek, reż. Denis Villeneuve, 2016.

Liczba nominowanych co prawda jest ograniczona i siłą rzeczy nie wszystkie świetne role mogą zostać w ten sposób docenione… Ale jeśli spojrzeć na tegoroczne nominacje, Amy mogłaby spokojnie zagarnąć miejsce, które okupuje teraz Meryl Streep.

Uwielbiam Meryl, ale – powiedzmy sobie szczerze – jako Boska Florence wcale aż tak bardzo nie zachwycała. Jestem w stanie uwierzyć, że – jak aktorka mówiła w wywiadach – dużo trudniej jest udawać, że okropnie się fałszuje, niż markować w miarę dobry śpiew… Ale jeśli o mnie chodzi, w Boskiej Florence dużo jaśniej niż Meryl błyszczał znany przede wszystkim z Teorii Wielkiego Podrywu Simon Helberg. To tyle, jeśli chodzi o wybitną kreację, z którą przegrała Amy Adams.

Tak Meryl cieszy się z nominacji. Kadr z filmu "Boska Florence", reż. Stephen Frears, 2016.

Tak Meryl cieszy się z nominacji. Kadr z filmu Boska Florence, reż. Stephen Frears, 2016.

Zazwyczaj nie jestem fanką teorii spiskowych, ale mam niejasne przeczucie, że nominacja Meryl Streep do Oscara ma coś wspólnego z jej fantastyczną przemową wygłoszoną podczas Złotych Globów, kiedy to przypomniała światu (i nowemu prezydentowi), że często to właśnie pogardzani przez niego imigranci są siłą jeśli nie całego kraju, to na pewno siłą jego kinematografii. Może członkowie Akademii mają nadzieję, że Meryl tym razem też wygra i też powie coś mądrego?

Oscary nie raz rozdawano już przecież w mniej dający się uzasadnić sposób. Może więc czas przestać się dziwić i po prostu przyjąć, że Akademia trochę czasem nie nadąża za współczesnym kinem? W końcu według badań z 2012 roku w jej skład wchodzą głównie biali (94%) mężczyźni (77%) po pięćdziesiątce (86%)… Trudno się dziwić, że wybory tak homogenicznej grupy nie zawsze zgadzają się z preferencjami całego społeczeństwa.

Choć gdyby akurat grupa białych mężczyzn po pięćdziesiątce czekała na wykład kobiety o młodych kolorowych imigrantach…. to byłoby coś nowego.

Przeczytaj także:

2 komentarze

Kaja 27 stycznia 2017 - 18:25

Po „Boskiej Florence” miałam takie właśnie odczucie, że Meryl jak to Meryl, ale obaj panowie zdecydowanie trzymali się tego szczebelka wyżej. Ciekawa rola Granta, Howard przestał na chwilę być Howardem. 😉 Miałam nadzieję, że Granta wyróżnią za rolę drugoplanową.

„Arrival” powinien dostać za zdjęcia!

Joanna 28 stycznia 2017 - 15:32

Mam takie same odczucia co do Amy Adams. Powinna być wśród nominowanych.

Komentarze zostały wyłączone.