Wszyscy wiemy, że Robert Downey Junior już dawno powinien dostać Oscara. Tak się jednak zabawnie składa, że Oscary z jednej strony niby uchodzą za największe wyróżnienie dla aktora, ale z drugiej jakimś dziwnym trafem fenomenalnym aktorom całymi latami jest z nimi nie po drodze. Ten tekst oczywiście w żadnej mierze nie jest obiektywny – nie ukrywam, że ja obsypałabym Downeya wszystkimi nagrodami świata, nawet za to, jak pięknie stawia stopy na chodniku… Ale to nie zmienia faktu, że RDJ zaiste dobrym aktorem jest – i choć uwielbiam większość jego filmów, wybrałam dla was 5 niebędących Tonym Starkiem ról, co do których panuje dość powszechna zgoda, że są perełkami w jego karierze.
Robert Downey Jr
Nie będę was oszukiwać – moim zdaniem odpowiedź na pytanie „które filmy MCU warto obejrzeć” brzmi: WSZYSTKIE*. No, może wszystkie poza Niesamowitym Hulkiem z Edwardem Nortonem. Ale jako że ludzie, którzy zazwyczaj zadają mi to pytanie, raczej nie są fanatykami i jeśli już, zależy im co najwyżej na jako takim orientowaniu się w temacie albo wręcz na w miarę samodzielnym filmie, który po prostu dostarczy im rozrywki na wieczór – uległam i postanowiłam stworzyć minimalistyczną listę produkcji Marvela, z których każdy powinien wybrać coś dla siebie. Wszystkich, którzy uważają to za herezję, zapraszam do kliknięcia tutaj – tu będziecie bardziej zadowoleni.
Kino lubi historie o gotowaniu – zwłaszcza odkąd świat opanowały blogerki kulinarne i telewizyjne programy o kucharzach amatorach. A widzowie lubią takie filmy oglądać, bo tak jak większość ludzi lubi jeść, tak i lubi popatrzeć sobie na smakowite dania na ekranie. Przed wami 5 ciekawych filmów o gotowaniu, które sprawią, że zacznie wam cieknąć ślinka. Smacznego!
Geniusz. Urok osobisty. Ambicja. Poczucie humoru. Cięty język. To tyle o mnie, a teraz pogadajmy o Tonym Starku. Przed wami kolejna odsłona cyklu #MARVELmonday i tym razem skupimy się na niezaprzeczalnym królu pierwszych 10 lat istnienia MCU. Zajrzymy za dopracowaną do perfekcji fasadę egoistycznego geniusza i miliardera, spróbujemy odgadnąć, co też siedzi w głowie Tony’ego Starka, co go ukształtowało, co go napędza, a co przeraża – i co to wszystko ma wspólnego z kompleksem ojca. Jak zwykle tekst zawiera spoilery do dotychczasowych filmów Marvela oraz teorie i wyciągnięte z komiksów potencjalne spoilery do kolejnych produkcji. Ostrzegałam!
Czas pogadać o Avengersach. Szczegółowo i ze spoilerami. Wszystko, co przeczytacie poniżej, jest gigantycznym spoilerem do Infinity War lub przewidywaniem i tym samym potencjalnym spoilerem do zapowiadanej na 2019 rok kolejnej części Avengersów. Jeśli nie widzieliście filmu, szczerze radzę nie czytać dalej. Zamiast tego możecie kliknąć tutaj i poznać moje bezpieczne i pozbawione spoilerów wrażenia z seansu lub tutaj dowiedzieć się więcej o głównym czarnym charakterze – Thanosie. Powtarzam komunikat: PONIŻEJ SAME SPOILERY! Ostrzegałam!
To nie będzie recenzja najnowszego filmu Marvela Avengers: Infinity War. Bo żadnej recenzji nie dałoby się tutaj napisać bez spoilerów. Tu każde słowo ma znaczenie i potencjalnie mogłoby zepsuć komuś seans. Dlatego w tym tekście ograniczam się tylko do bardzo luźnych wrażeń z seansu. Okropnie dużo chciałabym wam powiedzieć, ale od tego będzie osobny wpis. Tutaj udało mi się dokonać niemożliwego i opowiedzieć co nieco o Infinity War bez żadnych spoilerów – nie znajdziecie tu żadnych fabularnych informacji, których nie widzieliście w trailerze. Enjoy!
Nie wiem jak wy, ale ja już odliczam dni i kombinuję, którą fanowską koszulkę założyć na premierę Avengers: Infinity War. Myśl o tym filmie napawa mnie jednocześnie ekscytacją i autentycznym strachem – jestem za młoda, żeby moi ukochani bohaterowie umierali, a szanse, że któryś nie wyjdzie cało ze starcia z Thanosem są dość spore. Ale jako że na razie próbuję ten strach wypierać, skupmy się dziś na pozytywach.
Wbrew pozorom odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego tekstu wcale nie brzmi: bo są przystojni i wielu z nich ma brytyjski akcent. To oczywiście też jest prawda, ale tym razem chciałabym się przyjrzeć zjawisku z nieco innej strony… Kiedyś pisałam już o korzyściach płynących z fangirlingu – dziś jednak spróbujmy się zastanowić nad jego przyczynami. Co takiego daje nam celebrity crush i zakochiwanie się w sławnych ludziach, że tak wiele osób ulega tego typu fascynacjom?
Seriale mają to do siebie, że człowiek się do nich przywiązuje. Z biegiem czasu zaczyna mieć swoje przewidywania i nadzieje co do losów bohaterów. Przez kilka sezonów gromadzi pytania, na które chciałby uzyskać odpowiedzi. Albo po prostu wrasta w świat przedstawiony na tyle, że aż żal go opuszczać. Problem w tym, że czasem żal też patrzeć na to, w jaki sposób twórcy postanawiają pożegnać się z serialem.
Jak się pewnie domyślacie, ten tekst może zawierać ogromne spoilery. Ostrzegałam.
Sądząc po tytule i po moim powszechnie znanym uwielbieniu dla RDJ, moglibyście się spodziewać, że w tym tekście znajdą się takie kwiatki jak: nie wybaczę mu, że nie poczekał na mnie i zdążył się już ożenić. Ale nie. Zamierzam podejść do sprawy poważnie. Ok, prawie poważnie. Bo naprawdę są takie rzeczy, których mu nie wybaczę.
- 1
- 2