Na pewno znacie tę historię. Oto protagonistka serialu, książki czy filmu, ulubienica publiczności, której wszyscy kibicują, wraz z rozwojem fabuły odkrywa w sobie coraz większe moce i/lub zdobywa coraz więcej władzy… I kiedy już wydaje się, że na wyciągnięcie ręki ma wszystko, czego pragnęła, kiedy już jesteśmy pewni, że zaprowadzi sprawiedliwość, naprawi krzywdy i doprowadzi całą historię do happy endu… nagle naszej bohaterce coś przestawia się w głowie, schodzi na ciemną stronę mocy – i zamiast zbawieniem, staje się dla wszystkich wokół zagrożeniem, które natychmiast trzeba wyeliminować. Wiem, że ciśnie wam się teraz na usta jedno imię – ale Daenerys z Gry o Tron nie jest wyjątkiem. Popkultura uwielbia historie spektakularnych upadków potężnych kobiet – i to właśnie temu motywowi przyjrzymy się dzisiaj bliżej. [Tekst zawiera srogie spoilery do różnych produkcji, starszych i zupełnie świeżych, głównie z obszaru fantastyki i opowieści superbohaterskich, ale nie tylko – czytacie na własną odpowiedzialność!].
Analizy
Pamięć i wyobraźnia to nieodłączne elementy ludzkiego doświadczenia – i jako takie często stają się też tematem filmów czy seriali. Bohaterowie przypominają sobie zdarzenia z przeszłości, fantazjują o rzeczach, które się nie wydarzyły, albo mieszają jedno z drugim, snując wyobrażenia o tym, że mogło być inaczej, niż było. Kwestia tego, jak pokazać wspomnienia i fantazje na ekranie jest ciekawym tematem – a w związku z tym, że odkryłam kilka perełek, które podchodzą do tematu bardzo kreatywnie, dziś przyjrzymy się tym motywom nieco bliżej. [W dalszej części analizuję obrazowanie pamięci i wyobraźni w kilku produkcjach – w przypadku niektórych z nich oznacza to spoilery].
Coś ciekawego dzieje się ostatnio w Disneyu (i wchłoniętym przez niego Pixarze). Zupełnie, jakby zaszła tam jakaś zmiana w myśleniu i nagle studio otworzyło się na głębsze, odważniejsze i pozbawione lukrowania opowiadanie o dzieciństwie i rodzinnych relacjach. Trochę było to widać już w filmie Luca, który jest właściwie metaforą wychodzenia z szafy, a rodzice głównego bohatera są kontrolujący, ale wiemy, z czego to wynika – z ich własnych nieprzepracowanych (i niezupełnie bezpodstawnych) lęków przed światem. Mistrzostwo osiągnął w tej kwestii film Encanto pokazujący wielopokoleniowy, dysfunkcyjny system rodzinny, w którym obok miłości przenoszona jest na kolejne pokolenia trauma (więcej o traumie i psychologii w Encanto pisałam tutaj). Teraz zaś na ekrany kin wkroczyła To nie wypanda – opowieść o dojrzewaniu dziewczynek, prawie do buntu i relacjach z wymagającą, kontrolującą matką.
Encanto to najprawdopodobniej największy animowany hit Disneya ostatnich lat i film, który ma szansę z miejsca stać się klasykiem – i nic dziwnego, bo jest to nie tylko film po prostu świetny, ale też bardzo mądry, dotykający zaskakująco poważnych tematów i emocjonalnie przemawiający do mnóstwa widzów. Opowieść o kolumbijskiej rodzinie obdarzonej magicznymi talentami jest wielowarstwowa i można ją czytać w wielu kluczach interpretacyjnych – może być ilustracją doświadczeń rodzin emigrantów, opowieścią o tym, że wyjątkowość jest przereklamowana, pokazuje dysfunkcyjne rodzinne mechanizmy i to, jak się nawzajem nakręcają, ale także opowiada o dziedziczonej z pokolenia na pokolenie traumie. I to właśnie międzypokoleniowej traumie chcę się bliżej przyjrzeć w tym tekście na przykładzie rodziny Madrigal z filmu Encanto. [Tekst jest szczegółową analizą i zawiera spoilery].
Finałowy odcinek drugiego sezonu Wiedźmina nosi bardzo zaskakujący tytuł: Rodzina. Nie wiem, w czyim umyśle zrodziła się ta koncepcja… ale to cokolwiek zastanawiające, zważywszy na kluczowe wydarzenia tego odcinka. Morderstwa. Zdrady. Nieufność. Demolowanie jadalni. A to wszystko jedynie w Kaer Morhen! Zaiste, to są wartości, które wszystkim kojarzą się z przykładnym życiem rodzinnym. Przyjrzyjmy się bliżej ósmemu (i na szczęście ostatniemu) odcinkowi, przy którym szczególnie #CierpięZaMilijony. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Siódmy odcinek zatytułowany Voleth Meir to już niemal apogeum radosnej twórczości scenarzystów Wiedźmina w tym sezonie. Zgodnie z zapowiedzią z tytułu odcinka wracamy do wątku demonicy zwanej Bezśmiertną Matką – której knowania i podszepty wreszcie zbierają żniwo, a czarodziejki, które zawarły z nią pakt, dostają swoją dawkę cierpienia i desperacji. Tak, jak i ja tkwiąc przed ekranem. Tradycyjnie więc #CierpięZaMilijony i rozprawiam się z wymysłami scenarzystów w tym odcinku, który ma bardzo mało wspólnego z książkami Sapkowskiego – zobaczmy, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Kiedy jeszcze przed premierą sezonu ujawniono tytuły poszczególnych odcinków, szósty epizod zatytułowany Miły przyjacielu… wywołał we mnie szczególny entuzjazm. Od razu skojarzył mi się z moim absolutnie ulubionym fragmentem całego wiedźmińskiego cyklu, przy którym niezmiennie płaczę ze śmiechu – i rzeczywiście, odcinek mruga do mnie okiem, odwołując się akurat do tej sceny… ale jednocześnie robi mnie w balona, bo z tego przezabawnego fragmentu do serialu przedostały się zaledwie dwa słowa okraszone znaczącym spojrzeniem. Co w sumie nieźle podsumowuje to, jak cały ten sezon mnie traktuje (#CierpięZaMilijony). W każdym razie – przyjrzyjmy się bliżej odcinkowi, w którym Geralt po latach spotyka Yennefer, Ciri szybko się uczy, a Kaer Morhen (i nie tylko ono) zostaje napadnięte. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Piąty odcinek drugiego sezonu Wiedźmina po polsku nosi tytuł Odwrót, co jest średnio trafionym tłumaczeniem… Znacznie więcej sensu ma oryginalny tytuł Turn your back – który można czytać na co najmniej dwa sposoby zgrabnie komentujące to, co dzieje się w odcinku. Z jednej strony może to być wezwanie do tego, by bohaterowie porzucili obraną drogę – bo w tym epizodzie wielu z nich podejmuje trudne do przełknięcia przez fanów książki decyzje. Z drugiej zaś może być komentarzem do tego, że na tym etapie miarka się przebrała i serial już ostatecznie odwraca się do prozy Sapkowskiego plecami. Choć prawdopodobnie twórcy mieli na myśli to, że to bohaterowie masowo w tym odcinku odwracają się do siebie plecami i wbijają sobie w nie metaforyczne noże. Przyjrzyjmy się bliżej temu, co tu się wydarzyło… [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Czwarty odcinek drugiego sezonu Wiedźmina jest pełen zaskakujących odkryć. Wiedźmini nie bez zdziwienia oraz pomocy czarodziejki odkrywają, że Ciri jest dziewczyną i może mieć dziewczyńskie potrzeby – a także kilka innych bardziej szokujących rzeczy na jej temat. Yennefer odkrywa uroki podróżowania kanałami oraz dowiaduje się, czym po nocach zajmuje się Jaskier – i nie są to wizyty w zamtuzach. A my, zgodnie z zapowiedzią zawartą w tytule odcinka (Redański wywiad) poznajemy nowych bohaterów i tajemnice tajnych służb Redanii. Zobaczmy, co z tego wszystkiego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Wiecie, ile trwa wiedźmiński trening? Jeśli wierzyć trzeciemu odcinkowi drugiego sezonu Wiedźmina – w sumie wystarczy jeden intensywny dzień. W tym tekście analizuję odcinek pod tytułem Straty, w którym to wiedźmini i czarodzieje opłakują poległych, a Ciri… dla odmiany zamiast tracić zyskuje cenne umiejętności – i to w błyskawicznym tempie. O ile odcinek drugi był mocno rozczarowujący pod kątem swoich związków z prozą Sapkowskiego, o tyle trzeci epizod balansuje pomiędzy szaloną twórczością scenarzystów i mniej lub bardziej istotnymi szczegółami, które wiernie przeniesiono z książki na ekran. Dziś więc #CierpięZaMilijony, ale i czasem uśmiecham się do ekranu. Przekonajmy się, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].