Nie będę was oszukiwać – moim zdaniem odpowiedź na pytanie „które filmy MCU warto obejrzeć” brzmi: WSZYSTKIE*. No, może wszystkie poza Niesamowitym Hulkiem z Edwardem Nortonem. Ale jako że ludzie, którzy zazwyczaj zadają mi to pytanie, raczej nie są fanatykami i jeśli już, zależy im co najwyżej na jako takim orientowaniu się w temacie albo wręcz na w miarę samodzielnym filmie, który po prostu dostarczy im rozrywki na wieczór – uległam i postanowiłam stworzyć minimalistyczną listę produkcji Marvela, z których każdy powinien wybrać coś dla siebie. Wszystkich, którzy uważają to za herezję, zapraszam do kliknięcia tutaj – tu będziecie bardziej zadowoleni.
Benedict Cumberbatch
Walka o równość nie jest wyłącznie domeną kobiet. Już Susan Sontag mawiała, że feministą jest każdy rozsądny człowiek – w końcu dążenie do przewagi którejkolwiek z płci nad drugą nie może się skończyć niczym dobrym i rozsądny człowiek powinien o tym wiedzieć. Nie da się ukryć, że na hasło „feminizm” wielu facetów automatycznie zatyka uszy i krzyczy w odwecie coś beznadziejnie stereotypowego o spisku mającym na celu zniszczenie rodzaju męskiego… Ale na szczęście mężczyzn rozumiejących ideę równości też nie brakuje. I dziś ku pokrzepieniu serc chciałabym się z wami podzielić kilkoma przykładami.
Nie wiem jak wy, ale ja już odliczam dni i kombinuję, którą fanowską koszulkę założyć na premierę Avengers: Infinity War. Myśl o tym filmie napawa mnie jednocześnie ekscytacją i autentycznym strachem – jestem za młoda, żeby moi ukochani bohaterowie umierali, a szanse, że któryś nie wyjdzie cało ze starcia z Thanosem są dość spore. Ale jako że na razie próbuję ten strach wypierać, skupmy się dziś na pozytywach.
Odkąd kino weszło w fazę dźwiękową, sporą część pracy aktora wykonuje jego głos. Niektórych aktorów właśnie przede wszystkim za charakterystyczny głos kochamy. Prawdopodobnie każdy z nas znajduje dla siebie w show biznesie choć jedną taką postać, która mogłaby do niego mówić i mówić, i niczego więcej już by do szczęścia nie było potrzeba… Na szczęście ktoś wpadł na to, że niektórych aktorów uwielbiamy nie tylko oglądać, ale i słuchać – i w pewnym momencie gwiazdy światowego kina zaczęły nagrywać audiobooki.
Wbrew pozorom odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego tekstu wcale nie brzmi: bo są przystojni i wielu z nich ma brytyjski akcent. To oczywiście też jest prawda, ale tym razem chciałabym się przyjrzeć zjawisku z nieco innej strony… Kiedyś pisałam już o korzyściach płynących z fangirlingu – dziś jednak spróbujmy się zastanowić nad jego przyczynami. Co takiego daje nam celebrity crush i zakochiwanie się w sławnych ludziach, że tak wiele osób ulega tego typu fascynacjom?
Po trzech latach czekania może trudno w to uwierzyć, ale premiera czwartego sezonu Sherlocka już za JEDENAŚCIE dni. Jeśli zaczniecie już dzisiaj, spokojnie zdążycie do tego czasu przypomnieć sobie wszystkie jedenaście odcinków, które wyemitowano do tej pory.
Kto z was jeszcze nie widział, zdecydowanie powinien nadrobić Hamleta w ramach NT Live z Benedictem Cumberbatchem w tytułowej roli. Moim zdaniem warto – i twierdzę tak bynajmniej nie tylko z racji osobistej sympatii do aktora. Czy jest to spektakl idealny? Nie do końca. Ale i tak potrafi wbić widza w fotel.
Wszyscy ostatnio zachwycają się Benedictem Cumberbatchem. Ja też dołączę do tych zachwytów, ale dla odmiany nie z powodu roli Doktora Strange’a – jeszcze odliczam godziny do swojego seansu. Zanim jednak porwie mnie magia, zamierzam porwać was w świat mrocznych naukowych eksperymentów, ciał pozszywanych z kawałków zwłok i odkryć zwieńczonych okrzykiem „To żyje!”. Tak, będzie o Frankensteinie.
- 1
- 2