Jeśli wydaje wam się, że rozdanie Oscarów to taka ładna wydmuszka i snobistyczna impreza dla ludzi w horrendalnie drogich ciuchach… to do pewnego stopnia macie rację. Ale tak się składa, że w tym roku wśród nominowanych jest parę filmów, które mają coś mądrego do powiedzenia.
Oto 3 pozornie oczywiste rzeczy, o których przypomną wam tegoroczne Oscary:
Miłość zawsze trochę boli
I nie, nie jest to usprawiedliwienie dla trwania w opresyjnych związkach. Ale niezależnie od tego, czy to świat chce cię karać za bycie z kimś, jak w Loving, czy to w tobie kiełkuje coś, co trudno przetrawić, jak w Moonlight, miłość to rzadko kiedy domena cukierkowej radości i puchatych jednorożców. Jak w Czerwonym żółwiu, boli na początku, kiedy z czegoś trzeba zrezygnować, wyjść ze swojej skorupy i komuś zaufać, i boli na samym końcu, kiedy rozstanie albo śmierć położą jej kres. Boli jak w Fences, kiedy po latach zdajesz sobie sprawę, jak wiele poświęciłeś dla kogoś, kto nie zawsze potrafi to wystarczająco docenić. Albo jak w La La Land – kiedy niby masz u stóp cały świat… ale wiesz, co musiałeś poświęcić. Pytanie tylko, co zrobisz z tym bólem. I czy masz odwagę zaryzykować i go poczuć.
Dzieci nas potrzebują
I to nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim nasze własne. Jeśli widzieliście film Lion. Droga do domu, znacie te liczby: każdego roku w samych Indiach 80 tysięcy dzieci gubi się gdzieś na ulicach przeludnionych miast i zostaje oddzielonych od rodziców. 80 tysięcy często bardzo małych dzieci, które nie znają własnego nazwiska ani adresu. Które mogą mówić o cudzie, jeśli trafią do przepełnionych sierocińców, bo najżywiej interesuje się nimi ulica: handlarze narządami, pedofile i żebracze gangi.
Jest w tym filmie taka piękna scena, kiedy bohaterka grana przez Nicole Kidman wyjaśnia swojemu adoptowanemu synowi: ależ mogliśmy mieć własne dzieci – ale dlaczego mielibyśmy to robić, skoro wy potrzebowaliście nas bardziej? Nie próbuję was przekonywać, że teraz wszyscy powinniśmy adoptować po jednej hinduskiej sierocie (chociaż właściwie… czemu nie?), ale i w zasięgu naszych możliwości są takie rzeczy, które dałoby się zrobić. Można zacząć od odwiedzenia strony LionMovie.
A jeśli Indie wydają wam się zbyt odległe i egzotyczne, obejrzyjcie Nazywam się Cukinia. W „cywilizowanych” krajach też nie brakuje dzieci, którym już na samym początku ktoś złamał życie. Może czas zacząć szukać sposobów, żeby je jakoś posklejać.
Wszyscy mamy do odrobienia lekcję z tolerancji
To dość ciekawe, że przy tych wszystkich poważnych i ciężkich filmach o dyskryminacji, rasizmie, przemocy, najlepszą lekcję tolerancji daje nam w tym roku… Disney. Serio. Przede wszystkim dlatego, że jego Zwierzogród celnie wytyka niewrażliwość i błędne założenia wszystkim, nie tylko tym dyskryminującym, ale też tym dyskryminowanym. Nie tylko tym o wąskich horyzontach, ale także tym, którym wydaje się, że są najwrażliwsi i najbardziej tolerancyjni na świecie. Wszyscy mamy jakieś uprzedzenia, nieuświadomione lęki przed nieznanym, dziwne przekonania wbijane do głowy kolejnym pokoleniom. Może czasem, żeby to sobie uświadomić, potrzeba animowanego królika i lisa w pełnej gadających zwierząt metropolii… ale to lekcja, którą wszyscy mamy do odrobienia.
Może więc oscarowa gala to jedno wielkie targowisko próżności, ale w tym roku wielu z tych pięknie ubranych ludzi ma wam też do zaoferowania i do powiedzenia coś dosyć ważnego. Wystarczy posłuchać.
1 komentarz
Szkoda że jednak tak dużo dobrych filmów jest pomijanych, a komisja jest taka stronnicza. Trzymam kciuki za Zwierzogród.
Komentarze zostały wyłączone.