Kiedy w 2019 roku wyemitowano ostatni odcinek Gry o Tron, na serialowym rynku pozostała ogromna wyrwa (wielkości co najmniej trzech smoków). Od tego czasu platformy streamingowe prześcigają się w proponowaniu widzom serialowych produkcji fantasy (często także będących adaptacjami literatury), próbując tę wyrwę zapełnić i „wskoczyć” w miejsce dominującego gracza na rynku… do tej pory jednak nikt się do tego celu nie zbliżył. Przez chwilę mieliśmy co prawda nikłą nadzieję, że zbliży się do niego netflixowy Wiedźmin… ale wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko: Gra o Tron była nie tylko szalenie popularnym serialem i fenomenem kulturowym, ale też (przynajmniej przez większość czasu) naprawdę wysokojakościową, solidnie zrobioną produkcją, która zachwycała wszystkim – od pełnokrwistych bohaterów, przez zwroty akcji i muzykę, po stronę wizualną i elementy techniczne. Wyrwa po Grze o Tron długo ziała pustką – i szybko się okazało, że najprawdopodobniej jedynymi produkcjami, które mają jakiekolwiek szanse ją zapełnić, są… prequel Gry o Tron i prequel poprzedniego wielkiego fenomenu kulturowego, czyli Władcy Pierścieni. Oba seriale miały już swoją premierę – obejrzałam po 3 odcinki zarówno Rodu Smoka od HBO, jak i Pierścieni Władzy od Amazona, przyjrzyjmy się więc tym produkcjom nieco bliżej.
fantastyka
Wiecie, ile trwa wiedźmiński trening? Jeśli wierzyć trzeciemu odcinkowi drugiego sezonu Wiedźmina – w sumie wystarczy jeden intensywny dzień. W tym tekście analizuję odcinek pod tytułem Straty, w którym to wiedźmini i czarodzieje opłakują poległych, a Ciri… dla odmiany zamiast tracić zyskuje cenne umiejętności – i to w błyskawicznym tempie. O ile odcinek drugi był mocno rozczarowujący pod kątem swoich związków z prozą Sapkowskiego, o tyle trzeci epizod balansuje pomiędzy szaloną twórczością scenarzystów i mniej lub bardziej istotnymi szczegółami, które wiernie przeniesiono z książki na ekran. Dziś więc #CierpięZaMilijony, ale i czasem uśmiecham się do ekranu. Przekonajmy się, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
W związku z nadchodzącą premierą filmu, ktoś mnie niedawno zapytał, czy warto czytać Diunę przed wybraniem się do kina na jej ekranizację. Zazwyczaj moja domyślna odpowiedź na pytanie „czy warto czytać” prawie zawsze brzmi: po stokroć TAK. Ale w tym przypadku będę nieco bardziej ostrożna i odpowiem: TO ZALEŻY.
Zachęcona teaserem i dość niespodziewaną informacją o tym, że Robert Downey Junior nagle ma powiązania z adaptacją komiksu ze stajni DC, sięgnęłam niedawno po serial Łasuch (Sweet Tooth) – z jakiegoś powodu przekonana, że skoro to opowieść o uroczym chłopcu-jelonku, to serial będzie miły, przyjemny, baśniowy, niewinny i tak daleki od rzeczywistości ostatnich kilkunastu pandemicznych miesięcy, jak to tylko możliwe… O SŁODKA NAIWNOŚCI!
W ramach Wiwisekcji Na Wiedźminie biorę dziś na warsztat piąty odcinek serialu pod wiele mówiącym tytułem Niespełnione pragnienia – w którym po raz pierwszy łączą się ze sobą dwie linie czasowe, a Geralt z Rivii spotyka Yennefer z Vengerbergu i wypowiada swoje ostatnie życzenie… a odtąd nic już nie będzie takie samo. Przyjrzyjmy się bliżej temu spotkaniu i sprawdźmy, na ile jest wierne książkowemu pierwowzorowi. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
W ramach Wiwisekcji Na Wiedźminie czas zmierzyć się z czwartym odcinkiem serialu zatytułowanym O bankietach, bękartach i pochówkach, w którym cała trójka naszych głównych bohaterów też musi się z czymś zmierzyć… Głównie ze złudzeniami na temat swojego dotychczasowego życia. Zobaczmy, dokąd zaprowadzą ich te autorefleksje. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Później mówiono, że tekst ten nadszedł od północy, od skrzyżowania serialu Netflixa z książkami Sapkowskiego… Znaczy – w ramach Wiwisekcji Na Wiedźminie nadszedł czas na analizę kolejnego odcinka. A jest co analizować, bo trzeci odcinek serialu zatytułowany Zdradziecki księżyc bierze na warsztat jedne z najbardziej ikonicznych scen i chyba najbardziej kultowe opowiadanie pod prostym tytułem Wiedźmin, od którego wszystko się zaczęło. Przed wami historia o strzydze, za którą debiutujący Andrzej Sapkowski otrzymał w 1986 roku trzecią nagrodę w konkursie miesięcznika „Fantastyka” – i to, jak twórcy netflixowego serialu przenieśli ją na ekran. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Nie będę oszukiwać – wcale nie czekałam na Ciemny Kryształ: Czas Buntu z wypiekami na twarzy. Wręcz przeciwnie, odkąd tylko zobaczyłam zwiastun, byłam przekonana, że to chyba jednak nie jest moja bajka. Ale potem pół internetu rozpłynęło się w zachwytach nad nowym serialem fantastycznym od Netflixa… Pomyślałam więc, że może jednak się przełamię i dam mu szansę.
Podczas gdy wszyscy zachwycali się Czarnobylem, BBC i HBO po cichu wypuściły inną, chyba jeszcze lepszą serialową perełkę. Czytając opis fabuły serialu Rok za rokiem (Years and years), można by odnieść wrażenie, że ktoś próbował streścić w jednym zdaniu cały Klan – oto historia zwyczajnej rodziny opowiedziana na przestrzeni 15 lat. I rzeczywiście, ten serial mógłby być trochę jak Klan… Gdyby w Klanie były roboty. I bomby atomowe. I getta dla biedoty. I podejrzani politycy rozdający prawa wyborcze w oparciu o wysokość IQ. I co najważniejsze – gdyby scenariusz pisali Brytyjczycy z niebywałym talentem do snucia przerażających wizji nie tak wcale odległej przyszłości.
Dziś o północy polskiego czasu Netflix zaprezentował wreszcie światu długo wyczekiwany pierwszy zwiastun serialu Wiedźmin. Prawie dwuminutowa zajawka pozwala nam podejrzeć zabójcę potworów w akcji i daje jako takie pojęcie o tym, które wydarzenia i lokacje możemy zobaczyć w pierwszym sezonie. Jak wypada superwiedźmin Henry’ego Cavilla? Przekonajcie się poniżej i sprawdźcie, co o tym myślę.