Na chwilę przed rozdaniem

by Mila

Czerwony dywan już gotowy, do transmisji rozdania Oscarów zostało już tylko kilka godzin, czas więc na małe podsumowanie.

Według naszej małej sondy to Leonardo DiCaprio zgarnie w tym roku upragnioną statuetkę. Choć tuż za nim uplasował się słynny niedźwiedź ze Zjawy. Wśród pań najbardziej podobała wam się Cate Blanchett, a na Oscara w kategoriach roli drugoplanowej waszym zdaniem zasłużyli sobie Tom Hardy oraz ex aequo Rooney Mara i Alicia Vikander. Filmem roku ogłosiliście Zjawę, a wśród produkcji nieanglojęzycznych wszystkie głosy zgarnął Syn Szawła. Zjawa okazała się waszym faworytem również w wyścigu o statuetkę za reżyserię i zdjęcia. Doceniliście również efekty specjalne w Gwiezdnych Wojnach oraz Zimę w ogniu za najlepszy dokument. Pełne wyniki Oscarowej Sondy możecie zobaczyć tutaj, a już dziś w nocy przekonamy się, na ile te przewidywania okazały się słuszne.

Tradycyjnie oczywiście nie udało mi się obejrzeć wszystkich nominowanych filmów, a jeszcze mniej udało mi się ocenić na blogu… Ale po tym, co zdążyłam zobaczyć, mogę sobie pozwolić na krótkie podsumowanie moich przewidywań.

Elektroniczna wyklejanka z Oscarem w tle. All rights reserved.

Elektroniczna wyklejanka z Oscarem w tle. All rights reserved.

Może to niepopularna opinia, ale gdyby to zależało ode mnie, Oscar za najlepszą rolę męską powędrowałby w ręce Bryana Cranstona. Jasne, tak jak wszyscy chciałabym zobaczyć minę Leo, kiedy w końcu w kluczowym momencie padnie jego nazwisko… I całkiem możliwe, że ją zobaczę, bo to jednak jego wymienia najczęściej wspomina się w kontekście wygranej. Ale ani on, ani pozostali kandydaci nie zrobili na mnie specjalnie dużego wrażenia. No, może poza Fassbenderem, który był perfekcyjnie wkurzający, a to chyba oznacza, że jego rola była sukcesem. Niemniej jednak, moje serce należy do Trumbo i Cranstona.

Szczerze mówiąc, wśród wszystkich nominowanych za najlepszy film, najwięcej przyjemności sprawił mi chyba Mad Max: na drodze gniewu. Pokój, wbrew moim obawom, okazał się nie tylko naprawdę dobry, ale i wcale nie aż tak traumatyczny. Big Short jest na tyle ciekawy formalnie, że nie zdziwiłabym się, gdyby został doceniony przez Akademię. Ale tak naprawdę stało się coś dziwnego i ta najgłośniejsza kategoria w tym roku ani mnie ziębi, ani grzeje. Połowa filmów znalazła się w niej chyba przez przypadek, a druga połowa jest na tyle wyrównana, że jaki by nie był werdykt Akademii, raczej nie będę zdziwiona. O ile oczywiście nie wygra Marsjanin.

Kadr z filmu Carol, reż. Todd Haynes, 2015.

Całym sercem kibicuję za to zjawiskowej Cate Blanchett i jej pięknej roli w Carol. Choć niemałe wrażenie zrobiła na mnie również Charlotte Rampling w filmie 45 lat – który zresztą polecam, jeśli tylko ktoś gotowy jest na odczuwanie potężnej złości wobec całkiem sympatycznego starszego pana. To poruszający obraz o tym, jedna niespodziewana wiadomość potrafi namącić w życiu statecznego małżeństwa i rzucić się cieniem na całe 45 lat wspólnego życia. Wracając jednak do najlepszej roli kobiecej, wcale nie zdziwi mnie, jeśli Akademia doceni całkiem dojrzałą rolę młodej Saoirse Ronan w Brooklynie.

Czuję też, że statuetkę za męską rolę drugoplanową może otrzymać Sylvester Stallone. Nie do końca byłaby to chyba decyzja motywowana merytorycznie, bo zdecydowanie najlepiej wypadli w swoich rolach Tom Hardy i Christian Bale, ale konkurencja była tutaj spora, a Stallone powracający jako Rocky Balboa był nie tylko naprawdę dobry, ale i z pewnością budził sympatię i przywoływał sentymenty.

Kadr z filmu Dziewczyna z portretu, reż. Tom Hooper, 2015.

Nie mniejsza konkurencja była też w kategorii żeńskiej roli drugoplanowej. Nie widziałam jeszcze Nienawistnej Ósemki, ale spośród czterech pozostałych filmów trzy panie spokojnie zasłużyły sobie na Oscara. Kate Winslet była świetna jako Joanna Hoffman, Rooney Mara w Carol niczym nie ustępowała Cate Blanchett, a panie podzieliły się kategoriami w taki a nie inny sposób chyba tylko dlatego, żeby ze sobą bratobójczo nie konkurować. Ale moje serce bezkonkurencyjnie skradła Alicia Vikander. Nie mówiąc już o tym, że wszelkie laury należą jej się za uratowanie Dziewczyny z portretu, która bez Alicii byłaby już tylko kompletnie bezsensownym i nieprzemyślanym filmem nakręconym w ładnych okolicznościach przyrody.

Jeśli chodzi o reżyserię, zdecydowanie doceniłabym tutaj Pokój i Abrahamsona – choćby za to, jak świetnie poprowadził małego chłopca w tak trudnym filmie, którego dzieciak jeszcze długo nie będzie mógł obejrzeć. Choć oczywiście całkiem możliwe, że większe wrażenie zrobił0 na członkach Akademii przeczołganie ekipy filmowej przez ośnieżone góry i namówienie wegetarianina do zjedzenia surowej wątroby bizona… nie zdziwię się więc, jeśli Oscar trafi w ręce Iñárritu.

O scenariuszach mam do powiedzenia głównie jedno: dobrze, że nikt nie wpadł na to, żeby nominować Dziewczynę z portretu. Chociaż przyznam, że naprawdę dobrze napisana była Ex Machina, Pokój przyjął interesującą perspektywę dziecka (chociaż to w zasadzie zasługa materiału źródłowego), a Big Short był na tyle oryginalny, że mógłby chyba przekonać część członków Akademii.

Kadr z filmu Syn Szawła, reż. László Nemes, 2015.

Wśród filmów nieanglojęzycznych nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż przyznanie statuetki Synowi Szawła. Nie zdążyłam co prawda dotrzeć do Mustanga ani W objęciach węża, ale węgierski kandydat jest na tyle mocny, kontrowersyjny, w pewnym sensie nawet rewolucyjny i przede wszystkim DOBRY, że niewiele obrazów mogłoby się z nim równać. Nie udało się to małemu arabskiemu chłopcu o imieniu Theeb, nie udało się też duńskiemu żołnierzowi z Krigen.

Nie wypowiadam się o krótkometrażowych dokumentach, bo dotarcie do nich przerosło moje możliwości. O charakteryzacji też nie, bo żaden ze mnie specjalista, a wszystkie trzy nominowane filmy okiem laika prezentowały się pod tym względem świetnie. O dźwięku i muzyce też nie będę się wypowiadać, bo poza Carol żadne dźwięki nie zapadły mi w pamięć, a Carol z kolei brzmiała prawie jak ścieżka dźwiękowa z Godzin. Nagrodę za piosenkę tradycyjnie wywalczy pewnie James Bond, choć tutaj też – żaden utwór mnie nie grzeje, a ziębi tylko to coś do tego czegoś zwanego filmem, mimo że jest pornolem o psychopacie. A wracając do Bonda, bardzo żałuję, że jego twórcy wybrali tak a nie inaczej i odrzucili Radiohead ze Spectre. I tyle o muzyce.

Kopciuszek, reż. Kenneth Brannagh, 2015.

Nie podejmuję się też oceny scenografii, bo każdy z nominowanych filmów miał coś w sobie – a jednocześnie wszystkie są tak różne, że ciężko byłoby mi cokolwiek wybrać. Z radością jednak dałabym Oscara za kostiumy samej już nawet sukni balowej Kopciuszka. A biorąc pod uwagę fakt, że Sandy Powell ma w tym roku nominację również za Carol, w której ubrania sporo mówią o bohaterach i wnoszą swoje trzy grosze do całej historii… Spokojnie można chyba strzelać w nazwisko Sandy Powell.

Film, który w końcu przyniósł DiCaprio Oscara: Zjawa, reż. Alejandro González I?árritu, 2015.

Pominę efekty specjalne, bo nie mam na nie pomysłu. Przy zdjęciach natomiast trudno byłoby nie wskazać Zjawy. Choć muszę przyznać, że z zachwytem patrzyłam też na Carol – i nie ukrywam, że całym filmem jestem na tyle urzeczona, że chętnie rozdałabym mu wszelkie możliwe nagrody.

O długometrażowych animacjach nie mogę jeszcze powiedzieć zupełnie nic – po pierwsze dwie sięgnę dopiero dzisiaj, na resztę nie starczy już czasu. Zdecydowanego faworyta mam natomiast wśród animacji krótkometrażowych – Niedźwiedzią opowieść. Jeśli smutny Pan Miś i jego magiczna maszyna nie dostaną Oscara, prawdopodobnie się rozpłaczę. Choć cała reszta krótkich animacji też zrobiła na mnie spore wrażenie. Koniecznie musicie je obejrzeć!

Kadr z filmu Jąkała, reż. Benjamin Cleary, 2015.

A skoro mówimy już o filmach krótkometrażowych, wśród tych aktorskich trudno jest cokolwiek wybrać… bo wszystkie były świetne. Całym sercem jestem za jąkałą ze Stutterer, choć nie będę rozczarowana, jeśli statuetka przypadnie innemu obrazowi. Duże szanse mają choćby Shok o wojnie w Kosowie albo Day One o Afganistanie.

Zdarzył mi się co prawda w życiu krótki epizod montowania nagrań wideo, nie uważam jednak, żeby to mnie upoważniało do wypowiadania się na temat montażowych kategorii. Zwłaszcza że montaż jest tą rzeczą, której zwykle nie zauważam, o ile nie jest tragicznie irytujący.

"Zima w ogniu", reż. Evgeny Afineevsky, 2015.

Zima w ogniu, reż. Evgeny Afineevsky, 2015.

I na deser zostały nam długometrażowe filmy dokumentalne. Obejrzałam trzy: Amy, Zimę w ogniuWhat happened, miss Simone? Historia Niny Simone nie specjalnie nie porwała, Amy była za to naprawdę dobra, ale wśród tej trójki największe wrażenie robi zdecydowanie Zima w ogniu. I za nią zamierzam trzymać kciuki, choć jednocześnie mam nadzieję dotrzeć kiedyś do pozostałych dwóch filmów.

Tymczasem jednak zmykam nadrabiać jeszcze trochę zaległości… Widzimy się jutro, bo na pewno będę miała dla was garść świeżych komentarzy po oscarowej nocy. Do zobaczenia!

Przeczytaj także: