Zachęcona teaserem i dość niespodziewaną informacją o tym, że Robert Downey Junior nagle ma powiązania z adaptacją komiksu ze stajni DC, sięgnęłam niedawno po serial Łasuch (Sweet Tooth) – z jakiegoś powodu przekonana, że skoro to opowieść o uroczym chłopcu-jelonku, to serial będzie miły, przyjemny, baśniowy, niewinny i tak daleki od rzeczywistości ostatnich kilkunastu pandemicznych miesięcy, jak to tylko możliwe… O SŁODKA NAIWNOŚCI!
Łasuch rzeczywiście jest serialem miłym, przyjemnym, baśniowym, niewinnym, nawet pełnym nadziei – z jednej strony za sprawą przyjętej konwencji i baśniowego rytmu snucia opowieści, z drugiej dzięki niesamowitemu urokowi i grze wcielającego się w główną rolę 11-letniego Christiana Convery. Ale równocześnie jest to też serial niekomfortowy, przerażający, okrutny i garściami czerpiący z naszych kolektywnych doświadczeń i lęków czasu pandemii. To trochę takie skrzyżowanie disneyowskiego Bambi z Drogą McCarthy’ego i Epidemią strachu.
Wszystko zaczyna się wraz z wybuchem tajemniczej epidemii – a mordercza, roznoszona drogą kropelkową choroba w zastraszającym tempie dziesiątkuje ludzkość i doprowadza to upadku świata, jaki znamy. Brzmi znajomo? W samym środku tego chaosu dzieje się coś jeszcze dziwniejszego… Zamiast dzieci masowo zaczynają się rodzić ludzko-zwierzęce hybrydy. Czy to przypadek, czy jedno z drugim jest jakoś powiązane? Wielu ludzi nie czeka na naukowe ustalenia i w tych niesamowitych dzieciach i ich rodzicach znajduje sobie perfekcyjnego, nomen omen, kozła ofiarnego, którego łatwo wskazać palcem i obarczyć winą za apokalipsę.
Jedną z takich hybryd jest tytułowy Łasuch, kilkuletni chłopiec o imieniu Gus, który odkąd tylko pamięta, żyje w małej chatce w lesie gdzieś w sercu parku narodowego Yellowstone wyłącznie w towarzystwie ojca, gospodarskiego ptactwa i zrobionej ze starych skarpet zabawki o imieniu Pies. Ukryty przed pogrążonym w chaosie i chcącym eksterminować takich jak on światem, Gus wychowuje się w niemal sielankowych warunkach, na których cieniem kładzie się jedynie zestaw zasad, jakie wpaja mu ojciec: nie wychodzić poza ogrodzenie, chować się lub uciekać na widok człowieka. Ale w serialu o apokalipsie sielanka nie może trwać wiecznie. Rzeczywistość w końcu dogania naszych uciekinierów, a mały Gus musi zmierzyć się z zewnętrznym światem i jego niebezpieczeństwami.
Historia chłopca przeplata się z wątkami innych (i to jak różnorodnie obsadzonych!) bohaterów, dzięki którym mamy okazję spojrzeć na globalny kryzys pod różnymi kątami i poznać jego nierzadko bardziej niepokojące i mroczne aspekty. Mamy więc rezolutną dziewczynkę, która postawiła sobie za punkt honoru bronić hybryd przed ludźmi i w tym celu stworzyła złożoną z nastolatków armię. Mamy lekarza, który podczas pierwszej fali choroby zwanej Przypadłością był na linii frontu, a teraz musi opracować lekarstwo i staje w obliczu niemożliwych wręcz do rozwiązania etycznych dylematów. Mamy byłą terapeutkę, która zakłada tajny azyl dla hybryd. Mamy wreszcie mężczyznę, który by przetrwać w tym nowym brutalnym świecie, nie cofał się przed okrucieństwem, ale los daje mu szansę odkupienia win. Drogi wszystkich tych postaci w pewnym momencie będą musiały się przeciąć – a im więcej o nich wiemy, tym bardziej tli się w nas przeczucie, że nie stanie się to w przyjemnych okolicznościach.
Łasuch to z jednej strony przeurocza opowieść o chłopcu-jelonku, który wyrusza na Wielką Wyprawę i po drodze zdobywa przyjaciół… Ale z drugiej to też bezkompromisowy portret ludzkości w kryzysie – ze wszystkimi mrocznymi instynktami, które dochodzą wtedy do głosu. Serial zupełnie nie cacka się z wciąż drażliwym tematem globalnej epidemii. Niektóre sceny wyglądają jak żywcem wyjęte z informacyjnych relacji ze szpitali albo opustoszałych ulic, jakie jeszcze niedawno widzieliśmy w telewizji. Inne wyglądają jak portret tego irytującego typa, który naraża wszystkich wokół, bo jemu jest niewygodnie w maseczce. W scenach, które wydają się widzowi bardzo znajome, mocno wybrzmiewają rozmaite postawy wobec Przypadłości – od lekceważenia, przez strach, zarówno ten uzasadniony, jak i ten objawiający się na irracjonalne sposoby, po wskazywanie palcem winnych i napędzaną strachem agresję i okrucieństwo. Gdzieś nad tym wszystkim unosi się pytanie, co mogłoby się stać z naszym własnym światem, gdyby wszystko poszło jeszcze o ten krok czy dwa dalej…
Niewinność i brutalność przeplatają się tu w przedziwnej, hipnotyzującej mieszance. To trzeba zresztą jasno powiedzieć: to chwilami jest brutalny serial. Twórcy niby starają się najbardziej krwawe akty przemocy wypychać poza kadr… ale podprowadzają nas do nich tak blisko, że nie pozostaje nam już zbyt wiele pola dla wyobraźni. Jest to też serial, który potrafi być przerażający – zwłaszcza, że ukazuje się w momencie, w którym dopiero co zaczęliśmy wychodzić z własnego globalnego kryzysu, a tak naprawdę wciąż jeszcze nie wiadomo, czy nie wychodzimy z niego tylko na chwilę. Łasuch mistrzowsko gra na wciąż świeżych emocjach i upycha na ekranie mnóstwo elementów, które rezonują z naszymi niedawnymi doświadczeniami. Oryginalna, komiksowa wersja ponoć była jeszcze bardziej niepokojąca, a serial trochę tonuje jej wymowę – ale nadal pozostaje czymś, co raczej powinniście sami obejrzeć, zanim włączycie to swoim dzieciom.
Jednocześnie jakimś cudem to cały czas jest urocza i paradoksalnie podnosząca na duchu historia o przyjaźni i nadziei. Nawet jeśli sezon kończy się całą serią wielkich i niepokojących zwrotów akcji, udaje mu się pozostawić nas z płomykiem nadziei, że z tego wszystkiego może jeszcze wyniknąć coś dobrego.
Łasuch to niezwykle ciekawa propozycja, ciśnie mi się wręcz pod palce słowo „perełka” – i choć serial pojawił się na Netflixie właściwie trochę z zaskoczenia i bez wielkiej promocji, mam wrażenie, że może jeszcze zrobić wokół siebie wiele szumu.
2 komentarze
Pierwsze odcinki oglądało mi się cholernie ciężko. Ten dyskomfort, o którym piszesz, bardzo mocno dawał mi się we znaki. A świadomość, że sami mamy do czynienia z pandemią nie pomagała. Z kolejnymi odcinkami było mi lżej i bardzo mi się podobało, ale… tak potwornie Gus mnie wkurzał…
Ja wiem, wiem – to dziecko. Dziecko, które na dość, że jest dzieckiem i z samego tego powodu nie musi rozumieć złożoności świata, to jeszcze dziecko wychowane w odosobnieniu i do tego pod kloszem. Tak więc ma prawo robić totalne głupoty. Ale niestety rozsądek przegrywa z irytacją, którą chłopiec we mnie wywoływał 🙁
Na pewno jednak będę liczyć na drugi sezon, bo serial był serio ciekawy!
To prawda, dla mnie też pierwsze odcinki były najtrudniejsze do przetrwania. Z Gusem za to mam na odwrót – dziecięcy bohaterowie nierzadko działają mi na nerwy, a tu tego nie było, jakoś mnie nie drażnił 😉
Komentarze zostały wyłączone.