Jest taki film George’a Clooneya o dość tajemniczym tytule Good night and good luck. Ta czarno-biała produkcja traktuje o telewizji lat 50′, a konkretniej o legendzie amerykańskiego dziennikarstwa, Edwardzie R. Murrowie. W dobie społecznego ostracyzmu i wielkiego polowania na komunistów, sympatyków komunizmu, a nawet ludzi, którym zdarzyło się kiedyś przypadkowo podać rękę komuniście, Murrow i jego ekipa stąpają po cienkim lodzie, wypowiadając medialną wojnę senatorowi McCarthy’emu, inicjatorowi tej antykomunistycznej nagonki. Ryzykując karierą i narażając się na oskarżenia pod własnym adresem, Murrow nie szczędzi na antenie odważnych słów, starając się pozostać wiernym prawdzie i lojalnym wobec swoich odbiorców.
Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać!
Wzięło mnie ostatnio na powtórki. I to nie na byle jakie powtórki – odkurzam serial z lat osiemdziesiątych, tematycznie sięgając przy okazji aż do drugiej wojny światowej. Tak, tak, mowa oczywiście o legendarnym ’Allo 'allo!
Mówi się, że ci, którzy najbardziej nas rozśmieszają, są tak naprawdę najsmutniejszymi ludźmi, jakich znamy. Ta przykra prawda kryje się wszędzie – w zmaganiach Andersona, przeuroczego twórcy Świata według Ludwiczka z ojcem alkoholikiem, nadwagą i depresją, w doniesieniach o depresji Jima Carreya… Nawet gdzieś pod melonikiem legendy – Charliego Chaplina.
Drodzy państwo, a w szczególności – drogie panie! Niniejszym przedstawiam wam serial, od którego nie oderwiecie wzroku, serial ciekawy i trzymający w napięciu – to informacja dla panów, a teraz wiadomość szalenie istotna dla pań – serial pełen mężczyzn w garniturach. Przystojnych, inteligentnych mężczyzn w garniturach. Przystojnych, inteligentnych prawników w garniturach. O, tak. Możecie już piszczeć.
Romansuję z Hemingwayem. I jest to niewątpliwie najbardziej satysfakcjonujący romans ostatnich miesięcy. Hemingway ma wszystko, czego mi właściwie w mężczyźnie potrzeba, charyzmatyczną osobowość, odwagę, prosty sposób przekazywania ważnych treści… i ten szczególny rodzaj wiedzy, której w żadnych książkach nie da się wyczytać, ten rodzaj wiedzy, który mądrzy ludzie nazywają doświadczeniem.
Wszystkich anglofilów obowiązkowo odsyłam do Downton Abbey. Różne rzeczy mówi się o tym serialu. O pierwszym sezonie – że zachwycający, że objawienie, że rewelacja. A ja się skwapliwie pod tymi opiniami podpisuję. O drugim sezonie mówi się już trochę gorzej – że stracił coś ważnego, że zaplątał się w relacje i dramaty rodem z taniej telenoweli i że przypomina Dynastię. Nie byłabym aż tak krytyczna… Prawdą jest, że drugi sezon prezentuje się odrobinę słabiej i że wątki matrymonialno-miłosne zaczynają mu nieco ciążyć. Ani trochę jednak serial nie stracił uroku i klimatu, a to jest dokładnie to, co mnie w nim zdecydowanie zachwyca.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej o Diane Arbus nie słyszałam. Fotografia nie należy do dziedzin, o których miałabym jakiekolwiek pojęcie… Biograficzny film o tej pani – Futro: portret wyobrażony Diane Arbus – też specjalnie mojej wiedzy na jej temat nie poszerzył. Może poza tym, że była to kobieta odrobinkę szalona i że mogłybyśmy się polubić.