Uwaga, maniacy seriali! Radujmy się, albowiem wesoły nam dzień dziś nastał!
Po wakacyjnej przerwie How I Met Your Mother wraca z nowym sezonem i świeżutką porcją humoru, niekończących się anegdotek Teda i życiowych mądrości wujka Barneya. I choć po siedmiu sezonach wciąż nie wiemy, kto jest matką dzieci Teda i w jakich okolicznościach oni się do cholery poznali, serial z biegiem czasu niewiele stracił na atrakcyjności. Przyznam szczerze, że wciąż trzymana w tajemnicy tożsamość tytułowej matki zaczyna mi być cokolwiek obojętna, chętnie bym się natomiast dowiedziała, co i jakim pokręconym sposobem stanie się z resztą bohaterów. Wszyscy oni bowiem dają się lubić, każdy na swój własny, charakterystyczny sposób.
Motyw przewodni serialu, czyli opowieść o tym, jak to tatuś poznał mamusię, na początku wydawał się być strzałem w dziesiątkę, koncepcją nadającą całej historii ciekawą strukturę. I o ile początkowo przedłużanie tej rodzinnej opowieści samo w sobie było zabawne, z biegiem lat staje się to odrobinę absurdalne. Nawet jednak mimo tego fenomen How I Met Your Mother nie słabnie. Trudno się zresztą temu dziwić, serial jest przecież świetnie napisany, legendarnie (pozwolę sobie, choć odrobinę na wyrost, użyć właśnie tego słowa) zagrany i opiera się na sprawdzonym i niezawodnym schemacie.
Mówiąc o How I Met Your Mother nie da się bowiem uniknąć porównań do Przyjaciół. Na całe szczęście twórcy otwarcie i zabawnie nawiązują do tej prawdziwie (!) legendarnej produkcji, czyniąc sytuację jasną i klarowną, raz na zawsze odcinając się od pomówień o bezczelny plagiat. Co bardziej porywczy widzowie i wyznawcy Przyjaciół mieliby przecież na co narzekać, gdyby sprawy nie postawić jasno – w końcu schemat niemal ten sam, kawiarnię jedynie zastąpiono barem, bohaterowie też jacyś łudząco podobni do dobrze wszystkim znanej szóstki, odrobinę tylko uwspółcześnieni i przerysowani… Trudno powiedzieć, na ile za sukcesem How I Met Your Mother kryje się szlak przetarty przez Przyjaciół, niewątpliwie jednak serial całkiem satysfakcjonująco wypełnia dziurę na antenie i w sercach tych, którzy za nimi tęsknią. Mówi się o nim nawet wprost, że to wersja Przyjaciół przystosowana do potrzeb dzisiejszej młodzieży – brzmi to dla mnie trochę jak mówienie o zamienniku, a ciężko mi naprawdę uwierzyć, że chodzą po tym świecie ludzie, którzy nigdy nie widzieli Przyjaciół pomimo ich nieustannej obecności na antenie. Jeśli jednak naprawdę dzisiejsze dzieciaki mają takie serialowe tyły, pokrzepiająca zdaje się myśl, że może choć część z nich pod wpływem ubóstwianego HIMYM sięgnie do źródeł i trochę się wyedukuje.
Koniec jednak tego gderania, wszak dzień mamy radosny! Zasiądźmy przed ekranem, odśpiewajmy wspólnie doskonale znaną czołówkę i czekajmy na rozwój wypadków. A choć niewielu z nas ma pewnie nadzieję na rychłe ujrzenie twarzy przyszłej pani Mosby, to jednego możemy być pewni – przed nami sporo dobrej zabawy.
2 komentarze
Jeden z moich ulubionych seriali 🙂 No i koniecznie trzeba oglądać w oryginale, bo polski lektor psuje zabawę 😀
polski lektor w ogóle przeważnie psuje zabawę 😀
Komentarze zostały wyłączone.