Premiera drugiego sezonu netflixowego Wiedźmina już za nami, tradycyjnie ruszamy więc z analizą poszczególnych odcinków i tego, ile z książek Andrzeja Sapkowskiego ostało się po przeniesieniu tej historii na ekran. Drugi sezon pod tym kątem niestety nie powala i jako samozwańcza największa fanka wiedźmina podczas pracy nad tą serią wpisów #CierpięZaMilijony… Na szczęście jednak na rozgrzewkę dostajemy odcinek pierwszy zatytułowany Ziarno prawdy, który jeszcze w miarę trzyma się opowiadania pod tym samym tytułem i w którym to Geralt spotyka dotkniętego klątwą Nivellena i jego tajemniczą ukochaną. Zobaczmy, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Myślę, że niezbyt przesadzę, jeśli powiem, że Spider-Man: No Way Home dla bardzo wielu osób jest najważniejszym filmem tego roku. Filmem… albo może raczej wydarzeniem, bo to produkcja, która bazuje na co najmniej dwudziestu latach popkulturalnego kontekstu i jej największą wartością jest nieprawdopodobna wprost masa smaczków, które mają radować serca fanów Spider-Mana. Pogadajmy więc o tych fajnych rzeczach – oto moja lista 10 rzeczy, które szczególnie mnie uradowały w filmie Spider-Man: No Way Home. [Tekst zawiera OGROMNE spoilery!].
W każdym z nas są dwa wilki. Moje właśnie żrą się na śmierć i życie o to, czy podobał mi się drugi sezon netflixowego Wiedźmina. Jeden wilk mówi, że to była świetnie zrealizowana, wciągająca rozrywka z ciekawymi bohaterami i że przecież (przynajmniej do czasu) fantastycznie się bawiłam. Drugi nie może uwierzyć w to, jak bardzo scenarzystom odjechał peron, na którym zostały książki Andrzeja Sapkowskiego. I dlaczego ktokolwiek jeszcze nazywa to adaptacją, skoro to już jest ewidentny fanfik. A ja tak siedzę, patrzę na te wilki i zupełnie nie wiem, któremu kibicować i którego karmić.
Od pewnego czasu po internecie krąży taki żart-pytanie: czy żeby zrozumieć, co się dzieje w filmie Spider-Man: Bez Drogi Do Domu (No Way Home), trzeba najpierw obejrzeć Spider-Mana 1, 2, 3, 1, 2, 1 i 2? Otóż, moje drogie Pajączki, trzeba. Obowiązkowo. [Przy tym filmie każde niewinne pół zdania może być spoilerem, więc czytacie na własną odpowiedzialność, choć staram się nie zdradzać niczego, czego nie ma w zwiastunach].
Finałowy odcinek pierwszego sezonu Wiedźmina zatytułowany Coś więcej bierze na tapet opowiadanie pod tym samym tytułem – w którym to Geralt ratuje kupca przed potworami, majaczy w gorączce i w końcu wbrew zwątpieniu odnajduje swoje przeznaczenie. Intro odcinka pokazuje nam, jak symbole, którymi sygnowane były poprzednie epizody, stapiają się w jeden znak: połączenie głowy wilka symbolizującej Geralta, gwiazdy kojarzącej się z obsydianowym naszyjnikiem noszonym przez Yennefer oraz jaskółki będącej elfim przydomkiem Ciri. Tak też wątki trójki najważniejszych bohaterów i trzy linie czasowe ostatecznie splatają się w tym finałowym odcinku sezonu. Zobaczmy, jak to wszystko się rozegrało i ile w tym z oryginalnego tekstu Sapkowskiego! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Siódmy odcinek netflixowego Wiedźmina konfrontuje naszych bohaterów z konsekwencjami podjętych przez nich decyzji. Geralt wraca do Cintry i trafia w sam środek jej rzezi, Yennefer publicznie zostaje ogłoszona odpowiedzialną za rosnącą potęgę Nilfgaardu, a Ciri postanawia nie korzystać z pomocy życzliwej osoby i zamiast tego po raz kolejny przekonuje się, jaki świat jest niebezpieczny. Odmiennie niż w przypadku poprzednich odcinków, epizod siódmy zatytułowany Przed upadkiem, nie adaptuje żadnego konkretnego opowiadania, wypełnia za to luki między wydarzeniami i dopowiada co nieco, opierając się na rozrzuconych po różnych miejscach prozy Sapkowskiego fragmentach. Sprawdźmy więc, co z tego wszystkiego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Szósty odcinek Wiedźmina zatytułowany Ginące gatunki bierze na warsztat kultowe opowiadanie Granica możliwości, w którym Geralt i reszta ferajny stykają się ze złotym smokiem. W polskich widzach ta konkretna przygoda Geralta może budzić szczególną nostalgię (we mnie budzi), bo tak się składa, że w naszej rodzimej ekranizacji z początków wieku ten akurat fragment okazał się być bardzo… memiczny. Wiecie, Geralt z maślanym wzrokiem oświadcza, że „lubi smoki”, Yennefer majta nogami, Jaskier, równie rozmarzonym tonem przyłącza się do zachwytów przyjaciela i oświadcza „smoku, jesteś piękny”… no i sam smok. Który, mimo że wygląda cokolwiek sympatycznie, nie jest najwybitniejszym dziełem z dziedziny efektów specjalnych, nawet jak na tamte czasy. Bardzo, bardzo delikatnie mówiąc. To wszystko pobrzmiewa gdzieś w głowie polskiego odbiorcy, sprawdźmy więc, jak netflixowy Wiedźmin poradził sobie ze smokiem – i jak szósty odcinek ma się do adaptowanego opowiadania Sapkowskiego. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Na początku byli kosmici… i widział Arishem, że było to dobre. Do kin trafiła nowa produkcja Marvela – wyreżyserowana przez nagrodzoną Oscarem Chloé Zhao, błyszcząca gwiazdorską obsadą, wprowadzająca nowych bohaterów, poważniejsza w wymowie i fabularnie sięgająca z jednej strony do kosmologii, z drugiej zaś do początków cywilizacji człowieka. Co z tego wszystkiego wyszło i jak Eternals wypadają na tle MCU?
Jeżeli istnieje jakaś książka niemal niemożliwa do przeniesienia na kinowy ekran, to prawdopodobnie jest nią kultowa Diuna Franka Herberta. Monumentalna, niemal ośmiusetstronicowa, napisana niezwykłym językiem, wykuta z przedziwnego splotu filozoficznych koncepcji i elementów rozmaitych kultur, niespieszna, wymagająca, domagająca się zanurzenia w świecie przedstawionym bez zbędnych wyjaśnień, pełna sprzeczności, jednocześnie futurystyczna i otulona atmosferą przeszłości, kameralna i epicka zarazem… A nawet jeszcze nie wspomnieliśmy o fabule, w której fatum, mistyka, stare przepowiednie, nowe religie i wizje nieuchronnej przyszłości przeplatają się z wielopoziomowymi politycznymi intrygami i widmem wojny. Jak przenieść to wszystko na ekran i zmieścić wewnątrz nawet bardzo długiego filmu, nie tracąc ważnych elementów, z których utkana jest ta niezwykła opowieść? Prawdopodobnie nie da się tego zrobić… Ale Denis Villeneuve zbliża się do osiągnięcia tego celu tak bardzo, jak to tylko możliwe.