Premiera drugiego sezonu netflixowego Wiedźmina już za nami, tradycyjnie ruszamy więc z analizą poszczególnych odcinków i tego, ile z książek Andrzeja Sapkowskiego ostało się po przeniesieniu tej historii na ekran. Drugi sezon pod tym kątem niestety nie powala i jako samozwańcza największa fanka wiedźmina podczas pracy nad tą serią wpisów #CierpięZaMilijony… Na szczęście jednak na rozgrzewkę dostajemy odcinek pierwszy zatytułowany Ziarno prawdy, który jeszcze w miarę trzyma się opowiadania pod tym samym tytułem i w którym to Geralt spotyka dotkniętego klątwą Nivellena i jego tajemniczą ukochaną. Zobaczmy, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Krew i miłość – wątek Geralta i Ciri
Odcinek rozpoczyna się trochę jak horror – widzimy, jak ciemną, zimną nocą szukający schronienia w opustoszałej osadzie podróżni zostają brutalnie zamordowani przez tajemniczego potwora pozostającego poza kadrem. Ta otwierająca scena to małe wprowadzenie do tej części odcinka, która adaptuje opowiadanie Ziarno prawdy. Zanim jednak ten wątek powróci, wiedźmin po drodze zalicza jeszcze małe przystanki.
Po tym, jak pod koniec ostatniego sezonu Geralt i Ciri w końcu się spotkali, teraz mamy okazję przyjrzeć się nieco bliżej nawiązującej się pomiędzy nimi relacji, kiedy razem podróżują do wiedźmińskiego schronienia w Kaer Morhen. Podczas tej podróży dzieje się kilka ważnych rzeczy. Najpierw wiedźmin i księżniczka zahaczają o miejsce niedawnej bitwy pod Sodden, Geralt chce się bowiem dowiedzieć, co stało się z Yennefer po tym, jak heroicznie odwróciła losy starcia z Nilfgaardem. Na miejscu spotyka jednak tylko Tissaię de Vries desperacko nawołującą swoją podopieczną, która po bitwie zniknęła bez śladu. Z bardzo oszczędnej wymiany zdań z czarodziejką Geralt wywnioskowuje, że Yennefer najwyraźniej zginęła – i choć stara się to ukryć, widać, że ta wiadomość złamała mu serce. Drugą rzeczą, jakiej wiedźmin dowiaduje się podczas tej sceny, jest to, że Ciri ma wizje przyszłości – dziewczyna opowiada mu, że we śnie widziała już, jak Geralt i Tissaia nawołują Yennefer.
Kolejny przystanek to nocleg w lesie. Dostajemy tu małą, uroczą scenę, podczas której zarysowuje nam się zgodna z duchem książki dynamika relacji pomiędzy poznającymi się bliżej Geraltem i Ciri – i jest to nawiązanie do sceny otwierającej powieść Krew elfów, choć tam Ciri jest wyraźnie młodsza, a Geralt bardziej opiekuńczy, więc akcenty zostają rozłożone trochę inaczej. Dziewczyna ma koszmary o czarnym rycerzu, który pochwycił ją podczas ucieczki z Cintry, a kiedy się budzi, zdystansowany i lekko ironiczny Geralt (totalnie nie chcę wiedzieć, o co chodzi w żarcie z trollem) swoim wycofaniem paradoksalnie zostawia jej wystarczająco dużo miejsca, by mogła się trochę otworzyć i zdradzić, o czym śniła. Książkowa Ciri też bardzo długo miewa koszmary o czarnym rycerzu, tam mają one jeszcze dodatkowy podtekst zagrożenia natury seksualnej, a dziewczynka wielokrotnie powtarza pytanie „co on mi zrobił?”, jakby nie do końca pamiętała, co się wydarzyło. Jak w Wieży Jaskółki dowiadujemy się ze słów samego Cahira, kiedy tuż po rzezi Cintry Ciri przez jakiś czas pozostawała w jego pieczy, ten próbował się nią opiekować, a co za tym idzie, rozebrać i umyć, a gdy podczas tych czynności była wyraźnie przestraszona, także uspokoić „dotykiem i delikatnością”, cokolwiek to znaczy – co zdecydowanie nie pomogło ukoić lęku przetrzymywanej przez wroga dwunastoletniej dziewczynki, której właśnie wymordowano całą rodzinę i spalono rodzinne miasto. Podczas obozowania w lesie Ciri podpytuje też Geralta o Prawo Niespodzianki i o to, co to właściwie znaczy, że jest jego przeznaczeniem – a Geralt, tak jak pod koniec opowiadania, gdzie tych dwoje spotyka się na podwórzu Złotolitki, zapewnia dziewczynę, że jest czymś więcej niż tylko przeznaczeniem.
Rankiem ruszają dalej – a po drodze rozmawiają o Kaer Morhen i o tym, jak wiedźmini chronią się w górach przed niezbyt przychylnie nastawionym do nich światem (co serial w kolejnych odcinkach w zasadzie wyrzuci do kosza, ale na to będziemy narzekać w swoim czasie). Przy okazji Geralt robi nawiązanie do wypuszczonego w tym roku przez Netflix anime o czasach (względnej) młodości Vesemira, kiedy to czarodzieje do spółki z miejscową ludnością dokonali pogromu na wiedźminach – opierającego się zresztą o kilka akapitów między innymi z Krwi elfów, gdzie pogrom zostaje wspomniany. To jedno z wielu miejsc w tym sezonie, kiedy Netflix ewidentnie podbudowuje rosnące uniwersum Wiedźmina, robiąc mniej lub bardziej subtelne nawiązania do swoich kolejnych produkcji. Nagle Płotka robi się niespokojna, a Geralt dostrzega martwe zwierzę z nietypowymi obrażeniami – i postanawia zbadać sprawę. Coś ewidentnie czai się w lesie, nasi podróżni spieszą więc ku najbliższej osadzie – którą okazuje się to samo opuszczone miejsce, gdzie na początku odcinka zginęli kupiec i jego rodzina. Geralt nie zapuszcza się jednak do środka i nie bada śladów, mówi za to, że w pobliżu mieszka jego przyjaciel i że tam mogą się udać na spoczynek.
Tutaj widać już, że serial odchodzi nieco od książki – i to nie tylko pod względem tego, że w opowiadaniu Ziarno prawdy w ogóle nie pojawia się Ciri, a Geralt podróżuje sam. W książce podczas jednej ze swoich podróży Geralt najpierw znajduje dwa trupy, bada sprawę i to ostatecznie doprowadza go do domu Nivellena, który w tym momencie jest dla niego jeszcze zupełnie obcą osobą. W serialu natomiast obaj panowie znają się już wcześniej, Geralt jednak nie spodziewa się, jak bardzo za sprawą klątwy zmienił się jego przyjaciel od czasu poprzedniego spotkania. Kiedy więc Geralt i Ciri dojeżdżają domu Nivellena, okazuje się, że budynek w magiczny sposób próbuje odstraszyć ich, tak jak w książce, trzaskającymi okiennicami we wszystkich oknach na raz. Podobnie jak w książce, z domu wypada postawna postać o zwierzęcym łbie trochę przypominającym niedźwiedzia, a trochę odyńca. Stwór rzuca się na wiedźmina, ale rozpoznaje go, wykrzykuje jego imię i to powstrzymuje Geralta przed zadaniem mu ciosu. W książce, po chwili nerwowej konfrontacji pomiędzy nieznajomymi, Nivellen jest zaciekawiony tym, że wiedźmin się go nie boi ani od razu nie rzuca się go mordować – zaprasza go więc na kolację, podczas której opowiada mu swoją historię i demonstruje swoje magiczne zdolności kontrolowania domu i wyczarowywania jedzenia. Fakt, że w serialu panowie się już znają, być może ma dodać wiarygodności scenom gościny, tym bardziej, że wiedźmin ma pod opieką Ciri i wyszedłby na dość nieodpowiedzialnego przyszywanego rodzica, gdyby tak po prostu wprowadził dziewczynę do domu dopiero co poznanego typa ze zwierzęcą paszczą. Ta zmiana jest więc dość zdroworozsądkowa, chociaż z drugiej strony potwór zapraszający nieznanego wiedźmina na kolację i ich badanie wzajemnych intencji podczas pełnej niedopowiedzeń rozmowy były ciekawym tematem opowiadania.
Nivellen zaprasza gości do środka i robi wszystko, by czuli się dobrze – wyczarowuje kąpiel dla Ciri i suto zastawiony stół dla całej trójki. Wykąpana Ciri znajduje czystą białą suknię i zakłada, że ją też wyczarował gospodarz – okazuje się jednak, że podarowała ją dziewczynie tajemnicza istota ukrywająca się w budynku. Jeśli dobrze przyjrzeć się reakcji Nivellena na widok tej sukni, można się domyślać, że nie jest pewny intencji, jakie stoją za tym podarkiem. Podczas kolacji Nivellen opowiada Ciri, jak poznał wiedźmina – okazuje się, że kilkanaście lat wcześniej Geralt został zatrudniony przez jego ojca do wybicia grasujących w okolicy wiwern. Kiedy młody, pogardzany przez ojca Nivellen chciał udowodnić swoją wartość, samodzielnie zabijając jednego z potworów, Geralt musiał go ratować – ale powiedział ojcu chłopaka, że to ten zabił wiwernę. Ta historia oczywiście nie znajduje się w książce, ale w serialu całkiem dobrze służy za środek do pokazania Ciri, że pod szorstkim obyciem wiedźmina kryje się empatyczne serce. Nivellen opowiada im również, na tym etapie jeszcze nie ze wszystkimi szczegółami, historię o tym, jak został przeklęty – razem ze swoją bandą napadł kiedyś na świątynię Lwiogłowego Pająka, gdzie zgwałcił kapłankę (tę informację zdradzi dopiero pod koniec odcinka), która w zemście rzuciła na niego klątwę, mówiąc coś o krwi i miłości. Historia tej klątwy w książce jest podobna, choć Nivellen nie próbuje się tam kryć ze swoimi przewinami, nie mówi też o tym, że wpadł w złe towarzystwo – bo w książce już cała jego rodzina jest złym towarzystwem, które przez pokolenia napadało na przejezdnych kupców i terroryzowało okolicę, rozbój chłopak miał więc niejako w genach. A na pewno w wychowaniu.
W książce Nivellen opowiada również całkiem wciągającą historię o kolejnych kobietach, przy pomocy których próbował odczynić ciążący na nim urok. Opowiadanie Ziarno prawdy to bowiem Sapkowski bawiący się motywem Pięknej i Bestii – a w książce wybrzmiewa to jeszcze mocniej niż wybrzmi w serialu. Nivellen próbował bowiem odczynić urok, oferując kupcom, podupadłym rycerzom i każdemu, kto tylko zechciał skorzystać, część swojego majątku w zamian za to, by ich córki pomieszkały z nim przez rok. Liczył, że któraś z panien w końcu się w nim zakocha i że jej uczucie odczyni urok… tak się jednak nie stało, pomimo licznych prób i licznych panien. W końcu doszedł do wniosku, że wcale nie potrzebuje zdejmować z siebie uroku – a zapewne tylko utwierdziła go w tym przekonaniu jego najnowsza partnerka, sama niezbyt… konwencjonalna. Kwestia dziewcząt, które miały zdjąć z Nivellena urok, przewija się w serialu, ale zaledwie w jednym zdaniu w rozmowie z Ciri, łatwo więc można to przegapić.
Tymczasem jednak w serialu Geralt wypytuje o opuszczoną wioskę. Nivellen zwala winę na powojenną zawieruchę i na Dziki Gon, który pojawił się w okolicy. Serial trochę wybiega tu w przyszłość, wprowadzając legendarny orszak upiorów mknących po niebie nieco wcześniej, niż pojawia się on w książkach. Na tym etapie jednak Geralt traktuje go jako niegodną wiary bajkę. Rozmowę przerywają tajemnicze dźwięki dochodzące z sufitu. Ciri początkowo zakłada, że to kot, co Nivellen skwapliwie potwierdza, ale duet detektywów Wiedźmin i Księżniczka Sp. z o.o. szybko dochodzi do wniosku, że gospodarz coś ukrywa. Geralt idzie więc sprawdzić, czy budynek jest bezpieczny, Nivellen zaś zabawia Ciri opowieścią o elfiej wojowniczce, która zakochała się w ludzkim magu. To historia, która będzie powracać na przestrzeni sezonu i to nie bez powodu – bo serial, też zaskakująco szybko w stosunku do książek, zamierza nam zdradzić, co łączy Ciri z legendarną Larą Dorren. Poza dawnymi legendami, Ciri dowiaduje się też, że Nivellen ma na sumieniu więcej niż złupienie świątyni – gospodarz przyznaje, że po przemianie w potwora w szale pozabijał swoich służących, i dodaje, że zasłużył na swoją karę. To nijak nie pociesza Ciri, która, choć o tym nie mówi, odczuwa ciężar tego, co za jej sprawą stało się z mężczyznami, którzy próbowali ją napaść pod koniec poprzedniego sezonu.
Podczas gdy Ciri w cieple słucha dawnych legend i gawędzi o przeszłości z Nivellenem, Geralt na śniegu gada z Płotką. Czuwa, wypatrując zagrożenia, ale to dopiero Płotka znacząco szturchająca go pyskiem zwraca jego uwagę na dziwne ślady na śniegu. To całkiem urocze odniesienie do książki, gdzie to za sprawą Płotki wiedźmin domyślił się, z jakim rodzajem potwora ma do czynienia. Geralt bada ślady, a potem wraca, by spróbować wyciągnąć z Nivellena prawdę o mieszkającej z nim istocie – ewidentnie jeszcze sam nie domyśla się, jakie czyha na nich zagrożenie, bo w przeciwnym razie momentalnie zabrałby stamtąd Ciri. Panowie grają w ustawioną przez oszukującego gospodarza pijacką grę polegającą z grubsza na rzucaniu sztyletami w portret jego ojca i zdradzaniu swoich sekretów. Geralt, choć wie, że jest oszukiwany, pozwala Nivellenowi wygrywać – a my dzięki temu możemy nieco zajrzeć wgłąb serca Geralta. Rozmowa schodzi bowiem na Yennefer z Vengerbergu i na to, że Geralt, choć tego nie pokazuje, jest zdruzgotany informacją o jej śmierci. Nivellen zagaduje o to, czy Geralt zamierza zrobić z Ciri wiedźminkę – co jest zapowiedzią dość skandalicznego wątku, z jakim będziemy mieli do czynienia za kilka odcinków. Ostatecznie wiedźmin pokazuje, że doskonale zdawał sobie sprawę z oszustwa, i próbuje wyciągnąć z przyjaciela prawdę, Nivellen jednak po raz kolejny unika tematu i udaje się na spoczynek. Zaniepokojony wiedźmin wyrusza do wyludnionej wioski, by ją bliżej zbadać.
Tymczasem w pokoju, gdzie nocuje Ciri, rozgrywa się scena niczym z horroru – czarnowłosa, ubrana w białą suknię kobieta wyłazi ze ściany i wspaniale niepokojącymi, szybkimi, urywanymi ruchami porusza się po suficie. Głową w dół złazi po ścianie i siada przy Ciri, jakby zaraz zamierzała ją zaatakować… Ale kiedy dziewczyna się budzi, uspokaja ją i mówi, że chciała tylko ukoić jej koszmary. Vereena, bo tak przedstawia się „przyjaciółka” Nivellena, której obecność początkowo brano za kota (totalnie czekałam, aż Ciri powie: ale ty miałaś być kotem), jest zafascynowana innością Ciri i jej głębokim poczuciem osamotnienia. Zamieniają kilka słów o Geralcie i o tym, co to znaczy być potworem, oraz o miłości Nivellena, który ukrył ukochaną przed wiedźminem, by ten nie zrobił jej krzywdy.
Podczas gdy Vereena usypia Ciri, Geralt ze srebrnym mieczem w ręku bada opustoszałą wioskę i trupy pozostawione przez potwora. Zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z bruxą, czyli rodzajem groźnego wampira, i wraca do Ciri, każąc jej natychmiast stawić się przy Płotce i uciekać, w razie gdyby ktokolwiek poza nim wyszedł z tego domu. Ciri po raz pierwszy konfrontuje się z bardziej niepokojącą stroną wiedźmina, z twarzą poszarzałą od eliksirów, obcesowo wydającego jej polecenia. Spełnia jednak jego „prośbę” i wychodzi z budynku – jak niemal nieustannie w tym sezonie, niedostatecznie ubrana jak na panujące wokół zimowe warunki. Serio, cały sezon rozgrywa się zimą, a bohaterowie łażą po śniegu z odsłoniętymi szyjami, bez kurtek i z rękawami 3/4 – i to nie tylko ci, którzy są w stanie ogrzać się dzięki magii. Geraltowi tymczasem udaje się podejrzeć bruxę w akcji, podczas gdy ta pije krew śpiącego Nivellena. Rozpoczyna się walka, najpierw wewnątrz budynku, później na dziedzińcu, już na oczach Ciri, która sprawia wrażenie, jakby chciała bronić Vereeny. Wampirzyca początkowo uderza w wiedźmina falami potężnego krzyku, w końcu jednak przyjmuje bardziej zwierzęcą formę wielkiego nietoperza. Kiedy Geraltowi udaje się ją ciąć srebrnym mieczem, ranna Vereena przybiera znów ludzką postać i naga leży na śniegu – a empatycznie nastawiona Ciri podbiega do niej, by przykryć ją płaszczem. Nie kończy się to dla niej zbyt dobrze, bo wampirzyca nagle łapie ją za gardło i grozi wiedźminowi, że zabije dziewczynę. W kluczowym momencie Ciri ratuje jednak Nivellen, wbijając wampirzycy w plecy ostro zakończony drąg (przyglądałam się kilka razy, ale nie mam pojęcia, co to jest, w książce był to ułamany kawałek bramy). Tu znów dostajemy scenę jak z Egzorcysty – Vereena z okropnym chrzęstnięciem wykręca głowę i ręce do tyłu, i powoli, z wysiłkiem przesuwa się w kierunku Nivellena próbującego jak najbardziej oddalić od siebie nieszczęsny drąg. Powtarza przy tym „mój albo niczyj”, ewidentnie dając do zrozumienia, że zamierza go zamordować, w ostatnich słowach wyznaje mu też miłość. Na chwilę przed katastrofą Geralt jednak ścina jej głowę – a nie licząc obecności Ciri, cała ta konfrontacja została bardzo wiernie przeniesiona z kart książki na ekran.
Śmierć wampirzycy ściąga klątwę z Nivellena, ten znów zamienia się w człowieka – a kto oglądał Grę o Tron, nie będzie w stanie ogarnąć umysłem tego, jak wygląda znany z tamtego serialu Kristofer Hivju bez swojej słynnej rudej brody. I jak podejrzanie jest podobny do Brienne z Tarthu. Podobnie jak w opowiadaniu, puentą całej historii okazuje się to, że klątwę może zdjąć miłość… pod warunkiem, że jest prawdziwa. Odwrotnie niż w opowiadaniu, Nivellen przyznaje, że znał prawdziwą naturę swojej ukochanej i świadomie pozwalał jej się na sobie pożywiać, w nadziei, że w ten sposób nie będzie krzywdziła innych, nie był jednak w stanie nad nią zapanować i przymykał oko na to, co robi okolicznym mieszkańcom. Wolał takie życie u boku kobiety, która nie ma problemu z jego wyglądem ani hańbiącą przeszłością, niż dojmującą samotność. Daje to kolejny pretekst to dialogów, które każą nam się zastanowić, kto jest prawdziwym potworem. W opowiadaniu wszystko jest dużo bardziej oparte na niedopowiedzeniach, Nivellen ma niepokojące przeczucia na temat swojej ukochanej, zdaje sobie sprawę, że w pobliżu jego posiadłości giną ludzie, ale prawdopodobnie nie jest do końca świadomy, z jaką istotą ma do czynienia – albo to wypiera. Nawet Geralt, kiedy po raz pierwszy widzi Vereenę, jest przekonany, że to raczej rusałka, choć i tak przestrzega gospodarza przed konsekwencjami tego związku. Oferuje swoją fachową pomoc w rozwiązaniu tej dziwnej relacji, Nivellen jednak tego nie chce i po kolacji odprawia wiedźmina, by chronić ukochaną. Dopiero po opuszczeniu siedziby Nivellena Geralt doznaje olśnienia, z jakim potworem ma do czynienia jego nowy znajomy i w jakim jest niebezpieczeństwie, i co Płotka wyskoczy wraca, by zmierzyć się z wampirzycą.
Cały ten wątek kończy się bardzo ponuro i przejmująco, a Nivellen błaga Ciri i Geralta, by nie zostawiali go samego. Serialowe ujęcie tej historii kładzie dużo większy nacisk właśnie na samotność bohatera – którą w opowiadaniu trochę przysłania jego rubaszność, a w ostatniej scenie także szok, że klątwa została zdjęta. Tam też wiedźmin nie zostawia Nivellena samego, przynajmniej nie od razu. Opowiadanie urywa się w momencie, gdy Geralt próbuje się nim zaopiekować i zabrać go jak najdalej od ciała martwej Vereeny. Mniej empatyczne podejście do Nivellena każe nam się zastanawiać nad tym, co serial ma nam do powiedzenia na temat potworów, jakie kryją się w ludziach, i ludzi, jacy mogą się kryć w potworach. Zwłaszcza, że z kolei Vereena dostaje w serialu trochę bardziej „ludzką” stronę – widzimy, że ma w sobie jakąś sympatię do Ciri, i nie chce jej skrzywdzić, że czuje się zagrożona obecnością wiedźmina. Ziarno prawdy, tak opowiadanie, jak i odcinek, mierzy się ze swego rodzaju szarą strefą moralnych postaw – choć w obu odsłonach nieco inaczej rozkłada akcenty.
W końcowej scenie Geralt poucza Ciri, że dziewczyna musi słuchać jego poleceń w sytuacjach zagrożenia. Oboje dostają też uroczy, zbliżający ich do siebie moment, gdy wiedźmin zapewnia dziewczynę, że ze strachem można walczyć i że będzie dbał o jej bezpieczeństwo.
Krajobraz po bitwie – wątek czarodziejek
Drugim wątkiem, jaki śledzimy w tym odcinku, są losy czarodziejek. Ta część odcinka rozpoczyna się od krajobrazu po bitwie – zwycięska Północ dobija rannych Nilfgaardczyków, a Tissaia de Vries z wyraźną desperacją próbuje znaleźć Yennefer lub choćby szczątki informacji o niej. W tym celu za pomocą magii odczytuje ostatnie wspomnienia zachowane w ciałach poległych żołnierzy. Taki motyw zostaje w tomie Krew elfów wspomniany w dialogu jako praktyka zakazana przez Kapitułę Czarodziejów, na pewno jednak jest znany wszystkim, którzy grali w Wiedźmina III: Dziki Gon, gdzie w jednej z misji to Yennefer przy pomocy nekromancji wydobywa informacje z trupa. Możemy to więc potraktować jako pierwsze z wielu wizualnych i fabularnych nawiązań do gier CD Projektu, jakie pojawiają się w tym sezonie – co jest o tyle ciekawe, że twórcy cały czas zarzekają się w wywiadach, że nie ekranizowali i nie zamierzają ekranizować wiedźmińskich gier. Ewidentnie jednak w tym sezonie nie uciekają od nawiązań do nich, być może chcąc puścić oczko do międzynarodowego odbiorcy, który wiedźmina zna jednak przede wszystkim właśnie z gier. W każdym razie wysiłki Tissai i komentarze towarzyszącego jej Vilgefortza dają nam jakieś pojęcie o brutalności i rozmiarach bitwy pod Sodden (która w poprzednim sezonie wcale nie wyglądała tak spektakularnie, jak można było się spodziewać) – padło jakieś dziewięć tysięcy żołnierzy zjednoczonej Północy i co najmniej dwadzieścia tysięcy Nilfgaardczyków, co mniej więcej zgadza się z liczbami, jakie podaje Sapkowski w tomie Krew elfów.
Konsekwencje bitwy widzimy także w kolejnej scenie, tym razem już w Aretuzie, gdzie czarodzieje opatrują (najpewniej przeniesionych tam portalami) rannych. Dowiadujemy się między innymi, że Triss jest bliska śmierci, widzimy też jej poparzoną skórę dekoltu i szyi. W takich szczegółach serial potrafi być bardzo wierny książce – tam o bitwie pod Sodden dowiadujemy się niewiele i głównie z dialogów, ale Triss wprost mówi Geraltowi, że choć magom, którzy przeżyli, nie szczędzono leczących eliksirów i rozmaitych sposobów poprawy ich wyglądu, ona już nigdy nie założy wydekoltowanej sukni. Ten fragment zresztą zawsze mnie zastanawiał – magia u Sapkowskiego jest w stanie naprawić rozmaite mankamenty ciał czarodziejów, powstrzymać starzenie, przywrócić wzrok, wyprostować kręgosłup… czy więc blizny po oparzeniach to dla niej za dużo? A może Triss odwołuje się tu raczej do swoich emocji i traumy, a nie tego, że rzeczywiście nadal ma blizny? Są u Sapkowskiego momenty, w których można się zastanawiać, czy poprawa wyglądu czarodziejek nie jest częściowo iluzją – Geralt na przykład jest w stanie dostrzec czy też wyczuć w Yennefer ślady dawnej garbuski i trudno powiedzieć, z czego to wynika. Z drugiej strony, kiedy Yennefer odnosi się do tego, jak poparzyła Rience’a (co w nieco zmienionej formie zobaczymy w jednym z kolejnych odcinków), mówi, że ten będzie potrzebował wielu zaklęć i eliksirów przeciwko poparzeniom, a i tak przez pewien czas będzie naznaczony bliznami. Może więc gdy Triss mówi o swoich obrażeniach, wciąż jeszcze jest za wcześnie, by zniknęły? Ale dlaczego w takim razie powtarza, że NIGDY nie założy sukni z dekoltem? Wydaje się, że Sapkowski nie do końca doprecyzował kwestię tego, jakie obrażenia, jak skutecznie i w jaki sposób jest w stanie poprawić magia. Serial, przynajmniej na razie, stawia na trwałość obrażeń Triss i w kolejnych odcinkach zobaczymy, że ten kawałek szyi czarodziejki, którego nie daje się ukryć pod suknią, nadal nosi ślady poparzenia. Być może też wpisuje się to w serialową narrację wokół ognia jako bardzo niebezpiecznej, zakazanej wręcz siły – o ile u Sapkowskiego ogień jest najpotężniejszym i najtrudniejszym żywiołem do czerpania z niego mocy, a dla niedoświadczonej osoby takiej jak pobierająca nauki Ciri może być niebezpieczny i ją pochłonąć, to jednak nie buduje się wokół niego aż takiego tabu jak w serialu, gdzie magia ognia jest oficjalnie zakazana przez Bractwo Czarodziejów.
W Aretuzie dowiadujemy się też, że czarodzieje trzymają w niewoli Cahira i będą próbowali wydobyć z niego informacje. Okazuje się również, że Cahir ma bardzo specyficzny status w nilfgaardzkiej armii – nie odpowiada przed generałami, a jedynie przed samym cesarzem. To w pewnym sensie zgadza się z książką, gdzie Cahir zostaje wysłany z bardzo konkretną misją znalezienia i dostarczenia cesarzowi księżniczki Cirilli – ale wątek Cahira został bardzo mocno przepisany na potrzeby serialu. Także pod względem tego, w czyim lochu siedzi Cahir… W książce jest więźniem nie czarodziejów z północy, a samego cesarza Nilfgaardu, w którego niełaskę popadł, gdy nie udało mu się pochwycić Ciri podczas ataku na Cintrę. I to właśnie tam powinien się znajdować Cahir w trakcie wydarzeń, które rozgrywają się w serialu – dopiero po kilku latach w niewoli dostaje od cesarza drugą szansę na pojmanie Ciri. Serial jednak dość mocno koncentruje wydarzenia w czasie, a Cahir wyrasta w nim na dużo ważniejszą w szeregach Nilfgaardu i mniej zniuansowaną postać. Tissaia postanawia przesłuchać więźnia, stosując przy tym metody włamywania się do mózgu zakazane przez Bractwo – co ma dowodzić jej desperacji i rozbicia po stracie Yennefer. Słowa, jakimi Tissaia grozi więźniowi, są cytatem z książek – ale tam wypowiada je zupełnie inna czarodziejka, włamując się do mózgu zupełnie innej osobie w zupełnie innych okolicznościach.
Tymczasem Yennefer, której wszyscy szukają, odnajduje się żywa, choć skrępowana kajdankami z tłumiącego magię dwimerytu wśród nilfgaardzkich niedobitków skupionych wokół Fringilli Vigo. Nilfgaardzka czarodziejka jest wykończona po bitwie, nie może więc nawet wyczarować porządnej strawy – co jest o tyle dziwne, że w poprzednim sezonie pokazano nam, jak mogłaby zaczerpnąć moc z otaczającej ją natury. Nie traci jednak rezonu, cały czas przekonując, że mimo przegranej bitwy Nilfgaard jeszcze zwycięży – nawet, kiedy Yennefer jest złośliwa i z niej kpi. Yen dość szybko udaje się jednak przejrzeć plan Fringilli – ta chce wykorzystać jeńca, by udobruchać cesarza po tym, jak nie udało jej się zdobyć Sodden. Przemierzając las w obstawie nilfgaardzkich żołnierzy, czarodziejki spierają się o politykę i swoje życiowe wybory, Fringilla zarzuca zaś Yennefer, że ta jest ślepa na prawdę. Zatrzymam się przy tym małym słowie „ślepa”, bo tego rodzaju zarzuty będą się powtarzać na przestrzeni sezonu – z jednej strony jest to jakiś komentarz do postaw i wyborów bohaterki, ale z drugiej… nie dam sobie wmówić, że to nie jest Easter egg dla fanów książek, z których dowiadujemy się, że po bitwie o Sodden Yennefer straciła wzrok i dopiero po jakimś czasie udało się go magicznie przywrócić. Odcinek kończy się sceną, w której obozowisko Nilfgaardczyków zostaje zaatakowane przez niewidocznego wroga – a kto nim jest, dowiemy się w kolejnym epizodzie.
Ziarno prawdy to chyba najlepszy odcinek tego sezonu – bardzo ciekawie zostają w nim wykorzystane horrorowe tropy, postać bruxy i jej sposób poruszania się są zrobione rewelacyjnie, a tragiczna historia miłości przeklętego Nivellena i wampirzycy Vereeny całkiem ładnie wybrzmiewa, okraszona refleksjami nad odpowiedzialnością za własne wybory i czyny. Na pewno to zaś odcinek, przy którym jeszcze nie wykrzykiwałam pod adresem telewizora „co wy k… wyprawiacie” i „czy wyście w ogóle czytali te książki”. Ziarno prawdy w wątku Geralta jest jeszcze całkiem blisko książek, a w dopowiadającym pewne rzeczy wątku czarodziejek jeszcze nie wymyśla niestworzonych rzeczy. Czego niestety nie mogę powiedzieć o kolejnych epizodach… Z nimi też jednak przyjdzie nam się zmierzyć. Zostańcie ze mną – drugi odcinek już wkrótce!
1 komentarz
Pierwszy sezon obejrzałem w całości ze trzy razy. W drugim wytrzymałem do okolic połowy piątego odcinka, dalej sobie odpuściłem. Za dużo gadających głów, za mało Geralta. Może kiedyś wrócę, dokończę. Na razie pasuję.
Komentarze zostały wyłączone.