Siódmy odcinek netflixowego Wiedźmina konfrontuje naszych bohaterów z konsekwencjami podjętych przez nich decyzji. Geralt wraca do Cintry i trafia w sam środek jej rzezi, Yennefer publicznie zostaje ogłoszona odpowiedzialną za rosnącą potęgę Nilfgaardu, a Ciri postanawia nie korzystać z pomocy życzliwej osoby i zamiast tego po raz kolejny przekonuje się, jaki świat jest niebezpieczny. Odmiennie niż w przypadku poprzednich odcinków, epizod siódmy zatytułowany Przed upadkiem, nie adaptuje żadnego konkretnego opowiadania, wypełnia za to luki między wydarzeniami i dopowiada co nieco, opierając się na rozrzuconych po różnych miejscach prozy Sapkowskiego fragmentach. Sprawdźmy więc, co z tego wszystkiego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Czas miecza i topora – wątek Geralta
Geralt, jak już wspomniałam, zmierza do Cintry, sprawdzić, czy jego Dziecko Niespodzianka jest bezpieczne – a ma powody do niepokoju, bo po drodze przygląda się maszerującym na Cintrę wojskom Nilfgaardu. Umawia się więc na sekretne spotkanie z Myszoworem, podczas którego wykazuje się sporą ignorancją – jakby przez ostatnich kilka lat żył pod kamieniem i zupełnie nie słyszał o tym, jak królowa Calanthe straciła córkę i zięcia na morzu i jak od tego czasu wnuczka jest pod jej opieką. Geralt co prawda nie wygląda na takiego, którego interesowałyby ploteczki z królewskich dworów – ale z drugiej strony regularnie wpada na Jaskra, który wie wszystko o wszystkich, obraca się też w towarzystwie czarodziejek, które trzymają rękę na pulsie, aż dziw więc, że nic na ten temat nie wiedział, zwłaszcza, że sprawa poniekąd dotyczy go osobiście, jakkolwiek bardzo próbowałby temu zaprzeczać. Ten brak wiedzy o stanie świata nie jest wymysłem scenarzystów serialu – w opowiadaniu Coś więcej dostajemy scenę, w której Geralt po sześciu latach od powołania się na Prawo Niespodzianki wraca do Cintry, by spojrzeć w oczy przeznaczeniu – choć tak naprawdę wcale nie chce zabierać dziecka. Tam też dowiaduje się o śmierci Pavetty od Myszowora, jest też przekonany, że dziecko Pavetty jest chłopcem – ale odwrotnie niż w serialu, tam nikt nie wyprowadza go z błędu.
Wróćmy jednak do serialowego spotkania wiedźmina z Myszoworem, które nagle zostaje przerwane przez nasłanych przez królową Calanthe zabójców. Ewidentnie królowa nie cofnie się przed niczym, by powstrzymać wiedźmina przed odebraniem jej wnuczki. Ośmiu zabójców osacza Geralta w lochach pod zamkiem, na szczęście ratuje go Myszowór, który teleportuje ich obu w bezpieczne miejsce. W książce, również w opowiadaniu Coś więcej, wspomniane jest, że Calanthe chciała zlecić zabójstwo wiedźmina – miał go dokonać sam Myszowór, ale królowa odwołała swój rozkaz, jeszcze zanim ten zdążył wyruszyć w drogę. Książkowa Calanthe dużo bardziej miota się w swoim stosunku do przeznaczenia, z jednej strony nie chce oddać wnuczki wiedźminowi i chwyta się różnych sposobów, by tego uniknąć, z drugiej boi się igrać z siłami losu i chwilami sprawia wrażenie, jakby jednak była gotowa im ulec i odesłać dziecko. A wszystko to dzieje się na kilka lat przed wojną z Nilfgaardem, królowa nie znajduje się więc pod bezpośrednią presją, by odesłać księżniczkę w bezpieczne miejsce – wręcz przeciwnie, jest przekonana, że wiedźmini poddadzą Ciri Próbie Traw, której mogłaby nie przeżyć. W czasie rzezi Cintry książkowego Geralta w ogóle nie ma nigdzie w pobliżu – postanawia wyruszyć do Cintry, kiedy jest już za późno, dopiero po drodze dowiaduje się od Jaskra, że miasto padło, i traci wszelką nadzieję.
W serialu natomiast Cintra szykuje się do wojny, królowa przeprowadza coś na kształt inspekcji broni i dyskutuje ze swoimi ludźmi o statkach ze Skellige, które miały przypłynąć im na pomoc. W takich warunkach Geralt konfrontuje się z Calanthe, oskarżając królową o to, że chciała go zabić. Władczyni odmawia oddania wnuczki i próbuje przekupić wiedźmina, jednak nieskutecznie. Myszowór ostrzega, że próby stawania na drodze przeznaczeniu bardzo źle się kończą – co ma nam w jakiś sposób powiązać opór Calanthe ze zbliżającą się rzezią Cintry. Geralt próbuje przekonać królową, że może jej pomóc chronić Cirillę, wywożąc ją na czas wojny w bezpieczne miejsce. Przez chwilę wydaje się, że królowa dała się przekonać… Ale w kolejnej scenie widzimy, jak próbuje wcisnąć Geraltowi podstawioną dziewczynkę, korzystając z tego, że wiedźmin nie ma pojęcia, jak wygląda Ciri. Motyw „fałszywej” Ciri przewija się w książkach na różnych etapach opowieści. Z jednej strony we wspomnianym opowiadaniu Coś więcej królowa Calanthe proponuje wiedźminowi, by wybrał jedno z dziesięciorga dzieci bawiących się na zamku, licząc, że Geralt wskaże jakiegoś przypadkowego chłopca i problem w ten sposób się rozwiąże – wiedźmin odmawia jednak wskazywania kogokolwiek i deklaruje, że wcale nie chce zabierać dziecka. Z drugiej strony podstawiona dziewczyna mająca udawać Ciri pojawia się dużo dalej w fabule wiedźmińskiego cyklu, gdy nowy władca potrzebuje ugruntować swoje pretensje do cintryjskiego tronu.
Scena z podstawioną Ciri jest w serialu możliwa tylko dlatego, że, jak już wielokrotnie narzekałam przy okazji poprzednich odcinków, twórcy zdecydowali się wyciąć z fabuły bardzo ważne i przeurocze spotkanie Geralta i kilkuletniej Ciri w Brokilonie. Dalej jestem zdania, że ten zabieg i pozbawienie tych dwojga możliwości poznania się i nawiązania więzi stworzyły sporo problemów fabularnych, dla których później trzeba szukać obejścia i często wychodzi to nieudolnie. Tak jest między innymi w tej scenie. Geralt, który nigdy wcześniej Ciri nie spotkał, już niemal daje się nabrać, ale do akcji wkracza PRZEZNACZENIE. Coś mu nie gra, ma jakieś dziwne przeczucie, wrażliwy na magię medalion zaczyna drgać, a przed wiedźminem SAME otwierają się tajemne przejścia w zamku Calanthe. Zaciekawiony Geralt podąża magicznie wskazaną ścieżką i wychodzi na mały dziedziniec, gdzie widzi grupkę dzieciaków grających w hacele – podbiega do nich podstawiona księżniczka, żegna się z przyjaciółmi i dyga przed prawdziwą Ciri, zdradzając jej tożsamość. Wkurzony Geralt konfrontuje się z Calanthe, spierają się o to, co będzie najlepsze dla Ciri i kto ma większe szanse uchronić ją przed śmiercią, królowa jest jednak nieprzejednana i ostatecznie Geralt zostaje uwięziony. Co jest zaiste idiotycznym zmarnowaniem jego talentów w obliczu Nilfgaardczyków niemal stojących u bram miasta. Nie można było go mianować ochroniarzem Ciri, a potem martwić się tym, co będzie po wojnie? Serialowa Calanthe ewidentnie nie ufa wiedźminowi, czym różni się od swojego książkowego pierwowzoru – tam motywacje królowej i jej stosunek do Geralta są znacznie bardziej skomplikowane.
Trudno powiedzieć, jak długo Geralt tkwi w zamknięciu – wystarczająco długo, by Calanthe zdążyła zostać ranna w bitwie w dolinie Marnadal i powrócić do zamku, a Nilfgaardczycy wedrzeć się do miasta. W obliczu porażki i nieuchronnej śmierci, ranna Calanthe zmienia zdanie i każe posłać po wiedźmina, by bezpiecznie wyprowadził Ciri z płonącego miasta. Tyle tylko, że w międzyczasie Geralt ucieka z lochu i mija się ze swoim przeznaczeniem. Calanthe postanawia więc odesłać Ciri w eskorcie sir Lazlo (znanego również jako Maciej Musiał), by ta odnalazła wiedźmina, a razem z nim swoje przeznaczenie. Calanthe poucza Ciri, by była dzielna, bo zależą od tego losy świata, co trochę brzmi, jakby królowa nagle zyskała przesadną aż wiarę w moc przeznaczenia i kary dla tych, którzy mu się sprzeciwiają. Dziewczynka protestuje, a pod wpływem emocji demonstruje małą zapowiedź swoich magicznych mocy, krzykiem wprawiając w drżenie kryształową zastawę. Co jest ładnym nawiązaniem do słynnej sceny na uczcie z udziałem jej matki, którą widzieliśmy w jednym z poprzednich odcinków. Lazlo próbuje wywieźć księżniczkę z zamku, tymczasem królowa Calanthe rzuca się z okna, by nie wpaść żywa w ręce Nilfgaardczyków. Z grubsza zgadza się to z tym, co Jaskier relacjonuje w opowiadaniu Coś więcej – tam, według podań, Calanthe rzuciła się z murów zamku po tym, jak nikt z jej poddanych nie chciał spełnić jej prośby i jej zabić. Dziwnym trafem ciało serialowej Calanthe rozbija się o ziemię nieopodal Geralta, a ten, zdając sobie sprawę, co to oznacza, rzuca się szukać księżniczki i próbuje o nią wypytywać Nilfgaardczyków, oni jednak nie zważają na groźby śmierci, przepełnieni żarem swojego fanatyzmu, i niczego mu nie mówią.
Ostatecznie fakt, że podczas rzezi Cintry Geralt i Ciri przebywali praktycznie w jednym miejscu, a Calanthe w swoich ostatnich słowach odmalowała wiedźmina jako kogoś, kto otoczy księżniczkę opieką pośród wojennej zawieruchy, trochę łagodzi dziwaczną wymowę wątku Ciri, w którym dziewczynka przez cały sezon błąka się po kraju, na ślepo szukając jakiegoś typa, którego nigdy w życiu nie widziała i niewiele o nim wie. Nadal jednak wydaje się to trochę naciągane, a ja do znudzenia będę powtarzać, że scenarzyści sami rzucili sobie kłody pod nogi, przesuwając wizytę Ciri w Brokilonie w zupełnie inny moment na osi czasu i pozbawiając ją możliwości wcześniejszego poznania tego tajemniczego wiedźmina, który ma być jej przeznaczeniem.
Zakulisowa polityka – wątek Yennefer
Tymczasem wątek Yennefer rozgrywa się w całości wśród czarodziejów i dopowiada całkiem sporo tła politycznego do pierwszej wojny z Nilfgaardem – którym to tłem politycznym Sapkowski zacznie się na dobre interesować dopiero na późniejszym etapie opowieści. Yen odwiedza Nazair pozostający pod panowaniem Nilfgaardu – chce porozmawiać z Istreddem, który prowadzi tam jakieś magiczno-archeologiczne badania (co zgadza się z jego książkowymi zainteresowaniami) i najwyraźniej nie jest dla niego ważne, dla jakiej władzy pracuje, dopóki może robić swoje. W rozmowach z nim pobrzmiewają echa nilfgaardzkiej propagandy, która w wymowie przypomina nieco komunistyczne idee – oto państwo, które zadba o każdego i każdemu da po równo. Jak przytomniej zauważa Yen: marnie, ale po równo. Ale celem Yennefer nie są rozmowy o polityce – po kłótni z Geraltem w ostatnim odcinku czarodziejka ewidentnie chce wrócić do swojego dawnego kochanka, namawia go, by gdzieś razem wyjechali, by porzucił dla niej swoje aktualne życie. Co jest kolejnym dowodem na to, że serialowa Yen jest cokolwiek zdesperowana i zdaje się trochę za bardzo polegać na mężczyznach. Czarodziejka wysuwa argumenty, że wśród jej licznych podbojów nikt nie dostrzegał tego, co w niej naprawdę ważne, wszyscy pragnęli tylko władzy, jaką dawała jej pozycja, a nie doceniali jej naturalnej siły – jeden tylko Istredd dostrzegł ją, zanim jeszcze w ogóle stała się pięknością i wpływową osobą. Istredd jednak ją odtrąca, wypominając jej, że wybrała pracę, a nie jego – i że jest już za późno.
Niemal natychmiast po odejściu Istredda Yen zostaje zagadnięta przez innego czarodzieja, Vilgefortza – ten namawia ją, by wybrała się z nim do Aretuzy, rzekomo na wezwanie Tissai de Vries. Na miejscu okazuje się jednak, że rektorka magicznej akademii nic o tym nie wie, a Vilgefortz próbuje wciągnąć Yennefer w swoje polityczne intrygi. Zirytowana czarodziejka przechadza się po swojej dawnej szkole, wspomina trudne chwile, zagląda do swojego dawnego pokoju, spotyka młode adeptki i uczy je ćpać magiczne ziółka. Przeżywa pewien szok, gdy dowiaduje się, jak zmieniła się Aretuza – teraz przyjmuje się do niej dziewczęta z dobrych domów i to za słoną opłatą, niezależnie od tego, czy wykazują jakieś zdolności magiczne. Jest to pewne nawiązanie do książki – w Czasie pogardy rzeczywiście czytamy, że czesne w Aretuzie podrożało i wynosi rocznie tysiąc dwieście novigradzkich koron plus około dwustu wpisowego za nową uczennicę. Zirytowana Yennefer uświadamia dziewczęta, co może się z nimi stać – przywołując kuriozalny wątek z odcinka drugiego, w którym to dowiedzieliśmy się, że nierokujące adeptki zostają zamienione w węgorze i służą jako… rezerwa energetyczna? Czy coś. Dalej uważam, że kogoś trochę poniosło z tymi węgorzami i że Sapkowski miał znacznie lepszy pomysł na zagospodarowanie niezbyt uzdolnionych magicznie uczennic – po prostu kształcono je na prawniczki. Serial jednak idzie drogą powiązania magii z Chaosem, czyniąc nieokiełznaną magię czymś zagrażającym, a osoby nieumiejące jej kontrolować – niebezpiecznymi. Być może jest to jakieś podbudowanie pod późniejsze zawirowania wokół Ciri i jej ogromnej mocy – i zagrożenie, że ona również może się stać w oczach niektórych czarodziejów zbyt niebezpieczna. Tymczasem jednak Yen wylewa przed dziewczętami swoje żale, narzeka na życie na królewskich dworach i próbuje je ostrzegać przed drogą, jak się przed nimi rozciąga.
Głównym punktem wizyty Yennefer w Aretuzie jest jednak narada czarodziejów w sprawie zagrożenia ze strony Nilfgaardu. Magowie naradzają się, czy namówić kontrolowanych przez siebie władców do zjednoczenia krajów Północy i wsparcia Cintry, czy też pozostawić Calanthe samą sobie. Ta druga opcja ma wyraźnych zwolenników, jako że Cintra nigdy nie była specjalnie przychylna czarodziejom i nie przyjmowała doradców proponowanych przez Kapitułę Czarodziejów. Dyskusja jest ożywiona i niepozbawiona osobistych wycieczek – Yennefer słyszy między innymi, że cały ten bałagan z Nilfgaardem w zasadzie jest jej winą. O ile jednak w poprzednim odcinku wypominano jej, że to ona swoją silną ręką mogła powstrzymać fanatyczne zapędy tamtejszych władców, o tyle czarodzieje są bardziej złośliwi i żartują sobie, że z taką doradczynią jak Yennefer, Nilfgaard nigdy niczego by nie podbił i nadal byłby marnym państewkiem daleko na południu. Tak czy inaczej, Yennefer zostaje po raz kolejny skonfrontowana z konsekwencjami swoich wyborów – wbrew planom Kapituły zainstalowała się jako doradczyni na bardziej prestiżowym dworze, ustępując miejsca w Nilfgaardzie Fringilli Vigo, a teraz świat płaci tego konsekwencje. Sama Fringilla również pojawia się na naradzie, próbując przekonać czarodziejów, że Nilfgaard zatrzyma się na Cintrze i nic więcej nie jest mu do szczęścia potrzebne. Roztacza też utopijne wizje tego, jak wspaniale żyje się czarodziejom w Nilfgaardzie – na co protestuje idealistyczna Triss, oskarżając nilfgaardzkich magów o uprawianie nekromancji, czarnej magii i innych zakazanych praktyk. Bardzo ciekawym argumentem są słowa wypowiedziane przez Tissaię de Vries, że tu nie chodzi tylko o Cintrę, a o „obronę naszego sposobu życia”. Jeśli to sformułowanie brzmi wam znajomo, to nic dziwnego – to powszechny argument używany między innymi przez przywódców amerykańskich i europejskich w odniesieniu do walki z terroryzmem, obrony zachodnich wartości, wolności, otwartości i demokracji. Czarodzieje poddają sprawę Cintry głosowaniu i większość opowiada się za pozostawieniem jej samej sobie. Nie wszyscy zamierzają jednak pozostać bierni – w następnej scenie widzimy, jak Tissaia próbuje namówić Yennefer, by przyłączyła się do niej i kilku innych czarodziejów, którzy i tak zamierzają walczyć. Yennefer wyraźnie upaja się tym, że dawna rektorka prosi ją o pomoc – a wątek walczących czarodziejów powróci jeszcze w kolejnym odcinku. Zebrania czarodziejów, ich sprzeczne interesy i polityczne intrygi prawdopodobnie zaś powrócą jeszcze w kolejnych sezonach, bo tego typu wątki pojawiają się u Sapkowskiego – ale póki co nie uprzedzajmy wypadków.
Przebudzenie mocy – wątek Ciri
Tymczasem Ciri po rozłące ze swoim elfim przyjacielem samodzielnie próbuje dostać się na Skellige, z którym Cintra była w bliskich stosunkach – stamtąd pochodził zarówno Myszowór, jak i drugi mąż Calanthe i przybrany dziadek księżniczki, Eist Tuirseach. Dziewczyna zakłada, że gdyby udało jej się tam dostać, mogłaby otrzymać pomoc. Podpytuje więc w pobliskiej osadzie, jak daleka droga dzieli ją od wybrzeża, próbuje kraść jedzenie, choć nieskutecznie, wymienia rodowy pierścień na nowe rękawice – a potem żałuje, że nie wymieniła go na jedzenie. Kiedy tak rozpytuje o Skellige, zostaje ostrzeżona przez pewną miłą kobietę, by na siebie uważała, bo samotne podróżowanie jest niebezpieczne. Kobieta próbuje namówić Ciri, by pozwoliła sobie pomóc i oferuje, że ją przygarnie – nieufna dziewczyna zamiast tego jednak kradnie jej konia i rusza w kierunku wybrzeża.
W kolejnej scenie widzimy, jak księżniczka obozuje gdzieś w polu, dodając sobie otuchy mówieniem do skradzionego konia. To pokazuje, jak podobna jest do Geralta, który regularnie gada z Płotką – choć jednocześnie dziewczyna zauważa, że trzeba być szalonym, by rozmawiać z koniem. Nagle Ciri słyszy jakiś hałas. Okazuje się, że w ciągu dnia została rozpoznana przez swojego dawnego kolegę od grania w hacele – chłopak jest jednak nieprzyjazny i razem z towarzyszami zamierza sprzedać ją Nilfgaardowi. Ciri próbuje do niego apelować po starej znajomości, ale nieskutecznie. Mężczyźni rzucają się na nią – ale wtedy ogarnia ją magiczna moc. Ciri pada na kolana i zmienionym, niepokojącym głosem zaczyna recytować przepowiednię Itliny, wieszczącą wiek miecza i topora, czas pogardy i świat, który najpierw umrze, a potem odrodzi się w płomieniach za sprawą Starszej Krwi. Serial póki co nieszczególnie eksploruje ten temat, ale w książkach wielu wierzy w to, że przepowiednia Itliny odnosi się właśnie do Ciri jako dziecka Starszej Krwi – a to czyni ją obiektem zainteresowania różnych frakcji i jednocześnie sprowadza na nią niebezpieczeństwo. Odcinek kończy się przerażonym krzykiem dziewczyny.
W siódmym odcinku każdy z naszej trójki bohaterów w taki czy inny sposób mierzy się więc z konsekwencjami swoich wyborów – Geralt w końcu poczuwa się odpowiedzialności za Dziecko Niespodziankę, Yennefer widzi wpływ swoich impulsywnych decyzji na politykę regionu, Ciri znajduje się w niebezpieczeństwie, odtrącając rękę wyciągniętą w przyjaznym geście. Jednocześnie trzy linie czasowe, tak rozbieżne na początku sezonu, są już bardzo blisko siebie – a ostatecznie przetną się w finale sezonu, któremu przyjrzymy się bliżej już wkrótce!