To nie wypanda – dojrzewanie, bunt i podpaski w animacji Disneya

by Mila

Coś ciekawego dzieje się ostatnio w Disneyu (i wchłoniętym przez niego Pixarze). Zupełnie, jakby zaszła tam jakaś zmiana w myśleniu i nagle studio otworzyło się na głębsze, odważniejsze i pozbawione lukrowania opowiadanie o dzieciństwie i rodzinnych relacjach. Trochę było to widać już w filmie Luca, który jest właściwie metaforą wychodzenia z szafy, a rodzice głównego bohatera są kontrolujący, ale wiemy, z czego to wynika – z ich własnych nieprzepracowanych (i niezupełnie bezpodstawnych) lęków przed światem. Mistrzostwo osiągnął w tej kwestii film Encanto pokazujący wielopokoleniowy, dysfunkcyjny system rodzinny, w którym obok miłości przenoszona jest na kolejne pokolenia trauma (więcej o traumie i psychologii w Encanto pisałam tutaj). Teraz zaś na ekrany kin wkroczyła To nie wypanda – opowieść o dojrzewaniu dziewczynek, prawie do buntu i relacjach z wymagającą, kontrolującą matką.

To nie wypanda (Turning Red) to pełnometrażowy debiut reżyserski Domee Shi (rocznik 89., to nie bez znaczenia dla filmu), twórczyni nagrodzonej Oscarem krótkometrażowej animacji Bao, która też opowiadała o trudnych rodzinnych relacjach, choć wtedy z punktu widzenia nadopiekuńczej matki. Teraz Shi zabiera nas do Toronto wczesnych lat dwutysięcznych, gdzie poznajemy Meilin – 13-letnią dziewczynkę azjatyckiego pochodzenia, ułożoną, posłuszną rodzicom, doskonałą uczennicę, wśród rówieśników uchodzącą za kujonkę. Meilin powoli wchodzi w okres nastoletniego buntu… Choć początkowo jest to bunt raczej deklaratywny i odbywający się po cichu i z dala od rodziców. W swojej małej grupie koleżanek Meilin bywa głośna i zajmuje się wszystkim tym, czym zajmowaliśmy się w latach dwutysięcznych (rocznik 90. pozdrawia!) – karmieniem Tamagotchi, przejmowaniem się, co myślą o nas znajomi ze szkoły, ekscytowaniem się chłopakami z osiedla, wzdychaniem do członków boysbandu 4 Town (mocno wzorowanego jednocześnie na Backstreet Boys i *NSYNC) i powtarzaniem sobie, jaka to jest niezależna i zbuntowana… Ale jednocześnie dziewczynka bardzo pilnuje, by nie złamać narzuconych przez matkę zasad, być posłuszną wszystkim poleceniom rodziców i nie wchodzić z nimi w żadne konflikty.

Kadr z filmu <em>To nie wypanda</em>, reż. Domee Shi, 2022.
Kadr z filmu To nie wypanda, reż. Domee Shi, 2022.

Wszystko jednak zmienia się pewnego ranka, kiedy Meilin budzi się odmieniona… w ciele wielkiej pandy czerwonej. Jak szybko się dowiadujemy, to krążąca wśród kobiet w jej rodzinie dziedziczna przypadłość związana z rodzinną legendą, według której jedna z przodkiń Meilin w momencie zagrożenia przyzwała moc pandy, by ta dała jej siłę i odwagę do obrony siebie i córek. Wtedy okazało się to wybawieniem, z czasem jednak wielka panda, w którą zamieniają się członkinie rodziny Lee pod wpływem emocji, stała się czymś niewygodnym i niepożądanym, co trzeba w sobie tłumić i „zlikwidować” przy pomocy specjalnego magicznego rytuału. Meilin, przerażona nagłymi zmianami, jakie zachodzą w jej ciele, początkowo nie marzy o niczym innym, jak tylko dotrwać do dnia rytuału i pozbyć się problemu raz na zawsze… Ale zanim ten dzień nadejdzie, dziewczynka zaczyna odkrywać, że uwolnienie wewnętrznej pandy nie musi być czymś negatywnym, a pod pewnymi względami wręcz może zmienić jej życie na lepsze. Zaczyna akceptować pandę w sobie, a razem z nią tę bardziej emocjonalną, zbuntowaną, odważniejszą stronę siebie – ku rosnącemu przerażeniu własnej matki.

To nie wypanda mierzy się z tematem dojrzewania dziewczynek na kilka różnych sposobów. O pewnych rzeczach mówi zaskakująco wprost. Tak dzieje się choćby w scenie z podpaskami, kiedy zaniepokojona zachowaniem Meilin matka jest przekonana, że córka po raz pierwszy dostała okres. To prawdopodobnie pierwszy film animowany Disneya, w którym w ogóle jest cokolwiek wspomniane o miesiączce, a od razu pojawiają się w nim podpaski – okazuje się, że to spore złamanie tabu i wielu widzów-rodziców uznało to za straszliwie kontrowersyjne i niewłaściwe. Jeżeli was to dziwi, to przypominam, że żyjemy w świecie, w którym w przestrzeni publicznej menstruacja najlepiej zadomowiła się w zdaniu „co, okres masz?”, którym ustawia się do pionu kobiety wyrażające niezadowolenie z czegokolwiek. Sam temat miesiączki w poważniejszym ujęciu ma za to długą tradycję bycia traktowanym jak coś wstydliwego i obchodzonym na różne sposoby – słowo „okres” zostało po raz pierwszy wypowiedziane w amerykańskiej telewizji dopiero w 1985 roku (przez Courtney Cox znaną później z roli Moniki z Przyjaciół), a do dziś w reklamach podpasek używa się estetycznego niebieskiego płynu, bo ewidentnie prawda o tym, czego regularnie doświadcza połowa ludzkości, jest zbyt przerażająca, żeby choćby trzymać się właściwej palety kolorystycznej.

Kadr z filmu <em>To nie wypanda</em>, reż. Domee Shi, 2022.
Kadr z filmu To nie wypanda, reż. Domee Shi, 2022.

Poza pokazaniem podpasek, To nie wypanda łamie też tabu dotyczące budzącej się w nastoletnich dziewczynkach seksualności. O ile popkultura już jakoś poukładała sobie fakt, że hormony buzują we wczesnonastoletnich chłopcach i niejednokrotnie oglądamy ich w kinie czy telewizji podbierających starszym braciom numery „Playboya”, to z przyznaniem, że w dziewczynkach też budzi się seksualność, jest już trochę gorzej… No bo przecież dziewczynkom nie wypada mieć takich uczuć. No jak to tak. Dziewczynki się przecież tym w ogóle nie interesują. Ani trochę. Tym czasem To nie wypanda nie cacka się z tematem i niemal wprost pokazuje, jak 13-letnia Meilin oddaje się swego rodzaju erotycznym fantazjom, w sporej ekscytacji rysując znajomego chłopaka z nagim torsem i syrenim ogonem.

Jest też i panda. Wewnętrzne zwierzę Meilin staje się metaforą wielu różnych aspektów dojrzewania. W dość oczywisty sposób symbolizuje okres – oto w pewnym wieku przychodzi do ciebie czerwona panda, twoje ciało się zmienia, a tobie zdarza się kulić na podłodze czy łóżku z bólu i dyskomfortu. W pewnym sensie panda symbolizuje też budzącą się w Meilin kobiecość i seksualność, szalejące hormony, ale i złość, która jest uważana za raczej niekobiecą emocję. Ale głównym przesłaniem filmu na temat pandy wydaje się być zaakceptowanie i wyrażanie siebie w opozycji do narzuconych (przez rodziców) norm i zasad, symboliczne odcięcie pępowiny i przyjęcie faktu, że jest się samodzielną jednostką, a nie wyłącznie czyimś dzieckiem, którego jedynym zadaniem jest spełniać oczekiwania rodziny. Panda jest więc w pewnym sensie budzącym się indywidualizmem, buntem wobec narzuconym oczekiwań i ról, szukaniem siebie, przyzwoleniem na bycie sobą i walką o to, by móc tą sobą być. Jeśli spojrzeć na to, skąd w ogóle wzięła się panda w rodzinie Lee, widzimy, że też łączyło się to z przełamaniem społecznie narzuconych ról. Dawna przodkini Meilin po raz pierwszy przywołała pandę podczas wojny, kiedy mężczyźni byli gdzieś daleko na froncie i nie mogli chronić swoich bliskich – a kiedy na jej rodzinę spadło zagrożenie, sama wzięła na siebie tradycyjnie męską rolę wojownika, dzięki pandzie stała się niezależna i mogła samodzielnie obronić siebie i swoje córki.

Ten element znajdowania w sobie nowych elementów tożsamości i wyrywania się z narzuconych ról widzimy także na przykładzie głównej bohaterki, Melin. Widzimy, jak przebudzenie pandy ją zmienia, otwiera na świat, czyni odważniejszą – i zmienia też sposób, w jaki jest postrzegana przez znajomych. Staje się bardziej lubiana niż ta zawsze perfekcyjna kujonka, ma szansę popełniać błędy i się na nich uczyć. Słyszymy, jak jej ojciec mówi, że nawet mu się podoba ta nowa, bardziej swobodna strona, jaką odkryła w sobie córka. Ale jednocześnie też widzimy matkę, babcię i ciotki Meilin, które tę pandę w sobie skutecznie uciszyły i nie pozwalają jej dojść do głosu, chyba że to naprawdę absolutnie konieczne i jest sprawą przetrwania – a wtedy też tylko na chwilę i z niejakim poczuciem zdrady swoich ideałów. Dla nich ta niezależność, „nadmierne” emocje, wyjście poza narzucone ramy są czymś niewłaściwym, niewygodnym, czego raczej trzeba się wystrzegać i co trzeba w sobie zwalczyć.

Kadr z filmu <em>To nie wypanda</em>, reż. Domee Shi, 2022.
Kadr z filmu To nie wypanda, reż. Domee Shi, 2022.

Jest taka wspaniała scena, kiedy Meilin w duchowym świecie pandy spotyka nastoletnią wersję swojej matki – tak samo przytłoczoną oczekiwaniami jej własnej rodzicielki, wewnętrznie pragnącą buntu, ale jednocześnie przerażoną wizją tego, że mogłaby zawieść rodzinę, nie spełnić oczekiwań, choć przez chwilę postawić siebie na pierwszym miejscu i w ogóle zastanowić się nad tym, kim jest, poza tym, że usilnie próbuje być idealnym dzieckiem. Przez cały film widzimy, jak matka Meilin jest perfekcyjna, ułożona, wymagająca wobec siebie i innych, nadopiekuńcza aż do poziomu kontrolowania, jak mocno weszła w rolę narzuconą jej przez poprzednie pokolenie i jak nawet po tylu latach starań nadal ma wrażenie, że nie jest wystarczająco dobra, by zadowolić swoją matkę i spełnić jej oczekiwania. To dlatego, kiedy jej panda w kluczowym momencie na chwilę się ujawnia, jest ogromna niczym Godzilla i sieje tak ogromne zniszczenie. Usilnie tłumiony bunt i emocje tylko narastają, a kiedy w końcu mają okazję wybuchnąć, robią to z ogromną siłą. To dlatego też sama Meilin, która, w przeciwieństwie do pozostałych kobiet w rodzinie, zamiast tłumić wewnętrzną pandę, zaczęła z nią eksperymentować i wpuszczać ją do swojego życia, ma podczas rytuału tak duże trudności z oddzieleniem się od pandy i pozbyciem się jej. Bo kiedy uruchomisz samoświadomość i samoakceptację, coraz trudniej jest zmusić się do tego, by zmieścić się wewnątrz narzuconych zbyt sztywnych oczekiwań.

Ostatecznie Meilin decyduje się zatrzymać pandę, co nie spotyka się ze zrozumieniem reszty rodziny, a najbardziej ze strony matki, która traktuje to jak obelgę pod własnym adresem – bo skoro ona mogła stłumić w sobie tak ogromny bunt i tak ogromne potrzeby, to dlaczego jej niewdzięczna córka wymierza jej taki cios i nie chce pójść za jej przykładem i się podporządkować? To dosyć częsty wzorzec w wielu rodzinach, a nawet na poziomie społecznym – kiedy sami jesteśmy zmuszeni do podporządkowania się czy wyrzeczenia czegoś, to bardzo trudno jest nam zrozumieć, jak ktoś inny może mieć czelność wyłamać się z utartych schematów. Przecież tak nie można. Przecież trzeba inaczej, bo tradycja, bo coś tam, bo ja musiałam i moja matka musiała, więc dlaczego tobie się wydaje, że możesz inaczej. Teoretycznie powinniśmy wykazać empatię dla doświadczeń tej czarnej owcy, skoro sami też mieliśmy takie pragnienia… Ale tak skutecznie udało nam się je w sobie stłumić i kosztowało nas to tyle wysiłku, że nie możemy pozwolić na to, żeby to poszło na marne, żeby ktoś postąpił inaczej i udowodnił, że zrobiłyśmy to wszystko bez sensu.

Kadr z filmu <em>To nie wypanda</em>, reż. Domee Shi, 2022.
Kadr z filmu To nie wypanda, reż. Domee Shi, 2022.

Bardzo wymowne jest zakończenie filmu, kiedy wszystkie kobiety z rodziny Lee na nowo stają przed wyborem, czy zatrzymać pandę, czy ponownie ją w sobie stłumić – i dla wszystkich poza młodą Meilin to nie jest nawet żaden wybór, dla nich jest już za późno, zaszły za daleko, tak zrosły się z narzuconymi sobie rolami, że nawet nie zastanawiają się nad możliwością ich zmiany. Być może nawet jest im już w nich wygodnie, skoro od dawna nie znają niczego innego. To trochę inny przekaz niż w Encanto, które przekonywało nas, że przy odpowiednich chęciach zawsze jeszcze możemy się uleczyć i zmienić utarte schematy postępowania. To nie wypanda patrzy na to od innej strony i pokazuje, że czasem jesteśmy w tych schematach tak zakorzenieni, że zmiana jest bardzo trudna, a nawet w ogóle nie chcemy jej podjąć czy wręcz nie dostrzegamy takiej możliwości, kiedy pojawia nam się przed nosem. Ostatecznie podstawowym przesłaniem dla rodziców, jakie niesie ten film, staje się to, że najlepsze, co możemy w takiej sytuacji zrobić, to przynajmniej nie stawać na drodze kolejnym pokoleniom i postarać się zaakceptować to, że nasze dzieci mogą chcieć żyć inaczej, dokonywać innych wyborów i stawać się innymi ludźmi, niż tego oczekiwaliśmy. I że to wcale nie oznacza, że są niewdzięczne, nie mają dla nas szacunku i niszczą nam życie – bo w tym wszystkim czasem zapominamy, że dzieci nie są po to, by spełniać nasze potrzeby i zachcianki, a to, kim się z czasem stają, nie jest złośliwie wymierzone w nas samych. Przekaz dla dzieci z kolei podkreśla, że da się pogodzić dwie pozornie sprzeczne strony medalu, że można jednocześnie być sobą, wybrać własną drogę, nawet sprzeczną z oczekiwaniami rodziny i wciąż być tej rodziny częścią i mieć szacunek dla starszych pokoleń.

Choć najwięcej szumu zrobiło się w temacie tego filmu za sprawą podpasek pokazanych na ekranie, To nie wypanda jest bardzo dobrym filmem do wspólnego, międzypokoleniowego oglądania i punktem wyjścia do lepszego zrozumienia się nawzajem ze swoimi córkami, matkami i babciami. A jeżeli Disney zamierza nadal iść w tę stronę i eksplorować tego typu tematy, to naprawdę nie mogę się doczekać, co będzie dalej!

Przeczytaj także: