Siódmy odcinek zatytułowany Voleth Meir to już niemal apogeum radosnej twórczości scenarzystów Wiedźmina w tym sezonie. Zgodnie z zapowiedzią z tytułu odcinka wracamy do wątku demonicy zwanej Bezśmiertną Matką – której knowania i podszepty wreszcie zbierają żniwo, a czarodziejki, które zawarły z nią pakt, dostają swoją dawkę cierpienia i desperacji. Tak, jak i ja tkwiąc przed ekranem. Tradycyjnie więc #CierpięZaMilijony i rozprawiam się z wymysłami scenarzystów w tym odcinku, który ma bardzo mało wspólnego z książkami Sapkowskiego – zobaczmy, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Na ratunek – wątek Geralta
Po tym, jak pod koniec zeszłego odcinka świątynia Melitele została napadnięta, a Yennefer w zasadzie porwała Ciri, siódmy odcinek zaczyna się od krajobrazu po bitwie. Wiedźmin bada ciała typów, którzy go napadli, i odkrywa, że zapłacono im redańskimi monetami – co jest dla niego potwierdzeniem, że Ciri poszukuje już nie tylko Nilfgaard. Geralt i kapłanka Nenneke rozmawiają o Ciri i o tym, że ze względu na swoją potężną, ale nieokiełznaną moc, dziewczyna może potrzebować innego rodzaju wsparcia, niż może jej dać Geralt. Kapłanka zdaje się sugerować, że takim wsparciem mogłaby być Yennefer (i owszem, w książkach takim wsparciem jest Yennefer), Geralt jednak wykazuje się daleko idącą nieufnością wobec intencji czarodziejki. Trzeba przyznać, że w książkach ten element nieufności również bywa obecny, ale jest znacznie bardziej subtelny – Geralt nigdy do końca nie wie, co zamierza czarodziejka, jakie (swoje własne albo polityczne) intrygi właśnie knuje i czy wiedźmin będzie miał w nich do odegrania jakąś rolę… ale w niektórych kwestiach, zwłaszcza w kwestii Ciri, jest między nimi na tyle dużo zaufania, by z czasem cała ta trójka stworzyła – nieco ekscentryczną, ale jednak – rodzinę. Serial jednak nie bawi się w subtelności, a Yennefer od dawna jest kreowana na kogoś skupionego wyłącznie na sobie i swojej mocy albo jej braku – co z jednej strony chwilami ustawia ją po stronie czarnych charakterów, a z drugiej trochę spłyca tę postać, która w książkach, nawet jeśli jest egoistyczna, ma znacznie szerzej zakrojone zainteresowania i cele.
Geralt prosi kapłankę, by wyczarowała mu portal – i udaje się do więzienia, w którym jest przetrzymywany Jaskier. Wiedźmin najwyraźniej postanowił zbadać jedyny trop, jaki może go doprowadzić do Yennefer i Ciri, i skontaktować się z bardem, z którym czarodziejka niedawno się widziała. Podczas gdy Jaskier z wrodzonym sobie urokiem podśpiewuje w celi i zaprzyjaźnia się z myszami, Geralt obija mordę strażnikowi i uwalnia przyjaciela. Następuje kolejne już w tym sezonie bardzo szybkie pojednanie – panowie rzucają się sobie w ramiona i już niemal mamy wrażenie, że cała sprawa zostanie zapomniana… Ale Jaskier z lekka wygarnia przyjacielowi, że sposób, w jaki ostatnim razem został potraktowany, był cokolwiek niemiły. To miła odmiana, bo już zaczynałam podejrzewać, że taki będzie sposób na rozwiązanie wszystkich interpersonalnych konfliktów w tym serialu – bohaterowie po prostu będą się przytulać albo całować i wszystkie krzywdy momentalnie zostaną zapomniane.
Pierwsze, co robi Jaskier po wyjściu z więzienia, to kąpiel w pobliskim jeziorku – do której z jakichś względów przystępuje w spodniach i butach. Najwyraźniej goła klata aktora wyznacza jakiś limit tego, co można pokazać na ekranie, a zachowanie elementarnej logiki nie jest głównym celem tej sceny. Niewzruszony Geralt podpytuje Jaskra o to, co Yennefer robiła w Oxenfurcie, i spomiędzy jego kwiecistej mowy wyłuskuje informacje, że czarodziejka uratowała poecie życie, uciekała przed czymś, straciła swoją magię, ale jakimś cudem po wypowiedzeniu zaklęcia o lasach, chatach i matkach magicznie wymknęła się z niewoli. Wiedźmin błyskawicznie orientuje się, że w takim razie czarodziejka jest w zmowie z żywiącą się cierpieniem Bezśmiertną Matką – najwyraźniej demonica jest jakąś celebrytką wśród zagrożeń, z jakimi wiedźmini mieli do czynienia. Geralt postanawia, że muszą jak najszybciej ruszyć do Cintry.
Tutaj następuje kolejny z wielu wygodnych i niezbyt ugruntowanych fabułą zbiegów okoliczności – oto nieopodal obozują krasnoludy pod wodzą Yarpena Zigrina. I akurat mają wolnego konia, którego Geralt może pożyczyć. Bo przecież doskonale wiadomo, że przyjaciele i konie pojawiają się znienacka zawsze wtedy, kiedy ich potrzebujesz. W rozmowie przewija się nawiązanie do książki – Yarpen mówi Geraltowi, że w ostatnich czasach on i jego ludzie dorabiają, ochraniając konwoje i transporty króla Henselta z Kaedwen. Na tym jednak nawiązanie do istotnego fragmentu książki się kończy, a szkoda, bo wątek z udziałem Yarpena daje bardzo dużo kontekstu opowiadanej przez Sapkowskiego historii. W Krwi elfów sytuacja przedstawia się tak: Geralt, Ciri i Triss podróżują w kierunku świątyni Melitele w Ellander, gdzie Ciri ma trafić do szkoły. Po drodze jednak czarodziejka dostaje poważnej grypy żołądkowej, a że ma uczulenie na magię przyjmowaną doustnie i nie może zostać wyleczona żadnym eliksirem, trio jest zmuszone dołączyć do najbliższej grupy podróżnych, by Triss mogła dojść do siebie, odpoczywając na wozie. Najbliższą grupą podróżującą w tę samą stronę okazuje się królewski supertajny transport ochraniany przez grupę krasnoludów pod wodzą Yarpena Zigrina. To spotkanie staje się pretekstem do bliższego przyjrzenia się skomplikowanej sytuacji nieludzi – podczas tej podróży nie tylko słuchamy rozmów Geralta i Yarpena o polityce, nie tylko odkrywamy, jak różne poglądy miewają nieludzie na sojusz elfów z Nilfgaardem, prześladowania ze strony krajów Północy i partyzanckie komanda Scoiaʼtael grasujące po lasach, ale i mamy okazję bliżej przyjrzeć się samym Scoiaʼtael i ich działaniu. Ten, wydawałoby się, trywialny wątek z chorobą Triss daje nam w książce bardzo dużo wglądu w sytuację społeczną i polityczną, ludzkie i nieludzkie postawy wobec wojny i opresji, skomplikowane lojalności i ich cenę. Buduje nam tło i brutalne konsekwencje napięć rasowych i wielkiej polityki – i wydaje mi się, że robi to znacznie lepiej, niż serialowy wątek przepychanek o władzę w Nilfgaardzie. W książce wszystko rozgrywa się wokół bohaterów, którzy nas obchodzą, to na ich nierzadko bolesnych przykładach poznajemy cały szereg konsekwencji bieżącej sytuacji – a Sapkowski sprowadza wielką i małą politykę na ziemię, przypominając, że na końcu łańcucha władzy zawsze są jednostki, które podejmowane u szczytu decyzje dotykają najmocniej. Takiego, znacznie bardziej zniuansowanego spojrzenia na sytuację elfów trochę jednak w serialu brakuje – bo póki co patrzymy na wszystko głównie przez pryzmat Franceski zawierającej jakieś pakty z demonami, krasnoludy w ogóle pozostają poza radarem i służą trochę za żart albo fabularny środek do celu, a tych kilka scen, które miały nam pokazywać cierpienie statystycznego elfa ukrywającego się w kanałach, nie ma aż takiego ciężaru gatunkowego. Nie mówiąc już o tym, że w ogóle nie mieliśmy jeszcze do czynienia z elfimi komandami napadającymi na ludzi w zemście za odebrane ziemie i za wieki prześladowań – więc póki co serialowe elfy i reszta nieludzi są przedstawiani dość jednostronnie.
W serialu jednak nie znalazło się miejsce na aż tyle kontekstu. Krasnoludy, które zostały wciśnięte do fabuły na chwilę i bez większego znaczenia dla rozwoju wypadków, użyczają wiedźminowi konia, ale i postanawiają chwilowo olać pracę dla króla i wspomóc Geralta w jego supertajnej misji. Po drodze Jaskier próbuje nadrobić stracony czas i wypytać Geralta o jego uczucia względem Ciri i Yennefer – a z rozmowy dowiadujemy się, że jeśli czarodziejka skrzywdziła dziewczynę, wiedźmin jest gotowy ukarać ją za to śmiercią. Paradoksalnie poeta się jednak za nią wstawia, sugerując, że może Yennefer się zmieniła, a teraz robi głupie rzeczy dlatego, że jest przyparta do muru. Jak rozumiem, to ma nam podbudowywać wybaczenie, którego Yen w końcu będzie musiała kiedyś dostąpić, jeśli serial jeszcze zamierza jako tako adaptować dalsze wydarzenia z książek.
W kolejnej scenie zobaczymy już, jak Geralt dogania Yennefer i Ciri, omówimy to więc przy okazji kolejnego wątku.
Zdrady i demony – wątek Yennefer i Ciri
Pod koniec poprzedniego odcinka Ciri i Yennefer przy pomocy magicznego portalu uciekły ze świątyni Melitele – a teraz przekonujemy się, dokąd trafiły. Okazuje się, że Ciri przeniosła je do miejsca, które uważała za bezpieczne, do domu Złotolitki, która przygarnęła ją w poprzednim sezonie. Dom jednak sprawia wrażenie opuszczonego, a w końcu Ciri odkrywa w nim zwęglone zwłoki swoich dawnych znajomych – rodzinę Złotolitki musiał więc odwiedzić Rience i to najwyraźniej całkiem niedawno, skoro, jak zobaczymy za chwilę, pod domem nadal stoją, w całkiem dobrej kondycji i wcale niezdychające z głodu ani pragnienia, przywiązane i osiodłane konie, dzięki którym Yen i Ciri będą mogły ruszyć w drogę. Najwyraźniej tak było wygodnie scenarzystom – i co im zrobimy? Zanim jednak opuścimy dom Złotolitki, Ciri zastanawia się, dla kogo może pracować Rience i dochodzi do wniosku, że pewnie dla Nilfgaardu – a Yennefer jakby tylko na to czekała. Wykorzystuje tę sugestię i przekonuje Ciri, że jeśli Rience dopadł Geralta, na pewno przetrzymuje go w charakterze przynęty w najbliższym mieście pod panowaniem Nilfgaardu – czyli w Cintrze. A jak się wkrótce dowiemy, to właśnie w okolice Cintry Ciri ma zostać przez Yennefer zaprowadzona, by uwolnić Bezśmiertną Matkę i w nagrodę odzyskać swoją moc. Ciri upiera się, by jechać sama, Yen jednak do niej dołącza, wypowiadając bardzo znaczące słowa: jeśli cokolwiek by ci się stało, Geralt nigdy by mi nie wybaczył. A chwila ciszy, jaka następuje po tych słowach, pozwala nam kontemplować sytuację, w jakiej znalazła się czarodziejka – i jej przebłysk świadomości, że tak, Geralt nigdy jej nie wybaczy tego, co zamierza zrobić. Mimo tego, słysząc podszepty Bezśmiertnej Matki, czarodziejka postanawia doprowadzić swój zdradziecki plan do końca.
Ciri i Yennefer pędzą więc do Cintry – a po drodze czarodziejka przekonuje się, jak wiele Geralt znaczy dla Ciri (dziewczyna nazywa go ojcem, którego nigdy nie miała) i vice versa. Ciri z kolei próbuje podpytywać Yen, co było pomiędzy nią i Geraltem – a czarodziejka, na swój sposób i ładnym cytatem z książki, odpowiada całkiem szczerze, wymieniając cały szereg uczuć, jakie składają się na ich dziwny związek: tęsknota, żal, nadzieja, strach. Na tym jednak rozmowa się urywa. Panie docierają do rzeki i zawalonego mostu, najbliższa przeprawa jest zaś zbyt daleko, by tracić tyle czasu. Yennefer postanawia więc, że najwyższy czas na drugą lekcję magii – i próbuje pokazać Ciri, jak czarami odbudować most. Serio, oparte wyłącznie na pragmatycznej praktyce podejście serialowej Yen-nauczycielki trochę mnie przeraża. A gdzie jakaś teoria? Gdzie nauka czerpania mocy, zanim Ciri zacznie ją z siebie wyrzucać, otwierając portale i próbując naprawiać mosty? Ten brak przygotowania szybko daje o sobie znać – odbudowanie mostu to jednak za duży wysiłek dla dziewczyny, która mało wie o magii, i Ciri zaczyna słabnąć i krwawić z oczu. Sfrustrowana niepowodzeniem dziewczyna krzyczy – i swoim krzykiem magicznie przenosi siebie, Yennefer i konie na drugą stronę rzeki. Ten wyczyn przynajmniej zgadza się z duchem książki – bo akurat teleportacja okazuje się jednym z naturalnych talentów Ciri.
W końcu Yennefer i Ciri docierają w pobliże Cintry, w miejsce, gdzie pamiętnej nocy, uciekając z miasta, Ciri powaliła krzykiem skalny monolit i rozłupała spory kawał ziemi. Dziewczyna przyznaje czarodziejce, że to ona zniszczyła monolit – a Yennefer zaczyna sobie zdawać sprawę, z jakiego kalibru mocą ma do czynienia. Dziewczyna przyznaje też, że boi się swojej mocy i tego, że nie potrafi jej kontrolować – a Yennefer, wciąż zza kadru kuszona przez Bezśmiertną Matkę, powoli zaczyna kwestionować swoje decyzje. Kiedy zbliżają się do pozostałości monolitu, dostajemy dość dziwną scenę, która jest cokolwiek osobliwym wykorzystaniem pewnego cytatu z książki. Yennefer i Ciri, nagle niemal w transie, komunikują się ze sobą telepatycznie, a Ciri ostrzega czarodziejkę, że tych wielkich czarnych drzwi nie należy otwierać. Wymiany zdań na temat czarnych drzwi i tego, że Yennefer wbrew oporowi prowadzi do nich Ciri, przewijają się w książce pomiędzy bohaterkami, ale tam temat pojawia się w mglistych transach albo snach i nie jest do końca jasne, czym te drzwi mają być – sprawiają wrażenie czegoś w rodzaju odseparowanej części świadomości, do której Ciri nie chce wracać, bojąc się zamkniętych tam wspomnień, albo może tajemniczego, sięgającego głęboko w przeszłość źródła jej mocy, odbieranych przez dziewczynę jako coś zagrażającego i mrocznego. Sapkowski podchodzi do tych scen dość enigmatycznie, serial zaś zdaje się trochę dotykać tej drugiej interpretacji, jednocześnie nadając „czarnym drzwiom” formę wielgachnych monolitów, które, jak już wiemy, mają być bramami do innych światów, a Ciri potrafi je otwierać. W serialu ta wymiana zdań staje się więc bardziej dosłownym ostrzeżeniem: nie otwierajmy wrót do innego świata, bo kto wie, co stamtąd wylezie.
W ten sposób Ciri orientuje się, że Yennefer zamierzała ją wykorzystać i że okłamała ją w sprawie Geralta. Yen dość desperacko próbuje się tłumaczyć ze swojej głupoty, co fanom książek trudno przełknąć, bo książkowa Yennefer raczej się nie tłumaczy i nie przeprasza, a kiedy zaliczy wtopę, z lekka arogancko przechodzi nad tym do porządku dziennego. Mimo tłumaczeń, Ciri jednak przytomnie stwierdza, że nie ufa czarodziejce, a jej silne uczucia i poczucie zagrożenia znów uruchamiają magię, rozłupując kolejny kawał ziemi, aż do murów Cintry, co alarmuje strażników miasta. Tu znów następuje scenariuszowe zagięcie czasu i przestrzeni, bo zupełnie niemagiczni strażnicy na zupełnie niemagicznych koniach w mgnieniu oka dopadają wciąż tkwiących w tym samym miejscu kobiet – mimo że nie było ich nigdzie na horyzoncie, a do miasta jest jeszcze spory kawałek. Ciri broni się sztyletem, Yennefer kawałkiem kija – do momentu, aż z odsieczą przybywa na czarnym koniu Geralt, który najwyraźniej domyślił się, że Bezśmiertna Matka wyśle Yennefer i Ciri do monolitu. Chciałabym wiedzieć, skąd się domyślił, bo ja na to nie wpadłam – jeśli już, podejrzewałabym raczej, że Yen zaciągnie Ciri do chaty demonicy… ale najwyraźniej nic w tym serialu nie może się odbyć bez udziału monolitów. Wiedźmin i krasnoludy rozprawiają się ze strażnikami, a Ciri po raz kolejny przekonuje się, że Geralt obroni ją przed każdym, nawet przed własną dziewczyną, co symbolicznie zostaje zaznaczone, gdy wiedźmin broni czarodziejce dostępu do dziewczyny, przykładając jej miecz do szyi.
Geralt w eskorcie krasnoludów i Jaskra odsyła Ciri z powrotem do Kaer Morhen – najwyraźniej w obliczu zdrady Yennefer zdrada Vesemira z poprzednich odcinków cokolwiek zbladła w jego oczach (serio, w tym sezonie postaci zdecydowanie za często się zdradzają). Sam zaś zamierza się ostatecznie rozprawić z Bezśmiertną Matką (a może i z Yennefer). Przejmując opiekę nad Ciri, Yarpen zagaja krótki dialog prosto z Krwi elfów, pytając wiedźmina, czy dziewczyna to jego (w domyśle) córka, a Geralt przyznaje, że tak – co z miejsca nadaje Ciri status szczególnej ochrony ze strony krasnoludów Zigrina.
Wiedźmin zmusza Yennefer do wypowiedzenia zaklęcia, które przeniesie ich do chaty Bezśmiertnej Matki – ale w międzyczasie demonica napawa się cierpieniem i desperacją pozostałych czarodziejek, z którymi zawarła pakty. Okazuje się, że dzięki temu zgromadziła wystarczająco dużo siły, by uciec z chaty, w której uwięzili ją wiedźmini. Geralt nie może się więc rozprawić z demonicą, za to ona ma w planie rozprawić się z wiedźminami – i w ostatniej scenie tego cokolwiek już bulwersującego odcinka widzimy, jak duch Bezśmiertnej Matki opętuje Ciri… by w kolejnym odcinku dać nam bezsprzecznie bulwersujący finał całego wątku demonicy (a zarazem całego sezonu).
Ujawnione tajemnice – wątek czarodziejów
Tymczasem w Aretuzie mamy okazję zobaczyć nieco mniej uporządkowaną niż zwykle Tissaię de Vries – stojącą w oknie sypialni z rozpuszczonymi włosami, po nocy spędzonej z Vilgefortzem. Czarodziejka ewidentnie się czymś martwi, najprawdopodobniej tym, czego dowiedziała się od Triss na temat Ciri – choć nie znamy pełnego zakresu informacji, jakimi Merigold podzieliła się ze swoją mistrzynią. Vilgefortz próbuje wyciągnąć z Tissai informacje, zapewniając ją o swojej miłości i o tym, że są równorzędnymi partnerami… Ale póki co, Tissaia zmienia temat, kierując jego uwagę na wizytę redańskiego szpiega w Aretuzie. W kolejnej scenie widzimy więc, jak Dijkstra donosi czarodziejom o narodzinach elfiego dziecka Franceski Findabair. Jak można się spodziewać, naczelny elfofob Rady Czarodziejów, Stregobor, upatruje w tym dziecku bardzo złego omenu i zagrożenia, że natchnione nadzieją elfy znów urosną w siłę. Tissaia, a za nią także Vilgefortz, postulują zaś, by czarodzieje nie kierowali się uprzedzeniami – i sugerują, że jeszcze nie wiadomo, jak to dziecko wpłynie na politykę Kontynentu. Kiedy jednak oni spierają się o elfy, Dijkstra gra w swoją własną grę – i zdradza zebranym, że wie o obecności Triss Merigold w Aretuzie i o jej sekretnej misji, tym samym sprzedając tę tajemnicę także Vilgefortzowi. Tissaia usiłuje wytłumaczyć obecność Triss jej dochodzeniem do zdrowia po nagłej chorobie, jaką czarodziejka złapała w Temerii, co jest nawiązaniem do wspomnianego już wcześniej wątku z książki – Dijkstra zaś komentuje, że to dziwne, iż wszyscy teraz przywożą jakieś choroby prosto z gór w Temerii, czym daje znać, że wie, iż czarodziejka była w Kaer Morhen. Przy czym należy zaznaczyć, że „Temeria” jest tu użyta albo przez niedopatrzenie scenarzystów, albo (co całkiem prawdopodobne, skoro Triss była doradczynią króla Temerii) w ramach zmyłki w rozmowie, bo Kaer Morhen w rzeczywistości znajduje się na terenie Kaedwen.
Dziwaczna wizyta Dijkstry, który najwyraźniej przybył tylko po to, by pokazać, że wie, jakimi tajemnicami zajmowała się Triss Merigold, zmusza Tissaię do wyznania prawdy Vilgefortzowi. Dowiadując się o tym, Triss czuje się zdradzona, wyraźnie mówi, że nikomu poza Tissaią nie ufa na tyle, by podzielić się tymi informacjami… A tymczasem Vilgefortz napada na nią i żąda udzielenia wszystkich szczegółowych wiadomości o Ciri. Triss zachowuje jeszcze resztki przyzwoitości, odmawia i wychodzi z sali, a Vilgefortz traci nad sobą panowanie i wrzeszczy na Tissaię, która nagle zdaje sobie sprawę, że najwyraźniej wcale nie była w partnerskim związku, a jej chłopaka nie obchodzą jej próby zachowania tajemnicy po to, by zadbać o bezpieczeństwo jej podopiecznych, które już raz przecież naraziła pod Sodden.
Nadzieje i spiski – wątek Nilfgaardu
Podczas gry Tissaia ma problemy w Aretuzie, Fringilla Vigo ma coraz więcej problemów w Cintrze – na czele z tym, że wszyscy wokół niej podważają jej autorytetet. Dodatkowo jej ludzie podejrzewają, że któryś spośród licznie przybywających do miasta elfów szpieguje dla Redanii – i mają rację, choć w jednej z kolejnych scen zobaczymy, jak młody elf Dara podczas rozmowy z „sową” wycofuje się ze współpracy, bojąc się o swoje życie i mając wyrzuty sumienia, że przez niego Nilfgaardczycy wieszają niewinne elfy podejrzewanie o szpiegostwo. Chłopak, tak jak wielu innych elfów, poczuł też przypływ nadziei – i ma dosyć zajmowania się sprawami Nilfgaardu, Cintry, Redanii… chce na pierwszym miejscu postawić swój lud.
Sytuacji Fringilli nie poprawia fakt, że po narodzinach pierwszego od bardzo dawna elfiego dziecka połowa elfich rekrutów nie stawiła się na szkoleniu. Czarodziejka próbuje to tłumaczyć wyjątkową okazją i hucznym świętowaniem poprzedniej nocy, wkrótce jednak przekona się, że to większy problem. Zwłaszcza, że nilfgaardzcy żołnierze zaczynają przykładnie wieszać przypadkowe elfy podejrzewane o szpiegostwo na rzecz Północy – a to może trochę utrudniać negocjacje z przywódczynią elfów. Jakby tego wszystkiego jeszcze było mało, nazajutrz do Cintry ma przyjechać sam cesarz Emhyr – do tego czasu wszystko powinno więc chodzić jak w zegarku, albo czarodziejce się oberwie.
Tymczasem przeszczęśliwa Francesca w towarzystwie Filavandrela wybiera imię dla swojej córki – przez chwilę rozważa Fionę, co jest dosyć ciekawym wyborem, zwłaszcza, że takie imię nosiła również córka Krwawej Falki i zarazem prapraprababcia Ciri. Czy w serialu to coś znaczy? Trudno powiedzieć, może to po prostu ładne i popularne imię… Ale jeśli scenarzyści z jakichś względów postanowią rodzinnie powiązać Ciri i Francescę… to zrobi się już naprawdę spory bałagan. Idylliczną scenę przerywa Fringilla Vigo wparowująca do pokoju z pretensjami, że elfy nie stawiły się na szkoleniu. W odpowiedzi Filavandrel ubiera w słowa obawy Nilfgaardczyków – oto pod wpływem nowej nadziei elfy zmieniły zdanie i nie chcą dłużej walczyć, chcą osiąść w spokojnym miejscu i odbudowywać swoją rasę. Fringilla próbuje przypominać elfce, że to współpraca i zawarty pomiędzy nimi (i Bezśmiertną Matką) układ dały jednej upragnione dziecko, a drugiej władzę… Ale Francesca jest nieugięta i zamierza się wycofać.
Przyciśnięta do muru Fringilla postanawia zapytać o radę swojego wuja zasiadającego w Radzie Czarodziejów, mimo że są po dwóch różnych stronach konfliktu. Teleportuje się wprost do jego gabinetu – serio, ten serial bardzo nadużywa teleportacji i trochę jakby zapomina, że istnieją jakieś zasady grzeczności, nie można się było teleportować pod drzwi i zapukać? Wujek wyrzuca jej zdradę i wybranie niewłaściwej strony pod Sodden (przypomnijmy, że jego w ogóle pod Sodden nie było), ale wysłuchuje krewniaczki, która próbuje zapewnić sobie drogę ucieczki z Nilfgaardu i potężnych sojuszników, gdyby po zbliżającej się wizycie cesarza Emhyra popadła w niełaskę. Wujek jest skłonny jej pomóc, pod warunkiem, że Fringilla ukorzy się przed Bractwem i przeprosi – nie tylko za to, że zbratała się z Nilfgaardem, ale przede wszystkim za to, że uwierzyła, że może mieć jakąkolwiek władzę i wpływ, zamiast pokornie zajmować przynależne sobie marne miejsce. To najwyraźniej przesądza sprawę – Fringilla, która już raz posmakowała władzy, nie chce jej oddać.
I tak oto w następnej scenie widzimy konsekwencje jej świeżo obudzonej ambicji, którą ciągle ktoś próbuje tłamsić. Podczas kolacji Cahira z generałami spiskującymi przeciw niej czarodziejka dokonuje swego rodzaju zamachu i pokazu siły jednocześnie – przy pomocy zaprawionego magicznymi ziółkami miodu pitnego unieruchamia wszystkich siedzących przy stole, a potem po kolei, bez mrugnięcia okiem, morduje generałów, oszczędzając tylko Cahira, z którego zamierza zrobić swojego posłusznego wspólnika. Poleca mu, by wsparł ją w przekonaniu cesarza Emhyra, że odkryła spisek wśród najwyższego wojskowego dowództwa i zawczasu pozbyła się go ku chwale cesarza.
Zwróćcie uwagę na tę scenę i na poczynania Fringilli – bo to jest mniej więcej przykład tego, jak powinny się zachowywać czarodziejki w tym serialu. Silne, zdecydowane, nie wahające się sięgać po ostateczne środki, po trupach realizujące swoje cele, kiedy trzeba bezwzględne, kiedy trzeba cynicznie wykorzystujące swoje wdzięki albo „słabości”, planujące zawsze o kilka kroków do przodu przed innymi, patrzące szeroko na wydarzenia i możliwości kreślące się przed nimi – takie są czarodziejki u Sapkowskiego (przede wszystkim czarodziejki Północy, bo Fringilli jest w książkach jednak dość mało). Nie oznacza to, że wszystkie są antypatyczne, choć mają do tego potencjał – wiele z nich ma jakiś swój urok albo uczłowieczające je cechy czy historie. Ale to są potężne kobiety, działające w potężnej politycznej sieci wpływów – i gładko się w niej poruszające. Tymczasem serialowe czarodziejki… są trochę ciapowate. I mocno pogubione. Mam wrażenie, że zostały odarte ze swojej potęgi. Dostały całkiem sporo interesujących ludzkich cech i słabości, nad którymi ciekawie jest się pochylić, ale nie zostało to odpowiednio zrównoważone tym specyficznym rodzajem respektu, który czytelnik wobec nich czuje. Nie wiem, może serial jeszcze zostawia sobie miejsce na rozwój postaci i kiedyś w końcu, może przy okazji powołania Loży Czarodziejek, bohaterki dojdą do takiego statusu… Ale póki co robią na mnie jednak mniejsze wrażenie, niż bym chciała.
Wydarzenia w Nilfgaardzie kończą się więc rozlewem krwi – z czego siłę czerpie Bezśmiertna Matka. Z jednej strony Fringilla w swoim makabrycznym spektaklu morduje kilku generałów, z drugiej zaś dziecko Franceski zostaje zamordowane w kołysce przez skrytobójcę, a konsekwencje tych czynów powrócą jeszcze w kolejnym odcinku.
Siódmy epizod daje nam jeszcze dwa małe poboczne wątki.
Niebezpieczny eksperyment – wątek Rience’a
W poprzednim odcinku widzieliśmy, jak polujący na Ciri Rience próbuje wynegocjować spotkanie ze swoim tajemniczym zleceniodawcą. Teraz to spotkanie ma dojść do skutku – a przynajmniej tak mu się wydaje, bo póki co do spotkania nie dochodzi. Widzimy jednak scenę w pracowni Lydii, podczas której Rience zdaje relację ze swojego nieudanego napadu na świątynię w Ellander. W tle pracowni widzimy portret jasnowłosej dziewczyny – widzowie serialu mogą zakładać, że to po prostu portret Ciri, który pokazał Rience’owi, kogo właściwie ma szukać. Ale to także nawiązanie do pewnej sceny z Chrztu ognia, w której Geralt, podczas podszytej intrygami i aluzjami rozmowy z Pewną Osobą, ogląda namalowany przez Lydię portret Lary Dorren – i stara się nie dać po sobie poznać, że dostrzegł, iż „Lara Dorren eap Shiadhal patrzyła na niego z portretu oczami Ciri”. To jedna z aluzji, którymi książki stopniowo naprowadzają tak nas, jak i Geralta, na tajemnice ukryte w drzewie genealogicznym Ciri – serial z jakichś względów zdecydował się zaś dość wcześnie, bo już w drugim sezonie, ujawnić nam niemal naraz wszystko, co wiadomo o rodzinie Ciri – sporą dawkę wiedzy dostaliśmy w zeszłym odcinku, kolejną rewelację zobaczymy zaś w finale sezonu.
Póki co jednak Lydia robi Rience’owi wymówki, że nie udało mu się złapać dziewczyny, ale jednocześnie przeprowadza magiczne testy na próbce krwi Ciri, którą Rience wykradł z Kaer Morhen. Co może się skończyć tylko źle – pamiętamy bowiem, że próbka nie jest czysta, tylko jest wiedźmińskim mutagenem, niebezpiecznym dla ludzi, Lydia zaś z jakichś względów wdycha otrzymaną substancję. To, jak jest nam zasugerowane już teraz, a dobitnie zobaczymy to w przyszłym odcinku, doprowadza do rozległych obrażeń na dolnej części jej twarzy. W książce Lydia również doznała znacznego uszkodzenia dolnej części twarzy (zostały jej tam niemal same kości) podczas przeprowadzania magicznego eksperymentu, nie miało to jednak nic wspólnego z Ciri i wydarzyło się gdzieś poza osią fabuły. Od tego czasu Lydia nosiła na sobie silną iluzję maskującą uszkodzenia i musiała się porozumiewać z otoczeniem wyłącznie telepatycznie.
Redańska polityka – wątek Dijkstry
Po tym, jak Dara zrezygnował ze szpiegowania dla Redanii, można by pomyśleć, że Dijkstra będzie wściekły… Ale nie jest, uznawszy, że ma już wszystkie informacje, jakich potrzebował. Pod koniec odcinka dostajemy jedną małą scenę, która ma nam zarysować polityczne plany Redanii i pociągnąć wątek z poprzednich odcinków, w których Dijkstra doradził królowi Vizimirowi zbrojne odbicie Cintry. Podczas spotkania szpiega z lekko zblazowanym królem możemy bliżej poznać redański plan – oto król Vizimir zamierza nie tylko zdobyć Cintrę zbrojnie, ale i ugruntować swoją władzę poprzez małżeństwo z dziedziczką tronu, Cirillą. A to oznacza, że bardzo intensywnie jej szuka na własną rękę. To z grubsza zgadza się z rozmowami, jakie prowadzili między sobą władcy Północy w książkach (choć tam była też mowa o zabiciu dziewczyny, by Nilfgaard nie mógł się legitymować jej prawem do Cintry) – ale tak jak pisałam przy okazji jednego z poprzednich odcinków, dla uproszczenia serial koncentruje nam szerzej rozpisaną w książkach politykę państw Północy w samej zaledwie Redanii, która ma być naszymi oczami na poczynania północnych władców.
Tak oto w przedostatnim odcinku sezonu zostają położone wszystkie już fundamenty pod iście kuriozalny finał. Nilfgaardczycy oczekują przybycia cesarza i największego plot twistu, na zdradzenie którego Sapkowski nie zdecydował się aż do ostatniej książki cyklu. W elfach nadzieja przeradza się w nienawiść – i może chociaż to wróży, że jeszcze kiedyś zobaczymy książkowe elfie komanda. Opętana przez demonicę Ciri zmierza w kierunku Kaer Morhen, które trzeci już raz w ciągu jednego sezonu zostanie postawione w stan wewnętrznego zagrożenia. Geralt zaś nie rozprawia się z porywaczką swojego dziecka, tylko zabiera ją do domu. Ale o tym, jak to się wszystko skończy, porozmawiamy już przy okazji finałowego odcinka.