Jeśli interesujecie się historią i rozwojem kryminalistyki, powinniście zostać fanami Netflixa. Seriali kryminalnych tam co niemiara, ale na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy pojawiły się tam również dwie produkcje odsłaniające kulisy zarówno słynnych spraw sprzed lat, jak i tego, w jaki sposób powstawały i były wdrażane cenione dziś techniki profilowania kryminalnego.
Analizy
Siódmy sezon Gry o Tron już za nami, sporo się wydarzyło, ale zanim zaczniemy w bólu odliczać miesiące do kolejnego i ostatniego już sezonu, warto chyba zadać sobie jedno fundamentalne pytanie… czego chcą Biali Wędrowcy? Do czego właściwie dążą?
Tekst zasadniczo nie zawiera spoilerów – chyba, że za spoilery uznajecie informację, że w serialu występują smoki i lodowe zombie. Jeśli do tej pory tego nie wiedzieliście, to podziwiam waszą zdolność trzymania się z daleka od internetu.
Drodzy fani Przyjaciół, przyznajcie – kto z was nie wzrusza się za każdym razem, kiedy Ross wrzeszczy na swoją automatyczną sekretarkę: czy ona wysiadła z samolotu? Kto z was za każdym razem nie przeżywa tej paskudnej kłótni po akcji z dziewczyną z ksero? Kto z was nie czuje ciepła na sercu, gdy ekipa ogląda kasetę z liceum i okazuje się, że Rachel jednak jest homarem Rossa?
Kim właściwie jest Dan Stevens? Ostatnimi czasy wiele osób zadaje sobie to pytanie… po tym, jak nazwisko brytyjskiego aktora zaczęto odmieniać przez wszystkie przypadki za sprawą niemal jednoczesnych premier aktorskiej Pięknej i Bestii oraz marvelowskiego Legionu.
Filmografia Dana liczy sobie jakieś 30 pozycji, ale tak naprawdę szerszej publiczności dał się poznać w 2010 roku w serialu Downton Abbey. Jeśli oczywiście szeroką publicznością można nazwać zagorzałych fanów seriali o angielskiej arystokracji.
Nadrabianie oscarowych zaległości podsunęło mi ostatnio Pasażerów z Chrisem Prattem i Jennifer Lawrence. Teoretycznie Pasażerowie mają dokładnie to, czego trzeba dobrym filmom – fajny wyjściowy pomysł, parę sympatycznych i lubianych aktorów w głównych rolach, ładną scenografię… ba, nawet całkiem przyjemnie się ich ogląda. Problem polega na tym, że nawet mimo kilku mocnych zalet to cały czas idealny przykład, jak nie należy kręcić filmów.
Prawdopodobnie pierwszy raz zwróciłam na Davida Tennanta uwagę w czwartej części Harry’ego Pottera. Jego rola w Czarze Ognia była naprawdę niewielka, ot zagrał tam młodego Śmierciożercę, który przez większość filmu podszywa się pod kogoś zupełnie innego i w związku z tym bohaterowi użycza ciała głównie drugi aktor. Ale te kilka krótkich chwil w zupełności wystarczyło, żeby David Tennant zapisał się w mojej pamięci jako człowiek idealny do grania niepokojących szaleńców.