30 najważniejszych filmów mojego życia

30 najważniejszych filmów mojego życia

by Mila

W tym miesiącu czeka mnie zmiana kodu na 3 z przodu – pomyślałam więc, że to całkiem dobry moment na podsumowania kulturalne. Z tej okazji chciałabym się dzisiaj z wami podzielić trzydziestoma najważniejszymi filmami mojego życia – jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Jakość i ocena niekoniecznie stanową tu ważne kryterium, sięgam raczej po filmy, które w jakiś sposób na mnie wpłynęły, wywarły ogromne wrażenie, popchnęły mnie w jakąś stronę albo po prostu zostały ze mną na zawsze. Oto one (kolejność przypadkowa):

1.Król Lew, reż. Rob Minkoff, Roger Allers, 1994 – prawdopodobnie pierwszy film, na którym byłam w kinie. Od tego się wszystko zaczęło.

2. Absolwent, reż. Mike Nichols, 1967 – oglądaliśmy go klatka po klatce na zajęciach z historii kina w liceum. Chyba wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, ile różnych znaczeń może być ukrytych w jednym kadrze.

3. Love Actually, reż. Richard Curtis, 2003 – moja świecka grudniowa tradycja, oglądam go co roku przed świętami. A czasem też w święta. I po świętach. Możecie mnie przepytywać z dialogów.

Kadr z filmu Love Actually, reż. R. Curtis, 2003.

4. Edward Nożycoręki, reż. Tim Burton, 1990 – ważny punkt zwrotny, zapoczątkował moją fascynację urodą i talentem Johnny’ego Deppa, stylem Tima Burtona i kinem jako takim. Burtonowe klimaty przez długi czas były bliskie mojemu serduszku.

5. Gnijąca Panna Młoda, reż. Tim Burton i Mike Johnson, 2005 – jeden z moich absolutnie ukochanych filmów. Wyjątkowo dobrze odnajduję się w nim emocjonalnie.

6. Treacle Jr., reż. Jamie Thraves, 2010 – niszowy, kameralny brytyjski film z Aidanem Gillenem. Nie jestem pewna, czy to na pewno był pierwszy film, jaki obejrzałam na festiwalu Off Camera, ale zdecydowanie to on i towarzyszące mu spotkanie z twórcami kompletnie zaczarowały mnie atmosferą festiwalu. Od tamtego czasu nie opuściłam Off Camery ani razu!

7. Władca Pierścieni (cała trylogia), reż. Peter Jackson, 2001-2003 – tu nie ma co dużo mówić, to jest miłość na całe życie!

8. Avengers, reż. Joss Whedon, 2012 – pierwszy film MCU, na którym byłam w kinie (i w ogóle pierwszy, jaki widziałam). Od tego wszystko się zaczęło – także miłość do Iron Mana. I Downeya.

Kadr z Avengers, reż. J. Whedon, 2012.
Kadr z Avengers, reż. J. Whedon, 2012.

9. Iron Man, reż. Jon Favreau, 2008 – obejrzałam go zaraz po Avengersach i wpadłam na dobre. To też ważny punkt zwrotny w całym kinie rozrywkowym – zapoczątkował wielkie imperium Marvela!

10. Kapitan Marvel, reż. Anna Boden i Ryan Fleck, 2019 – większość filmów Marvela odbieram bardzo emocjonalnie i osobiście, ale ten równocześnie rozłożył mnie na łopatki i naładował energią. Czekałam na taką superbohaterkę, odkąd tylko pamiętam – sprawczą, kompetentną, pełnokrwistą i taką, której nikt na siłę nie seksualizuje. Objawienie. Coś bardzo oczyszczającego. I film, który dobitnie pokazał mi, co to znaczy poczuć się naprawdę reprezentowaną na ekranie.

11. I żyli długo i szczęśliwie, reż. Yvan Attal, 2004 – temat pierwszego tekstu na tym blogu. Legenda założycielska bloga głosi, że tak bardzo musiałam się podzielić wrażeniami z drobnej, pięknej sceny z Charlotte Gainsbourg i Johnnym Deppem, że aż postanowiłam zacząć blogować. I co? Osiem lat później dalej piszę.

12. Egzorcyzmy Emily Rose, reż. Scott Derrickson, 2005 – film, który puszczano nam na religii (chyba w gimnazjum) i który (poza kompletnym przerażeniem) obudził we mnie poczucie, że religia jako taka od dłuższego już czasu bardziej mnie stresuje i wpędza w dziwne lęki, niż cokolwiek mi emocjonalnie daje.

13. O północy w Paryżu, reż. Woody Allen, 2011 – to tu za sprawą roli F. Scotta Fitzgeralda zakochałam się w Hiddlestonie, jeszcze zanim zobaczyłam go jako Lokiego i zanim to było modne (#HipsterMila). Corey Stoll jako Hemingway też robi tu wrażenie!

Kadr z filmu O północy w Paryżu, reż. Woody Allen, 2011.

14. Żywot Briana, reż. Terry Jones, 1979 – nieustannie mnie zachwyca, jaką ten film robi wnikliwą analizę dynamiki ruchów społecznych i tworzenia się legend.

15. Geniusz, reż. Michael Grandage, 2016 – pokrzepiający serduszko redaktora film, który udowadnia, że żmudna, czasem frustrująca praca, jaką wkładamy w poprawianie cudzych tekstów, choć często pozostaje niezauważona, to jednak jest ogromnie ważna, decyduje o ostatecznym kształcie dzieła i jest w stanie wyprowadzić na prostą dalekie od perfekcji teksty.

16. Arizona Dream, reż. Emir Kusturica, 1993 – jestem święcie przekonana, że ten film powinien być na tej liście, ale nie umiem powiedzieć dlaczego.

17. Kochanek królowej, reż. Nikojal Arcel, 2012 – film, w którym po raz pierwszy odkryłam nadludzki magnetyzm Madsa Mikkelsena. Co było dosyć niezręczne, bo do kina zabrałam na ten film rodziców.

18. Lobster, reż. Yorgos Lanthimos, 2015 – moje pierwsze i bardzo udane podejście do Lanthimosa. Szalenie podoba mi się ta dość brutalna metafora desperacji, z jaką większość z nas podchodzi do romantycznych relacji.

Kadr z filmu Lobster, reż. Yorgos Lanthimos, 2015.

19. Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham, reż. Paweł Łoziński, 2016film-eksperyment, który jest jak terapia… bo i stanowi zapis zaimprowizowanych przez aktorki i wybitnego terapeutę sesji poświęconych trudnym relacjom matki z córką. Bardzo oczyszczające doświadczenie!

20. Kryptonim U.N.C.L.E., reż. Guy Ritchie, 2015 – film, który umieścił na mojej mapie Armiego Hammera. I absolutnie przeurocza szalona zabawa, która zawsze jest w stanie poprawić mi humor.

21. Tylko kochankowie przeżyją, reż. Jim Jarmush, 2013 – ten film ma wszystko, czego mi potrzeba: wampiry, mrocznego Hiddlestona, Tildę Swinton, mnóstwo zabawnych odniesień do kultury i hipnotyczną ścieżkę dźwiękową. Idealny dla zneutralizowania tych dni, kiedy świat wydaje się paskudnym miejscem.

22. The Ring, reż. Gore Verbinski, 2002 – film, który uświadomił mi, że jestem jak Joey z Przyjaciół: koszmarnie boję się duchów małych dziewczynek. To też jeden z filmów, który powoli zamykał mój nastoletni okres intensywnego oglądania horrorów. Pochłaniałyśmy wtedy z koleżankami po szkole mnóstwo rozmaitych horrorów, ale w okolicach RinguKlątwy zaczęłam sobie zdawać sprawę, że chyba moja tolerancja na ten gatunek się wyczerpuje. Detoks trwał potem dobrych kilka lat, a do dzisiaj czasem mam problem z zaśnięciem w pokojach, w których stoi telewizor. I unikam horrorów z paranormalnymi zjawiskami, zwłaszcza takimi, które przybierają postać dzieci.

23. Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie, reż. Paolo Genovese, 2016 – chyba mam małą obsesję na punkcie tego doskonałego włoskiego filmu. Do tego stopnia, że poważnie rozważam obejrzenie wszystkich 17 (czy ile ich jest na dzień dzisiejszy) remake’ów z różnych krajów. Polska wersja pokazała, że ta kameralna i dość uniwersalna historia może nabierać dodatkowych smaczków przeniesiona w inne realia kulturowe – i bardzo jestem ciekawa, jak to wyszło w innych krajach.

Kadr z filmu Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie, reż. Paolo Genovese, 2016.

24. Totalna magia, reż. Griffin Dunne, 1998 – bardzo mi się w dzieciństwie spodobał ten wypełniony magią (i cudowną Nicole Kidman) film. Ale być może nie jest to najodpowiedniejsza rzecz do oglądania przez małe dziewczynki, bo potem przez lata muszą sobie wybijać z głowy, że uda im się znaleźć faceta zgodnego z ich wyobrażeniami aż do poziomu koloru oczu i tego, czy potrafi przerzucać naleśniki w powietrzu.

25. Życie jest piękne, reż. Roberto Benigni, 1997 – pierwszy film, po którym dość długo siedziałam w milczeniu. Z wrażenia. Zaszczepił mi pociąg do filmów, które opowiadają bolesne historie z bardzo niespodziewanych punktów widzenia.

26. Tamte dni, tamte noce, reż. Luca Guadagnino, 2017 – to film, który momentalnie skradł moje serce. Uważam, że jest idealny pod każdym względem. A końcowa scena to już mistrzostwo i łamie mi serduszko za każdym razem od nowa.

Kadr z filmu Tamte dni, tamte noce, reż.
Kadr z filmu Tamte dni, tamte noce, reż. L. Guadagnino, 2017.

27. Festen, reż. Thomas Vinterberg, 1998 – to chyba ten film na dobre skierował mój radar na skandynawskie kino i pokazał mi, jakie ono bywa doskonałe.

28. Wiedźmin, reż. Marek Brodzki, 2001 – czegokolwiek by dziś nie mówić o jakości tego kultowego już filmu, to jednak jest to pierwsza ekranizacja opowieści o moim ukochanym wiedźminie. Z bardzo dobrą muzyką. Pamiętną Calanthe. I Żebrowskim, który zrobił, co mógł, chociaż pracował na scenariuszu ewidentnie napisanym przez kogoś, kto nie traktował tematu poważnie. Kiedy ten film pocięty na serial leciał w telewizji w 2002 roku, miałam 12 lat i byłam zauroczona – i kompletnie nie przeszkadzały mi gumowe potwory. Dziś ogląda się to trochę trudniej, ale sentyment pozostał.

29. Królowa, reż. Stephen Frears, 2006 – to film, który przestawił moje myślenie o królowej Elżbiecie II na nowe tory – i w pewnym sensie pobudził bardziej świadome zainteresowanie brytyjską rodziną królewską. Przed jego obejrzeniem królowa jawiła mi się jako ekscentryczny złol z poruszającej opowieści o księżnej Dianie… Dopiero ten świetny film z Helen Mirren zmienił moją perspektywę i uświadomił pewne niuanse. Dziś chętnie ogłosiłabym się poddaną Elżbiety II!

30. Harry Potter i Kamień filozoficzny, reż. Chris Columbus, 2001 – już samo czytanie o małym czarodzieju było magicznym doświadczeniem, ale zobaczenie tego świata na ekranie – to była magia!

A jakie filmy znalazłyby się na waszej liście?

Przeczytaj także:

3 komentarze

Akacja 10 września 2020 - 05:38

Bardzo ciekawa lista. Tima Burtona też lubię. Ale Avengersi to somena mojej córki. Może to kwestia wieku? Jest prawie Twoją rówieśniczką.
Na mojej liście (byłaby znacznie krótsza) znalazłby się przede wszystkim Tajemniczy ogród Agnieszki Holland, Imię róży, Tańczący z wilkami (kocham Costnera) , Wichrowe wzgórza i Przeminęło z wiatrem.

Sitab 13 maja 2021 - 15:54

A gdybyś miała wybrać jeden film? Co byś poleciła? Ja ostatnio zakochałem się w Lighthouse. Znasz coś może w tych klimatach? (Oprócz lśnienia oczywiście ;))

Mila 13 maja 2021 - 16:08

Nie umiem wybrać… Kiedy zaczynam o tym myśleć, mózg mi się przegrzewa 😉

Komentarze zostały wyłączone.