W końcu udało mi się obejrzeć film Batman vs Superman: świt sprawiedliwości… I tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie było się do czego spieszyć.
Nowe wpisy
Dobrze czasem zrobić w domu remont. Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że pięknie ilustrowane wydanie Króla Maciusia I należące jeszcze do mojej mamy na zawsze zniknęło gdzieś w odmętach beztrosko pożyczanych innym książek… A tu proszę, taka niespodzianka. Maciuś tylko schował się gdzieś w kącie i w międzyczasie zaliczył krótki epizod w kartonie w piwnicy. Ale skoro już się odnalazł, od teraz będzie traktowany iście po królewsku.
Uwielbiam malarstwo Williama Turnera. Jego piękne, poruszające romantyczne obrazy mają w sobie coś, co każe ci myśleć, że ich twórca musiał być wyjątkowo wrażliwym człowiekiem. Mniej więcej pół życia wyobrażałam sobie Turnera jako przystojnego, wyrafinowanego, elokwentnego mężczyznę. A potem powstał film biograficzny, w którym głównym rolę z powodzeniem mógł zagrać Timothy Spall aka Glizdogon z Harry’ego Pottera. I to w dodatku głównie przy pomocy chrumkania.
Ciekawe, jak to jest – rewelacyjnie zagrać rolę, do której w ogóle się nie pasuje? Dać fenomenalny występ, który w pewnym sensie się marnuje, bo widzowi cały czas coś jednak na ekranie zgrzyta? Zapytajcie Bradleya Coopera, po Ugotowanym powinien doskonale znać odpowiedź.