Sałatka z resztek czyli Batman vs Superman

by Mila

W końcu udało mi się obejrzeć film Batman vs Superman: świt sprawiedliwości… I tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie było się do czego spieszyć.

Nie będę próbowała opisywać, o czym jest ten film, bo jego tytuł mówi w zasadzie wszystko. I na pewno już dawno go widzieliście. Poza tym, fabuła tego starcia superbohaterów momentami jest na tyle dziurawa, a działania postaci tak pozbawione jakiejkolwiek przekonującej motywacji, że nie wiedziałabym, od czego zacząć ten opis…

Już pierwsze sceny pełne patosu i pokazane w zwolnionym tempie zapowiadają, że trudno będzie się zachwycić tą produkcją. Co prawda, szybko dowiadujemy się, że to tylko sceny ze snu Bruce’a Wayne’a, a sny rządzą się swoimi prawami… Ale kino też czymś się przecież rządzi. I nie od dziś wiadomo, że nadmiar patosu i mesjanizmu raczej mu nie służy.

Nie mogę powiedzieć, żeby cokolwiek chwyciło mnie tu za serce. Niby było mrocznie, a ja lubię trochę mroku i powagi w komiksach… Ale to jeszcze nie wystarczy, bo nawet największa ciemność nie przykryje wszystkiego, co się w filmie Snydera nie trzyma kupy.

Niby lubię Henry’ego Cavilla, nawet lekko się w nim podkochiwałam, kiedy grał w Dynastii Tudorów… Ale jego Superman jest bardziej plastikowy niż figurki superbohaterów sprzedawane w sklepach. A ulizane włosy w połączeniu z zakolami i obcisłym kostiumem średnio dodają mu uroku.

Kadr z filmu "Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości", reż. Zack Snyder, 2016.

Kadr z filmu „Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości”, reż. Zack Snyder, 2016.

O roli Bena Afflecka wolałabym się na razie nie wypowiadać… Muszę nadrobić jeszcze Adama Westa i George’a Clooneya, żeby z pełnym przekonaniem móc powiedzieć, że Affleck jest najgorszym Batmanem w historii. A jego odpicowany pod kątem starcia z Supermanem kostium przypomina trochę czołg i prezentuje się gorzej nawet niż pierwsze szkice zbroi Iron Mana z lat sześćdziesiątych.

Kadr z filmu "Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości", reż. Zack Snyder, 2016.

Kadr z filmu „Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości”, reż. Zack Snyder, 2016.

W pierwszej chwili miałam nadzieję, że Jesse Eisenberg uratuje ten film, bo zaczął całkiem ciekawie i mógł zbudować dość wyrazisty czarny charakter… Ale szybko okazało się, że jego Lex Luthor nie ma do pokazania w zasadzie nic poza szaleństwem – i to nawet niezbyt fascynującym do oglądania. Jeśli w tym szaleństwie była jakaś metoda, to ja jej nie zauważyłam.

O dziwo, Wonder Woman udało się wzbudzić odrobinę mojej sympatii. Może to i dobrze, skoro wielkimi krokami zbliża się jej własny film. Założę się, że będzie lepszy – choćby dlatego, że bardzo trzeba by się postarać, żeby zrobić film słabszy niż Batman vs Superman.

W pełni popieram teorię spiskową mówiącą o tym, że film Snydera jest wynikiem nieszczęśliwego wypadku – komuś w wytwórni pomieszały się po prostu kartki z dwóch różnych scenariuszy. Wielka szkoda, że poszatkowany efekt zauważono dopiero po premierze.

Przeczytaj także:

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close