Chiński astronauta w kuchni Bradleya Coopera

by Mila

Ciekawe, jak to jest – rewelacyjnie zagrać rolę, do której w ogóle się nie pasuje? Dać fenomenalny występ, który w pewnym sensie się marnuje, bo widzowi cały czas coś jednak na ekranie zgrzyta? Zapytajcie Bradleya Coopera, po Ugotowanym powinien doskonale znać odpowiedź.

Nie wiem, jak to się stało, że to właśnie Cooper dostał rolę w tym filmie. Może miał (z daleka i przez mgłę) fizycznie przypominać Gordona Ramsaya? W końcu jego bohater zdaje się sporo czerpać z porywczego Szkota: obaj są światowej sławy kucharzami, obaj mają świra na punkcie perfekcji i lubią sobie czasem rzucić talerzem. Innego powodu nie widzę, bo przypakowany Bradley jak przysłowiowa pięść do nosa pasuje do roli zniszczonego narkotykami i żyjącego nadgodzinami szefa kuchni. Ładnie mu w fartuszku. Ale za nic nie można uwierzyć, że naprawdę potrafiłby coś ugotować.

Fabuła jest prosta. Adama poznajemy w momencie, kiedy kończy swoją „pokutę” za dość nieładne postępki, które kilka lat wcześniej przerwały jego błyskotliwą karierę i zrujnowały restaurację jego przyjaciela. Nasz bohater od dwóch lat jednak nie ćpa, nie pije i nie umawia się z kobietami. W tym czasie zdążył za to w ramach swojej kucharskiej pokuty otworzyć muszle dokładnie miliona ostryg w podrzędnej knajpie gdzieś na końcu świata. Ale pokuta dobiegła końca i Adam znów rusza na kulinarny podbój Europy.

Ugotowany to jeden z tych filmów, gdzie z góry wiadomo, co będzie dalej. Zaskakujących zwrotów akcji naliczyłam dokładnie jeden. Całą resztę zdarzeń widz mógłby przewidzieć, nawet gdyby wyszedł z kina w połowie. Albo po dziesięciu minutach.

A jednak jakimś cudem ta przewidywalność wcale nie przeszkadza. Ba, momentami widz siedzi jak na szpilkach… Sporo jest tu świetnie zagranych emocji i niełatwych relacji międzyludzkich i to chyba one muszą odpowiadać za całe to napięcie, które z fabułą ma niewiele wspólnego.

Kadr z filmu "Ugotowany", reż. John Wells, 2015.

Kadr z filmu Ugotowany, reż. John Wells, 2015.

Najbardziej niezrozumiałe w całej tej produkcji są dla mnie jednak decyzje obsadowe. Lista nazwisk powiązanych z Ugotowanym jest doprawdy imponująca: oprócz Bradleya Coopera zobaczymy tu Umę Thurman, Emmę Thompson, Alicię Vikander, Omara Sy i paru innych zdolnych ludzi, którzy mogliby pokazać bardzo dużo, a gnieżdżą się w kilkuminutowych rolach bez wyrazu. Uma Thurman wypowiedziała chyba jedno zdanie. Vikander z gracją ukrywała łzy w całych dwóch scenach. Rolę Omara Sy mógłby zagrać pierwszy lepszy początkujący student aktorstwa. Z całej tej listy właściwie tylko Emma Thompson miała coś sensownego do zrobienia (i wreszcie chyba naprawdę miała na sobie ciuchy Pavarottiego).

Gwiazdą tego filmu niezaprzeczalnie jest Bradley Cooper. Wszystkie inne gwiazdy tylko zmarnowały swój potencjał w tych małych, nieciekawie napisanych rolach. Bradley natomiast błyszczał od pierwszej do ostatniej minuty. Rozwinął skrzydła i naprawdę pokazał klasę. Tylko co z tego, jeśli jego fantastyczny występ i tak da się skwitować jedynie słowami: taki z niego kucharz, jak ze mnie chiński astronauta.

Przeczytaj także: