The Bold Type – odpowiedź milenialsów na Seks w wielkim mieście

by Mila

Jeśli tak jak ja macie sentyment do serialu Seks w wielkim mieście, być może czasami zdarzało wam się marzyć o takiej wersji tej produkcji, która nie będzie promować szkodliwych wzorców relacji damsko-męskich, daruje sobie żenujące stereotypy i w ogóle będzie trochę mniej niemądra, a trochę bardziej osadzona w rzeczywistości… Jeśli znacie to uczucie, pozwólcie, że przedstawię wam The Bold Type – współczesną i o wiele mądrzejszą opowieść o olśniewających przyjaciółkach z Nowego Jorku.

The Bold Type to uroczy, bardzo kobiecy i inspirowany życiem i pracą redaktorki naczelnej magazynu „Cosmopolitan” serial, w Polsce znany pod niepotrzebnie zniechęcającym tytułem Dziewczyny nad wyraz. Serial, który zadebiutował w 2017 roku, ma w zasadzie wszystko to, co miał Seks w wielkim mieście. Są przebojowe, ciekawe bohaterki: początkująca dziennikarka Jane, wyzwolona i bezkompromisowa Kat, twardo stąpająca po ziemi Sutton. Są też bajecznie drogie buty, stylowe ciuchy i poczytne felietony o związkach, seksie i facetach – bo nasze bohaterki pracują w redakcji wzorowanego na „Cosmopolitanie” magazynu dla kobiet. Są wątki romantyczne, jest babska przyjaźń, jest rzut oka na wielki świat mediów i imprezy pełne ładnych ludzi. I jest bardzo silny girl power.

"Kadr

Ale jednocześnie The Bold Type naprawia większość problemów, które z perspektywy czasu sprawiają, że Seks w wielkim mieście może potężnie rozczarowywać. Przede wszystkim The Bold Type zdaje się być dużo bliższy rzeczywistości – przynajmniej takiej rzeczywistości, jaką widzą współczesne 20- i 30-latki. Owszem, jest to rzeczywistość trochę polukrowana i przepuszczona przez instagramowe filtry, a bohaterki chodzą w horrendalnie drogich ciuchach, na które w większości nie byłoby ich stać, ale mimo wszystko trochę łatwiej jest utożsamiać się z młodymi kobietami, które wiodą w miarę zwyczajne życie i całkiem sporo czasu spędzają w pracy, zamiast w magiczny sposób utrzymywać siebie i pokaźną kolekcję szpilek od Manolo za jeden felieton tygodniowo wciśnięty gdzieś pomiędzy imprezy i drinki w poniedziałkowe południe.

Bohaterowie zaludniający serial i redakcję „Scarlet” dużo lepiej też odzwierciedlają zróżnicowaną demografię Nowego Jorku. Nikt tu nie próbuje nam wmawiać, że Manhattan zamieszkują głównie biali ludzie hetero i jeden do bólu stereotypowy gej dla odrobiny kolorytu. The Bold Type jest dużo bardziej inkluzywny zarówno na pierwszym, jak i na drugim czy trzecim planie. Jedną z głównych bohaterek jest czarnoskóra dziewczyna, która już w pierwszym odcinku zaprzyjaźnia się z lesbijką z Bliskiego Wschodu. Tak w biurze „Scarlet”, jak i na ulicach Nowego Jorku widać więcej osób różnych kultur, orientacji i różnego pochodzenia.

"Kadr

The Bold Type robi jeszcze jedną ważną rzecz – przenosi ciężar całej historii z wiecznych dram dotyczących facetów i tego, dlaczego Mr Big znowu nie dzwoni, na nasze protagonistki ich własne sprawy. Czyli dokładnie tam, gdzie on powinien być od samego początku. Oczywiście, że w serialu pojawiają się wątki romantyczne i jest sporo gadania o ciuchach, związkach, facetach i seksie – w końcu taki jest profil pisma, w którym dziewczyny pracują. Ale bohaterki nie spędzają 90% czasu na roztrząsaniu swoich randek i zauroczeń. One po prostu żyją, mają pracę, ambicje, cele, gonią za marzeniami, próbują wywalczyć awans albo zaimponować szefowej. Konfrontują się z realnymi problemami – zastanawiają się, z czego zapłacą czynsz, spotykają się z hejtem w sieci i rasizmem na ulicy, mierzą się z własną psychiką i ciałem, walczą o profilaktykę raka piersi, piszą artykuły o ofiarach gwałtu. I na tę pobudkę nie trzeba czekać kilku sezonów, bo rzeczywistość i realne problemy są tu w tle praktycznie od pierwszego odcinka. Nie twierdzę oczywiście, że problemy z mężczyznami nie są realne albo nie bolą… ale na litość scenarzystów, współczesna kobieta ma na głowie dużo więcej niż tylko debatowanie o Bigu, który nie dzwoni. Tutaj te proporcje są na szczęście dużo lepiej wyważone, a jeśli w życiu dziewczyn pojawia się jakiś związek czy romans, to owszem, jest on ważny i ma swoje miejsce, ale nie staje się nagle centrum wszechświata, wobec którego wszystko inne kompletnie traci na znaczeniu.

"Kadr

The Bold Type bierze na warsztat całkiem sporo problemów współczesnych kobiet i całkiem sporo feministycznych kwestii. Nie można powiedzieć, żeby to była jakaś skrajnie radykalna agitacja czy wybitnie pogłębione analizy zjawisk społecznych – to wciąż jest przecież miły i przyjemny serial rozrywkowy. Ale i tak ta produkcja robi naprawdę niezłą robotę i sygnalizuje cały szereg istotnych kwestii, od  raka piersi przez seksizm aż po przemoc seksualną. Będę bronić tezy, że jest to serial bardzo prospołeczny i feministyczny, choć na pewno jest feministyczny w sposób jednak dość ostrożny. To trochę taki feminizm na miarę kobiecego pisma… – a pod tym pozornie deprymującym stwierdzeniem kryją się trzy różne perspektywy.

Po pierwsze, mamy młode, ambitne i zapalone do działania bohaterki (zwłaszcza tryskającą energią Kat), które chcą coś zmieniać, nie boją się komentować zastanej rzeczywistości i zdarza im się angażować w dość radykalne akcje. Po drugie, mamy tu warstwę czegoś, co chyba ociera się o popfeminizm, a jednocześnie jest dość zachowawcze – tu bardzo reprezentatywna jest postawa redakcji „Scarlet” i to, co ostatecznie trafia do magazynu. Takie trochę budowanie feminizmu, który będzie sexy i na tyle bezpieczny, by zainteresować i zainspirować do czegoś statystyczną czytelniczkę gazety w rodzaju „Cosmo”, jednocześnie nie zrażając tych bardziej tradycyjnie myślących odbiorców. Po trzecie, jest jeszcze ściana, z którą niekiedy brutalnie przyjdzie się zderzyć naszym bohaterkom – reprezentowana przez złożony głównie z facetów po sześćdziesiątce zarząd firmy. Dostajemy więc nieco instagramowy, ale w zasadzie dość trafny przekrój przez współczesny feminizm i bariery, z którymi na różnych etapach przychodzi mu się zderzyć. Bo wiecie, my tu możemy sobie oddolnie pisać radykalne teksty i planować odważne akcje, ale potem okazuje się, że połowa odbiorców nie jest jeszcze na takie rzeczy gotowa, a te kręgi, które rzeczywiście trzymają władzę i pieniądze, tylko się pod nosem podśmiewują z naszych pomysłów.

Kadr z serialu <em>The Bold Type</em>, 2017.

Jak więc The Bold Type wypada w porównaniu z legendarnym Seksem w wielkim mieście? Czasem może brakuje kogoś tak charyzmatycznego jak Samantha, ale serial ogląda się równie przyjemnie. Chciałabym powiedzieć, że jest dużo bardziej realistyczny i dużo lepiej odpowiada na potrzeby swojej grupy docelowej… Ale nie mam pojęcia, jakie były potrzeby docelowej odbiorczyni Seksu w wielkim mieście. Może dla ówczesnych 30- i 40-latek Carrie Bradshaw była czymś rewolucyjnym, głosem pokolenia, może mówiła o rzeczach wtedy najistotniejszych… Z mojego, typowo milenialsowego punktu widzenia mówiła głównie o rzeczach oczywistych, podejmowała wyjątkowo głupie życiowe decyzje, które wkładały widzkom szkodliwe przekonania o związkach i facetach do głowy (Mr Big!), a Seks w wielkim mieście nie za bardzo się dziś broni (choć nadal go uwielbiam). The Bold Type natomiast dużo lepiej rozumie problemy i dylematy współczesnej młodej kobiety. Nie powiem, że idealnie – ale na pewno dużo lepiej. Jest trochę taki, jak wydawana w serialu gazeta – ma nas jednocześnie oczarować glamourem, napełnić dobrą energią, zainspirować do bycia najlepszą wersją siebie i przy okazji w bezbolesnej formie przemycić trochę naprawdę potrzebnych refleksji.

I ja to kupuję. Bo jakkolwiek cięte nie byłyby na popfeminizm radykalne działaczki, to ja chyba podzielam zdanie redaktor naczelnej „Scarlet” – współczesne młode kobiety chcą się angażować, tylko trzeba im to ułatwić. Nie zniechęcać i nie stawiać od razu nierealistycznych wymagań. Trzeba im po prostu pokazać, od czego można zacząć. A jeśli zaczną od obejrzenia The Bold Type, to naprawdę nie będzie wcale taki zły start!

Przeczytaj także: