Co by się stało, gdyby zbrodnię i kryminalne wątki połączyć z astrologią, ekologią i umiłowaniem przyrody? Choć tego typu zestawienie brzmi dość nieprawdopodobnie, Oldze Tokarczuk z powodzeniem udało się zamienić je w oryginalną i świetnie napisaną powieść.
W Hollywood, przedostatniej powieści Charlesa Bukowskiego, kupując bilet do kina, Henry Chinaski prosi o zniżkę dla emerytów. Ten drobny szczegół w jakiś sposób podsumowuje charakter całego tekstu. Z jednej strony to wciąż Bukowski – niepokorny, buntowniczy, dosadny. Z drugiej jednak – to Bukowski na zasłużonej emeryturze, Bukowski ocierający się o stateczność i porządek w życiu.
Zielone wzgórza Afryki nie zostały przyjęte ze specjalnym entuzjazmem ani przez publiczność, ani przez krytyków, którzy woleli, by Ernest Hemingway pisał o Stanach Zjednoczonych i rzeczywistości bliskiej ich codziennym doświadczeniom, a nie o odległych krainach. Sam autor jednak darzył tę książkę ogromną sympatią, z jednej strony jako portret pięknego, fascynującego kraju, w którym się bez reszty zakochał, z drugiej zaś – jako opowieść na wskroś prawdziwą, opartą na faktach i rozkosznie wprost autoironiczną.
A potem to zrobiłem.
Każdym słowem swoich powieści Charles Bukowski przekonuje czytelników, że pisanie nie tylko nie sprawia mu żadnych trudności, ale wręcz przychodzi mu z łatwością, jest niemal tak naturalną czynnością, jak choćby oddychanie. Autor nie musi o tym nawet zapewniać wprost, jego proza broni się sama, z iście gawędziarską precyzją prześlizgując się pomiędzy kolejnymi wątkami. Nie ma w tym nic dziwnego, Bukowski wszak pisze o sobie, a Henry Chinaski, bohater i narrator większości jego tekstów, jest chyba jednym z najwierniejszych literackich alter ego, jakie kiedykolwiek zostały powołane do życia.
Na hasło „Jerzy Stuhr” prawdopodobnie każdy napotkany na ulicy Polak potrafiłby wymienić szereg pamiętnych ról aktora, świetnych filmów, czy wręcz zacytować kilka kultowych kwestii, które na stałe weszły do naszej świadomości i języka. Być może padłyby nawet sformułowania pokroju „wspaniała część dziedzictwa narodowego”, stawiające pana Stuhra na równi ze Smokiem Wawelskim czy Syrenką.
Michael Palin, któremu sławę przyniosło przede wszystkim członkostwo w legendarnej grupie Monty Pythona, kryje w sobie wiele talentów. Może poszczycić się nie tylko tym, że to w jego umyśle narodził się skecz o Hiszpańskiej Inkwizycji, dał się bowiem poznać także jako aktor, kompozytor, autor książek podróżniczych, piosenkarz i producent filmowy. Wśród jego licznych zdolności kryje się także talent do powieściopisarstwa, któremu niestety Palin daje wyraz stanowczo zbyt rzadko, jeśli brać pod uwagę apetyt czytelników.
Rok 2012 dla wielbicieli Mirona Białoszewskiego z pewnością był wyjątkowy. To właśnie wtedy do księgarni trafił Tajny dziennik poety – niemal tysiąc stronicowe tomiszcze pełne bardzo prywatnych i bardzo osobistych notatek Białoszewskiego, do granic możliwości upstrzone refleksjami twórcy na tematy wszelkie, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi mu współczesnych, przyjaciół i znajomych.
Eric-Emmanuel Schmitt dał się poznać jako pisarz, który prostym, subtelnym językiem potrafi delikatnie pchnąć czytelnika ku głębokim, niemal filozoficznym rozważaniom. Jego ostatnia powieść Kobieta w lustrze także z pewnością nie zawodzi pod względem przesłania. Niemniej jednak na tle poprzednich utworów Schmitta Kobieta w lustrze wypada nieco słabiej.