Rok 2012 dla wielbicieli Mirona Białoszewskiego z pewnością był wyjątkowy. To właśnie wtedy do księgarni trafił Tajny dziennik poety – niemal tysiąc stronicowe tomiszcze pełne bardzo prywatnych i bardzo osobistych notatek Białoszewskiego, do granic możliwości upstrzone refleksjami twórcy na tematy wszelkie, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi mu współczesnych, przyjaciół i znajomych.
Tajny dziennik nie jest bynajmniej lekturą najłatwiejszą. Już od pierwszych stron wprost najeżony jest przypisami (zajmującymi nierzadko pół kartki!), które mają pomóc czytelnikowi rozeznać się w gąszczu aluzji i plątaninie wspominanych przez poetę postaci. Ilość przypisów z czasem wcale nie maleje, w miarę czytania zmienia się jednak nastawienie odbiorcy – wewnętrzny świat refleksji Białoszewskiego i zapis jego bujnego życia towarzyskiego nieuchronnie i nieodwracalnie wciąga czytelnika, pozwalając mu się odnaleźć i zadomowić w prywatnym świecie artysty. A jest to świat fascynujący.
W Tajnym dzienniku Białoszewski pozwala nam zajrzeć w najintymniejsze sfery swojego życia – od emocji, uczuć i erotyki poczynając, poprzez nawyki i dziwactwa starzejącego się powoli poety, aż po prozaiczne, codzienne problemy czy doskwierające mu choroby i dolegliwości. Autor wciąga nas z jednej strony w sam środek życia towarzyskiego i artystycznego, z drugiej zaś kreśli namacalny, do bólu codzienny obraz egzystencji w szarej, prostej, komunistycznej Warszawie. Dziennik, tak jak i sam Miron, pełen jest bowiem sprzeczności, które dopiero w osobie autora łączą się w harmonijną, choć trudną do uwierzenia całość. Samotnictwo i niechęć do ludzi zderza się tu z bujnym życiem towarzyskim Białoszewskiego, nieposkromiona ironia z niespodziewanym ciepłem i sympatią, cierpienie i niełatwe doświadczenia z przedziwnym wprost optymizmem.
Spotkamy na kartach Tajnego dziennika niekończący się szereg postaci powszechnie znanych, zresztą tuż obok tych, których nazwiska mówią coś co najwyżej kulturoznawcom lub pilnym poszukiwaczom ciekawostek z życia poety. Niejednokrotnie bliżsi i dalsi znajomi Białoszewskiego potraktowani zostają w dzienniku bezpardonowo, to zbyt ostro, to zbyt ironicznie, autor nie szczędzi twardych słów współczesnym sobie artystom, najbliższym przyjaciołom, a także bardzo często – samemu sobie. Intymność Tajnego dziennika sama w sobie wyjaśnia, dlaczego przez tyle lat był „tajny” i czekał na publikację niemal trzydzieści lat od śmierci poety.
Tajny dziennik to także zapis godnej podziwu wiedzy i oczytania Białoszewskiego. Autor raczy nas mnóstwem anegdotek z niezliczonych kręgów kulturowych i chyba wszystkich możliwych okresów historycznych. Mamy okazję poznać jego opinie na całe spektrum tematów: od metafizyki i mitologii, poprzez szeroko rozumianą sztukę, filozofię i historię, aż po botanikę i zoologię. Razem z poetą chodzimy na nocne spacery po Warszawie, wybieramy się do kina, kupujemy kwiaty, próbujemy zrozumieć zachowanie znajomego kota… O wszystkim Miron ma coś do powiedzenia.
Tak jak w każdym dzienniku, fragmenty niezwykle frapujące przeplatają się tu z nieco monotonnymi zapiskami codziennego życia. Gąszcz nazwisk i osób krążących wokół poety niekiedy wybija czytelnika z rytmu, lektury nie ułatwia także tak charakterystyczna dla Białoszewskiego forma zapisu (będąca zresztą popisem mistrzostwa – kto potrafi to docenić, będzie zachwycony!), jego własna interpunkcja i ortografia, jego własne wyrażenia i neologizmy… Niemniej jednak – trudności, jakie napotykamy podczas lektury, w pełni wynagradzane są przez możliwość wejścia w fascynujący świat poety, wsłuchania się w jego najbardziej prywatne, intymne myśli. Tajny dziennik odsłania bowiem niezwykle zajmującą postać, człowieka z krwi i kości, ze wszystkimi jego słabościami i dziwactwami. Takiego, jakim był. Miron – poeta, Miron – człowiek.