Pożegnanie jesieni: na karuzeli z Witkacym

by Mila

Każdemu, kto zdołał przetrwać drogę przez polski system edukacji, nazwisko Stanisława Ignacego Witkiewicza powinno się automatycznie kojarzyć z hasłem Czysta Forma. To, czy sama Czysta Forma kojarzy nam się z czymś więcej, niż tylko groźnie brzmiącym hasłem, zależy pewnie od szeregu czynników, na czele ze stopniem skupienia naszej uwagi podczas lekcji. Na naukę jednak ponoć nigdy nie jest za późno – oto więc przed wami okazja, by nadrobić braki w wiedzy.

Czysta Forma to koncepcja artystyczna, której głównym założeniem było zerwanie z realizmem i naturalizmem. Treść dzieła skonstruowanego według jej zasad nie miała większego znaczenia, mogła być zupełnie przypadkowa – tym, co powinno wysuwać się na pierwszy plan, miała być forma: jej dziwność, nieliniowość, brak harmonii. Logiczne następstwo poszczególnych scen miało zostać odrzucone, na równi zresztą z zasadami biologii, psychologii czy etyki. Dzieło takie miało wstrząsnąć odbiorcą, skonfrontować go z nieznanym i zmusić do głębszych przeżyć.

To tyle teorii. W praktyce jednak część krytyków zarzuca Witkacemu, że jak na twórcę i głównego piewcę Czystej Formy, jego rzeczywiste dzieła – zwłaszcza utwory literackie – zaskakująco dalekie są od spełniania wymogów tej teorii.

Ile jest więc Czystej Formy w Pożegnaniu jesieni? Trochę na pewno. Niemniej jednak trudno byłoby chyba utrzymać tezę, że powieść ta radykalnie trzyma się zasad stworzonej przez Witkacego koncepcji.

witkacy

Zacznijmy od treści – nawet jeśli w założeniu miała być przypadkowa, w ostatecznym rozrachunku na pewno takową nie jest. Historia dojrzewania i upadku młodego dekadenta, Atanazego Bazakbala, jego ekscentrycznych działań i niezliczonych eksperymentów (narkotycznych, erotycznych, psychicznych) w całym swym moralnym chaosie nosi jednak rysy spójności i swego rodzaju sensu. Cała zresztą powieść stanowi – trochę może chaotyczny – ale głęboki i niezwykle trafny zbiór rozważań nad końcem pewnej epoki, upadkiem wartości, rewolucją, gwałtownymi przemianami w społeczeństwie, a wreszcie – nad początkiem nowego, zmechanizowanego i bezdusznego świata. Można by nawet odnieść wrażenie, że z biegiem lat nakreślone przez Witkacego wizje przyszłości stawały się coraz bardziej aktualne i – o zgrozo – realne.

Pod względem technicznym także w Pożegnaniu jesieni Czystej Formy nie jest tak wiele. Elementarna chronologia zdarzeń zostaje zachowana, akcja nie rwie się w niespodziewanych momentach, co najwyżej przetykana jest przydługimi dialogami pełnymi filozoficznych dywagacji. Dziwność czy brak harmonii nie płynie w tej powieści od jej strony formalnej, dotyczy raczej motywów działań bohaterów, ich poplątanych tożsamości, sprzecznych pragnień, miotania się pomiędzy ideami, poszukiwania swojego miejsca w rozpadającym się świecie – i wszystkich konsekwencji, jakie z tego wynikają.

Pożegnanie jesieni przypomina trochę karuzelę – szaloną, rozpędzoną, hipnotyzującą, wywołującą zachwyt. Przy całym swoim pędzie karuzela ta zmierza jednak w określonym kierunku, wciąż w tę samą stronę, coraz głębiej w rozpad, rozkład i katastrofizm. Świetny przedsmak dla całej powieści stanowi poprzedzająca ją przedmowa autorstwa samego Witkacego – ironiczne i zaczepne tłumaczenie się autora ze scen erotycznych czy z uporu przy takiej a nie innej pisowni słowa „tryumf” zapowiadają lekko szaloną, daleką od powagi treść dzieła. I ani trochę nie przesadzają.

Nie sposób wprost nie wspomnieć tutaj o języku Pożegnania jesieni. Witkacy po mistrzowsku wprost bawi się słowem, żongluje nim, tworząc niecodzienne zestawienia, co już na pierwszy rzut oka widać w stworzonych przez niego wymyślnych nazwach wykwintnych potraw i trudnych do wymówienia nazwiskach bohaterów. Groteska, ironia, neologizmy – jest się czym zachwycać.

Ile jest Czystej Formy w Pożegnaniu jesieni? Pytanie to trochę traci na znaczeniu, jeśli zdać sobie sprawę, że Witkacy powieścią jako gatunkiem w zasadzie pogardzał. Czemu więc miałby pracowicie i pracochłonnie naginać jej formę do wymarzonego kształtu, skoro czas ten można by poświęcić ważniejszym, „prawdziwym” dziedzinom sztuki? Z drugiej strony – rygorystyczne trzymanie się zasad Czystej Formy w przypadku powieści wydaje się odrobinę karkołomne i niesamowicie trudne do osiągnięcia, niejako pozostaje w sferze ideału. Tak czy inaczej, Pożegnanie jesieni zupełnie na takim rozwoju wypadków nie traci, a wręcz sporo zyskuje, będąc z jednej strony popisem kunsztu Witkacego, z drugiej zaś – wciąż utworem możliwym do przyswojenia.

Nie oszukujmy się jednak -– nie jest to powieść przeznaczona dla każdego. Bez elementarnej choćby wiedzy z zakresu filozofii, literatury i nauk społecznych nie ma co się nawet do niej zbliżać. Przeczytać może i by się przeczytało, ale po co, skoro tyle się straci? Dla tych jednak, którym nie brakuje ani rozeznania w kluczowych koncepcjach filozoficznych, ani też odrobiny odwagi, Pożegnanie jesieni z pewnością okaże się ciekawą lekturą i cennym doświadczeniem. Nic innego mi nie pozostaje, jak tylko polecić i zmotywować do sięgnięcia po Witkacego.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu

Przeczytaj także:

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close