Idę o zakład, że Sarah Jessica Parker, a przynajmniej jej kariera aktorska, ucierpiała pod wpływem klątwy popularnego serialu. Tak jak David Schwimmer zawsze będzie Rossem i nie omieszka się żalić, że Przyjaciele zrujnowali mu życie, tak i Sarah ma pewnie problem z pozbyciem się łatki Carrie Bradshaw.
Co nie znaczy, że nie próbuje. Po wielu mniej lub bardziej znanych filmach o miłości albo z miłością w tytule, tym razem SJP postanowiła przyjrzeć się sprawie od drugiej strony – i aktualnie gra główną rolę żeńską w serialu HBO Rozwód. Nie mówiąc już o tym, że przy okazji go produkuje.
Nie wiem, na ile pomoże jej to zerwać z Carrie, bo ja po ośmiu odcinkach dalej mam ochotę błędnie nazywać jej bohaterkę tym imieniem… może dlatego, że po takim odcinku mam w zwyczaju przerzucać się na nieustannie nadawane w TV powtórki Seksu w wielkim mieście. Pewnie sama sobie nie ułatwiam sprawy… Niemniej jednak Rozwód zasługuje na uwagę i całkiem sprawnie mierzy się z problemem tego, jak to możliwe, że pozornie szczęśliwe małżeństwo w jednym momencie może runąć jak domek z kart. I dopiero wtedy okazuje się, od jak dawna jego fundamenty powoli się rozpadały.
Mogłoby się wydawać, że nie ma tu zbyt wiele do opowiadania. Ot, ludzie są razem, potem przestają być, dzielą się majątkiem i od tego momentu spotykają już tylko po to, by przekazać sobie dzieci na weekend. Rozwód nie jest tematem obcym kinematografii. Ale bardzo często patrzymy na niego jak na jedną krótką decyzję, analizujemy raczej to, jak rozwodnik próbuje sobie poradzić w pojedynkę, albo to, co w związku dwojga ludzi doprowadziło do rozstania. W filmach i serialach ludzie rozwodzą się zwykle albo na samym początku, albo na końcu, albo w ogóle gdzieś poza kadrem. Rzadko kiedy mamy okazję przyjrzeć się temu, co dzieje się z nimi i z ich związkiem w trakcie bolesnej i wyboistej drogi od „my” do „ja”.
A tymczasem pomiędzy pierwszymi gorzkimi słowami a orzeczeniem sądu jest mnóstwo miejsca na wątpliwości, wzajemne wyrzuty, sekrety wyłażące z szafy, dziesiątki praktycznych decyzji, godziny spędzone u prawników i na pochlipywaniu w poduszkę. W sitcomach może i da się załatwić rozwód w przerwie pomiędzy jednym odcinkiem a drugim, ale w praktyce, jak przekonuje Sarah Jessica Parker i jej nowy serial, sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Świat wywraca ci się do góry nogami i to nie tylko dlatego, że coś się kończy… nagle okazuje się, że Twój związek był zupełnie czymś innym, niż ci się zawsze wydawało. Że niczego tak naprawdę nie wiesz o swoim partnerze. Sekrety, zdrady, długi, tłumiona niechęć… kto by się tego wszystkiego spodziewał? Może żeby naprawdę kogoś poznać, nie wystarczy żyć z nim przez dwadzieścia lat… może trzeba się jeszcze z nim rozwieść?
Rozwód to tak naprawdę teatr dwojga aktorów, choć w tle przewija się mnóstwo innych postaci: od dziwnie obojętnych dzieci, przez krwiożerczych prawników, po rozgadane przyjaciółki i niefortunnych kochanków. Ale Sarah Jessica Parker i Thomas Haden Church przeprowadzają widza przez meandry niełatwych decyzji i nieprzyjemnych odkryć. Jednocześnie serial wcale nie przytłacza. W opisie dystrybutora pada w końcu słowo „komedia”, a to do czegoś zobowiązuje… Nie nastawiajcie się jednak na zrywanie boków albo niepoważne traktowanie tematu. To produkcja raczej błyskotliwa niż śmieszna. Bo i przecież nie ma się z czego śmiać.
Wątpię, żeby Sarah Jessica Parker tym serialem rozwiodła się z Carrie Bradshaw… za dużo pomiędzy obiema bohaterkami podobieństw. Ale na pewno to krok w dobrą stronę – wreszcie dostaliśmy od niej coś bliższego prawdziwemu życiu niż szpilki od Manolo i drinki z palemką.