Hłasko i debiut do szuflady

by Mila

Dziś w ramach Wyzwania Książkowego będzie trochę nietypowo – bo pod hasłem debiut znanego pisarza pojawi się jeden autor i dwie książki. Marek Hłasko i jego dwa debiuty.

Do tej pory za debiut Hłaski uważany był świetny i bardzo dojrzały jak na wiek autora (22!) tomik opowiadań Pierwszy krok w chmurach. Ale kilka tygodni temu w księgarniach pojawił się jego wcześniejszy utwór, napisana w latach 1953-1955 powieść Wilk, przyjęta swego czasu przez wydawnictwo Iskry, ale nigdy nie wydana – bo rzekomo z jakichś względów Hłasko nie dostarczył do wydawnictwa ostatecznej wersji utworu.

Jak przystało na takie odkrycie, wokół powieści szybko narosło kilka plotek. Jedni twierdzą, że rękopis Wilka odnalazł się ponoć, bardzo literacko, na jakimś wrocławskim strychu albo w jakiejś starej szufladzie. Inni, że trochę przez przypadek w odmętach archiwów Ossolineum natrafił na nią pewien student edytorstwa. Ale niezależnie od tego, jaka jest prawda, w końcu, po ponad 60 latach od zawarcia umowy między Hłaską i wydawnictwem, Iskry postanowiły się z niej wywiązać trochę jakby za pisarza. Tym samym na rynek trafiła debiutancka powieść Hłaski w dwóch wersjach – przeznaczonej dla szerokiej publiczności i w wydaniu krytycznym.

Można by się pewnie spierać, czy słowo „debiut” ma tu w ogóle jakieś zastosowanie. Bo czy można zadebiutować do szuflady? Czy może Hłasko debiutuje dzisiaj, mimo że od dawna jest już legendą? Jeszcze bardziej sprawę komplikuje fakt, że bohater Wilka, Rysiek Lewandowski z Marymontu, od dawna już znany jest fanom Hłaski jako protagonista opublikowanej pośmiertnie Sonaty Marymonckiej? Czy to ta sama książka? Zupełnie nie! Choć chyba jakiś cień głównego zamysłu oba teksty jednak łączy? Wśród tych wszystkich zawirowań można się pewnie zastanawiać, czy i w jakim stopniu Wilk jest debiutem? Ale przyznać trzeba, że wydarzeniem literackim i gratką dla czytelników jest niewątpliwie.

Dwa debiuty Hłaski to materiał wprost stworzony do porównań. Z jednej strony Pierwszym krokiem w chmurach Hłasko dawno udowodnił, że jest mistrzem krótkiej formy – że oszczędnie, po męsku, prostymi słowami potrafi przekazać brudną i trudną prawdę o ludzkim życiu, że kilkoma zdaniami może stworzyć trudne do pojęcia bogactwo emocji. Im krócej, tym lepiej i bardziej trafnie. Pisze o pijakach, robotnikach, kierowcach, szarych, zmęczonych życiem ludziach, w których idealizm dawno już chyba umarł. Sięga po fragmenty swojej codzienności, dokumentuje czujnie obserwowaną rzeczywistość i w błahych z pozoru zdarzeniach potrafi dostrzec sens, znaczenie i wagę.

Z drugiej strony mamy Wilka, rozbudowaną powieść osadzoną w realiach przedwojennego Marymontu. Tu już nie ma czego dokumentować, bo w latach pięćdziesiątych niewiele zostało z tych biednych, brudnych, przymierających głodem zakątków, które Hłasko tak przekonująco przed widzem odsłania. Można tylko odtwarzać, łączyć ze sobą strzępy opowieści zasłyszanych gdzieś od starszych ludzi, którzy co nieco jeszcze pamiętają. I wśród tych strzępów pamięci Hłasko snuje opowieść o młodym chłopcu, który za wszelką cenę, choć trochę po omacku, szuka jakiegoś lepszego życia niż to, które przyszło mu wieść. I to też udaje się młodemu autorowi świetnie, z rozmachem niemal i przede wszystkim poruszająco.

Hłasko i jego dwa debiuty

Wilk miewa jeszcze fragmenty niepotrzebnie rozwlekłe, trochę może napuszone, chwilami rozbrajająco naiwne. Im dalej w las – czy jak w tym przypadku: w utytłaną błotem uliczkę – tym więcej ma też wątków niebezpiecznie ideologicznych, choć chyba czytanie utworu przez ich pryzmat byłoby sporą nadgorliwością. Czasy były, jakie były, młodzi chcieli żyć, pisać, publikować? A Wilk i tak znacznie mniej jest chropowaty niż komunistyczne wybryki innych pisarzy. Akcenty rozkładają się tutaj gdzie indziej, a i właściwie pytać by można, na ile jego bohater w ogóle rozumie, z czym ma do czynienia i ile w jego wierze we wspólne, lepsze jutro jest po prostu młodzieńczej naiwności i marzeń o godnym życiu.

Trudno też zresztą Hłaskę posądzać o utożsamianie się z poglądami bohaterów – tego samego Hłaskę, który kilka krótkich lat później Pierwszym krokiem w chmurach wyraźnie stawał w opozycji do powszechnie obowiązującej estetyki, który zamiast rozkwit opiewać, na wierzch wywlekał brud, upokorzenie i rzeczywistość skutecznie tłumiącą w człowieku resztki nadziei.

Oba debiuty Hłaski były bez wątpienia głośne. I tak jak Pierwszy krok w chmurach chciał odzierać ze złudzeń, tak Wilk całe swoje przesłanie opiera właśnie na złudzeniach, na ich mozolnym budowaniu, i bolesnym ich rozpadzie w zderzeniu z rzeczywistością i powolnym dojrzewaniem. Jak na powieść osadzoną w realiach, które już za młodości Hłaski trochę rozmywały się w pamięci starszych, Wilk jest utworem zaskakująco uniwersalnym. Stylistycznie trochę jeszcze nierównym, bo miejscami wprost językiem zachwyca, żeby za chwilę zazgrzytać czymś grubo ciosanym? Ale zaskakująco uniwersalnym w swojej wymowie, jeśli tylko przymknąć oko na rozmaite i chyba nie do końca książce niezbędne ideologie.

Jak mogłaby się potoczyć kariera Hłaski, gdyby zadebiutował Wilkiem, a nie Pierwszym krokiem w chmurach? Może nieco trudniej byłoby mu zbudować legendę buntownika? Może ważni panowie w siermiężnych garniturach patrzyliby na niego nieco bardziej przychylnym okiem? A może nie zmieniłoby się zupełnie nic – w końcu w Wilku Hłaski w Hłasce jest całkiem sporo, chociaż widać, że jeszcze dojrzewa do wszystkiego, co będzie chciał o świecie powiedzieć.

Wiele można by jeszcze powiedzieć, ale tak naprawdę „sensacyjny” debiut Hłaski broni się sam. I to niezależnie od tego, którą z tych dwóch książek ostatecznie za niego uznacie.

Przeczytaj także: