Bong Joon-ho – reżyser od spraw społecznych

by Mila

Kim jest Bong Joon-ho – człowiek, który w lutym 2020 roku pozamiatał na Oscarach, zgarnął statuetki sprzed nosa wielkim amerykańskim mistrzom i napisał nowy rozdział historii kina, udowadniając, że można zdobyć Oscara jednocześnie za najlepszy film międzynarodowy i najlepszy film w ogóle? Wbrew pozorom południowokoreański reżyser nie pojawił się w ostatnich miesiącach w Hollywood zupełnie znikąd – przyjrzyjmy się bliżej jego dotychczasowej filmografii i wszystkiemu, co ma do powiedzenia na temat społeczeństwa… bo jak prawdopodobnie zauważyliście już po oscarowym Parasite – ma do powiedzenia całkiem sporo.

Bong Joon-ho zadebiutował w Korei Południowej w 1994 roku – nakręcił wtedy trzy krótkometrażowe filmy, z których dziś niestety tylko jeden jest do wyśledzenia w internecie (i to przy założeniu, że nie przeszkadza wam oglądanie filmu w częściach, po koreańsku i z angielskimi napisami, które obejmują tylko 3/4 filmu). Jednak już niespełna ten półgodzinny Incoherence (Ji-ri-myeol-lyeol) pokazuje, że Bong Joon-ho bardzo krytycznie przygląda się społeczeństwu – w podzielonym na cztery segmenty filmie wytyka rażącą niespójność (czy może raczej hipokryzję) autorytetów. W pierwszych trzech segmentach podglądamy kilku mężczyzn naruszających ustalone granice społecznego zachowania (oglądających pornografię w pracy, bezczelnie okradających przypadkowe osoby, wszczynających awantury po pijaku i załatwiających się na widoku publicznym) – by w części czwartej skonfrontować się z tymi samymi osobami, które podpierając się swoją wysoką pozycją i profesorskimi tytułami, jako goście telewizyjnego programu w elegancki sposób załamują ręce nad moralnym upadkiem społeczeństwa.

Kadr z filmu <em>Szczekające psy nigdy nie gryzą</em>, reż. Bong Joon-ho, 2000.
Kadr z filmu Szczekające psy nigdy nie gryzą, reż. Bong Joon-ho, 2000.

Po takim wyrazistym wstępie w roku 2000 Bong Joon-Ho zadebiutował pełnometrażowym filmem Szczekające psy nigdy nie gryzą (Flandersui gae) – bardzo ciekawą mieszanką społecznego dramatu i dość czarnej komedii krążącej wokół tematu zaginięć okolicznych psów. Nie był to jeszcze film tak mocno podkreślający przepaść pomiędzy społecznymi klasami, jak jego późniejsze dzieła, ale już tutaj widać, jakie tematy są reżyserowi najbliższe. Większość bohaterów stanowią osoby z niższych klas społecznych, praktycznie wszyscy zmagają się z jakiegoś rodzaju finansowymi trudnościami lub ewidentną biedą. Bardzo wyraźnie zarysowane są tu także marzenia o społecznym awansie, który jest w najlepszym przypadku utrudniony i zależny od łapówek (korupcja to też częsty motyw w filmach Bonga), a w najgorszym – jest dla bohaterów zupełnie nieosiągalny. Już tutaj widać także pierwsze podkreślenia przejawów sprytu i przebiegłości osób z biedniejszych kręgów, które 20 lat później tak wyraźnie zarysują się w oscarowym Parasite.

Drugi pełnometrażowy film reżysera inspirowany jest prawdziwą historią – Zagadka zbrodni (Salinui chueok) bierze na warsztat tajemniczą serię morderstw na tle seksualnym, jaka przetoczyła się przez koreańską prowincję w latach osiemdziesiątych. Ten policyjny kryminał osadzony gdzieś na styku życia wsi i fabryki jest dla reżysera świetnym pretekstem do skomentowania działania służb państwowych. Bong Joon-ho poświęca tutaj sporo miejsca brutalności policji, zwłaszcza skierowanej w stronę najsłabszych i najbiedniejszych obywateli, a także nieudolności służb i ich bezsilności. Miejscowi policjanci zwłaszcza początkowo nie sprawiają wrażenia zbyt rozgarniętych, bardzo są za to skorzy do zastraszania podejrzanych i wrabiania w zbrodnię osób, które nie umieją się obronić. W tym przypadku wygodnym kozłem ofiarnym staje się niepełnosprawny umysłowo chłopak – i nie jest to zresztą jedyny raz, kiedy Bong Joon-ho w swoich filmach pochyla się nad zderzeniem policyjnej machiny z ubogą osobą o ograniczonych zdolnościach umysłowych.

Kadr z filmu <em>Matka</em>, reż. Bong Joon-ho, 2009.
Kadr z filmu Matka, reż. Bong Joon-ho, 2009.

Ten temat powraca w 2009 roku w bardzo poruszającym dramacie Matka (Madeo), tym razem jednak Bong Joon-ho przygląda mu się pod innym kątem i uwypukla trochę inne aspekty problemu. Oskarżenie wobec niepełnosprawnego umysłowo chłopaka staje się główną osią filmu, ale na wszystko patrzymy z perspektywy jego ubogiej matki, która staje na głowie, by zdobyć pieniądze na prawnika, a w pewnym momencie sama wręcz jest zmuszona szukać dowodów niewinności swojego syna. Bong konfrontuje nas tutaj z osamotnieniem i bezsilnością tej części społeczeństwa, która choćby z samych powodów finansowych nie ma co liczyć na sprawiedliwy proces.

Temat jednostki pozostawionej samej sobie pojawił się u Bonga zresztą już wcześniej, w trochę zahaczającym o horror i klasyczne monster movies filmie The Host: Potwór (Gwoemul) z 2006 roku. Kiedy na skutek cynicznych działań naukowców z zanieczyszczonej rzeki w centrum Seulu wyłazi wielka zmutowana ryba, zaczyna mordować przechodniów, a potem porywa małą dziewczynkę, rodzina dziecka musi wziąć sprawy w swoje ręce, bo żadne służby nie chcą jej słuchać i pomóc w poszukiwaniach. Okłamywanie społeczeństwa i lekceważenie dla bohaterów, którzy znów reprezentują biedniejszą i niewykształconą część społeczeństwa, wręcz wylewa się tutaj z ekranu – razem z resztkami ciał osób pożartych przez potwora.

Kadr z filmu <em>Snowpiercer: Arka przyszłości</em>, reż. Bong Joon-ho, 2013.
Kadr z filmu Snowpiercer: Arka przyszłości, reż. Bong Joon-ho, 2013.

Sytuacja biedniejszych klas i napięte stosunki z „górą” społeczeństwa chyba najbardziej wprost zarysowują się w nakręconym już na amerykański rynek fantastycznonaukowym filmie Snowpiercer: Arka przyszłości z 2013 roku, w którym zagrali u Bonga między innymi Chris Evans i Tilda Swinton. Ta ekranizacja francuskiego komiksu zabiera nas do postapokaliptycznego świata, w którym Ziemia zamarzła, a niedobitki ludzkości chronią się w nieustannie przemierzającym kulę ziemską samowystarczalnym pociągu – będącym niespecjalnie subtelną metaforą podziałów społecznych. Przepaść między tymi przednimi, ekskluzywnymi wagonami, w których nie brakuje niczego, a przeludnionym tyłem pociągu, w którym upchnięto głodującą biedotę, każąc jej jeszcze dziękować za sam zaszczyt dostąpienia ratunku przed zimnem, nie mogłaby być bardziej wyraźna. I trudno się dziwić, że taki układ nieuchronnie prowadzi do brutalnej rewolucji, która ma odwrócić porządek rzeczy – a przynajmniej poprawić byt końcowych wagonów.

Drugi z „amerykańskich” filmów Bonga został nakręcony dla Netflixa – to Okja z 2017 roku, w której znów zobaczymy Tildę Swinton. Pozornie Okja mogłaby się wydawać najbardziej wyróżniającym się filmem Bonga* – bo tutaj dla odmiany reżyser bierze na warsztat nie tyle los biedniejszych części społeczeństwa, co raczej zwierząt hodowanych i zabijanych na mięso w niehumanitarnych warunkach. Znowu jest to jednak głos w obronie najsłabszych. A o ile niższe klasy społeczne w filmach reżysera często wykazują się sprytem i przedsiębiorczością, to zwierzęta same swojej sytuacji nie poprawią… Bong Joon-ho odwołuje się więc do sumienia widza, przeciągając go przez wszystkie okropieństwa przemysłu mięsnego w towarzystwie przesympatycznej, przypominającej uroczego pieska przerośniętej świni. Okja nie stroni też od zarysowywania kontrastów między „dobrymi” biednymi farmerami, a epicko wręcz paskudnymi szefami gigantycznych korporacji, chętnie też wytyka hipokryzję telewizyjnych autorytetów (i tu mamy małą powtórkę z początków kariery Bonga).

Kadr z filmu <em>Okja</em>, reż. Bong Joon-ho, 2017.
Kadr z filmu Okja, reż. Bong Joon-ho, 2017.

Do tego momentu można właściwie odnieść wrażenie, że każdemu kolejnemu filmowi reżysera coraz bliżej jest do manifestu w jakiejś konkretnej sprawie – o ile początkowo tematy społeczne mocno zarysowywały się gdzieś w tle opowiadanych historii, to SnowpiercerOkja są już wyraźnie budowane wokół konkretnej tezy, a ten ostatni film mógłby z powodzeniem robić za kampanię społeczną nawołującą do wegetarianizmu. Eksperymentując z różnymi gatunkami filmowymi i przyglądając się przejawom nierówności (głównie ekonomicznych) pod różnymi kątami, Bong Joon-ho zdaje się coraz bardziej wysuwać na pierwszy plan to, co chce nam powiedzieć o świecie i jego wybitnie wadliwym porządku. A kolejne historie, chociaż wciąż bardzo angażujące i spełniające wszelkie wymogi samodzielnej opowieści, trochę jakby stają się pretekstami do snucia socjologicznych wykładów.

Parasite, który jest ukoronowaniem dotychczasowej twórczości reżysera (i o którym szerzej pisałam tutaj), wydaje się być trochę jakby syntezą wszystkiego, co Bong Joon-ho dał nam do tej pory. Wewnątrz jednego filmu po mistrzowsku miesza ze sobą różne gatunki. Zarysowuje wyraźne podziały między biednymi i bogatymi, między „górą” i „dołem” społeczeństwa (a robi to nawet w samej warstwie wizualnej). Śledzi ambitne i sprytne wysiłki głównych bohaterów w celu podniesienia ich statusu społecznego. Eksploruje wzajemną niechęć, pogardę i wykorzystywanie się nawzajem przez grupy stojące po dwóch stronach ekonomicznej przepaści. A jednocześnie robi też malutki krok w tył – osadza fabułę z powrotem w Korei, wraca do jednego ze swoich ulubionych aktorów (a świetny Song Kang-ho jeszcze nigdy u Bonga nie zawiódł) i chociaż film wciąż ma wyraźne przesłanie społeczne, to jednak jest skonstruowany w taki sposób, że w zupełności broni się też jako pozbawiona moralizatorstwa czysta rozrywka. I kto wie, czy ta wielowarstwowość nie jest sposobem na podbicie Oscarów.

Kadr z filmu <em>Parasite</em>, reż. Bong Joon-ho, 2019.
Kadr z filmu Parasite, reż. Bong Joon-ho, 2019.

Powiedzenie, że Bong Joon-ho kręci w kółko ten sam film, tylko ciągle w innym kostiumie, byłoby pewnym nadużyciem… Ale nie da się ukryć, że reżyser znalazł dla siebie bardzo wygodną niszę i chyba dobrze mu pod szyldem twórcy, który jednocześnie nas zabawi, ale i będzie głosem naszego sumienia, nie pozwalając zapomnieć o pełnej niesprawiedliwości i absurdów konstrukcji naszych społeczeństw. I chwała mu za to, bo taki głos sumienia jest nam bardzo potrzebny!


*Tak naprawdę spośród filmów, które udało mi się obejrzeć (czytaj: możliwych do wyśledzenia w sieci) najbardziej wyróżnia się wyreżyserowany przez Bonga segment Shaking Tokyo w połączonym miejscem akcji minitryptyku Tokyo! – Bong Joon-ho odchodzi tutaj od swoich „ulubionych” tematów i z pewną wrażliwością przygląda się zjawisku hikkimori, czyli długotrwałemu izolowaniu się od społeczeństwa i niewychodzeniu z domu.

Przeczytaj także: