Bazinga: Big Bang Theory

by Mila

Bardzo geekowy tydzień za mną, pozwolę sobie więc zostać jeszcze chwilę w klimacie i pozachwycać się trochę sprawami, którymi zazwyczaj dziewczęta się nie zachwycają. A nawet patrzą na mnie dziwnie, kiedy przyjdzie mi do głowy zachwycać się w ich obecności.

Ot, choćby ostatnio znajoma spiorunowała mnie wzrokiem, kiedy palnęłam, że idealnym środowiskiem do życia byłoby dla mnie towarzystwo bohaterów Big Bang Theory. Co w tym jest takiego dziwnego – nie wiem. Osobiście byłabym przeszczęśliwa w ich uporządkowanym świecie, wśród stert komiksów i gier, obok bandy społecznie nieprzystosowanych ścisłowców dyskutujących o tym, która supermoc jest najfajniejsza.

Nie trudno więc zgadnąć, że Big Bang Theory zajmuje wysoką pozycję na mojej liście grzesznych przyjemności. I muszę przyznać, że jest to używka smaczna, jak i bezpieczna – nie uzależnia, a jest, kiedy jej potrzebuję, nie funduje emocjonalnej karuzeli, tylko niezmiennie mnie śmieszy. Czysta i niezawodna przyjemność – idealna dla kogoś o nasilonej potrzebie przewidywalności otoczenia.

Sitcom opowiada o grupie nieprzeciętnych przyjaciół, pracowników uniwersytetu i przy okazji totalnych nerdów. Poznajemy wiecznie zestresowanego Leonarda (Johnny Galecki), który usilnie stara się sprawiać wrażenie wyluzowanego oraz jego współlokatora Sheldona (fenomenalny Jim Parsons) – nieco autystycznego geniusza (IQ 187!) o wybitnie niskiej inteligencji emocjonalnej, na każdym kroku demonstrującego swoją wyższość intelektualną. Grupkę przyjaciół dopełniają jeszcze wiecznie napalony i zdecydowanie odrzucający Howard i pochodzący z Indii Raj, który w obecności kobiet na trzeźwo nie potrafi wydobyć z siebie ani jednego słowa. Akcja serialu rozpoczyna się w momencie, gdy do mieszkania naprzeciwko wprowadza się Penny – niczym istota z zupełnie innego świata – nie wyróżniająca się niczym poza ładną buzią, najzwyklejsza dziewczyna z Nebraski.

Równowaga zostaje zakłócona. Jak Leonard i reszta poradzą sobie z tą nieoczekiwaną zmianą? Lekko nie będzie. Ale ile się przy tym naśmiejemy…

Przeczytaj także:

1 komentarz

charlootta 10 lipca 2012 - 14:49

Ja też bardzo lubię ten serial. Na stresujący dzień wieczór z tymi wariatami jest jak miód na moje serce, czy jakoś tak:) Jak dla mnie Sheldon rządzi:)

Odpowiedz

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close