7 grzechów głównych kobiet w miejscu pracy

by Mila

Wpadła mi ostatnio w ręce książka, po którą powinna sięgnąć chyba każda pracująca kobieta – zwłaszcza (ale nie tylko) jeśli w jej branży lub firmie zdecydowaną większość kadry stanowią mężczyźni. W otwierającej oczy książce pod zgrabnym tytułem Feminist Fight Club Jessica Bennett w przystępnej, poradnikowej formie pisze o seksizmie w miejscu pracy i o tym, jak sobie z nim radzić, zwraca uwagę na szereg pułapek, jakie czyhają na kobiety na rynku pracy, ale także podpowiada, jak skończyć z podstępnym samoutrudnianiem – bo nie da się ukryć, że nauczone braku wiary we własne możliwości często same też rzucamy sobie kłody pod nogi. Oto 7 problemów kobiet w miejscu pracy, do których same przykładamy rękę:

1. Umniejszanie wartości naszych pomysłów

Zdarzyło ci się kiedyś zacząć prezentowanie swojej propozycji od „w sumie nie wiem, czy to dobry pomysł, ale może moglibyśmy spróbować…”? Wiele kobiet to robi (ja też), ale w ten sposób same strzelamy sobie w kolano, od razu na wstępie podważając słuszność swojej propozycji. A jeśli my same nie wierzymy w to, że to dobry pomysł, to jak mamy do tego przekonać innych? Wszystko rozbija się tu o nasz brak wiary we własne możliwości i problemy z brakiem pewności siebie – bo żadne statystyki nie wskazują na to, żeby merytorycznie pomysły przedstawiane przez kobiety w jakikolwiek sposób były gorsze od tych proponowanych przez mężczyzn. A jednak mężczyznom znacznie rzadziej zdarza się podkopywanie w ten sposób swojej pozycji.

2. Umniejszanie umiejętności i doświadczenia

Brak wiary w siebie przekłada się też na problemy z realnym postrzeganiem naszych własnych kompetencji. Nawet jeśli od lat coś robimy, jesteśmy w tym dobre i odnosimy sukcesy, wydaje nam się, że tak naprawdę niespecjalnie się na tym znamy i nic nie osiągnęłyśmy. Przeglądając oferty pracy, wysyłamy CV tylko wtedy, kiedy spełniamy 100% wymagań, a często nawet, kiedy je spełniamy, wydaje nam się, że tak nie jest – bo czy to, że od trzech lat z powodzeniem pracuję z jakimś specjalistycznym programem, znaczy, że naprawdę umiem się nim posługiwać? Dla porównania: mężczyźni statystycznie wysyłają CV, kiedy spełniają zaledwie 60% ujętych w ogłoszeniu wymagań – i często udaje im się dostać tę robotę! Kobiety również częściej cierpią na syndrom oszustki – nawet gdy dostaniemy świetną pracę i dobrze nam w niej idzie, ciągle wydaje nam się, że znalazłyśmy się tam przez przypadek i że zaraz ktoś odkryje, że tak naprawdę nie mamy pojęcia, co robimy. Od takiego myślenia nie są wolne nawet wysoko cenione specjalistki i kobiety na czołowych stanowiskach w wielkich korporacjach – których raczej nie zdobyły przez przypadek, bo kobiety nie dostają awansów na zasadzie „ma potencjał i zobaczymy, czy się sprawdzi”, tylko wtedy, kiedy udowodnią, że JUŻ wykonują znaczną część obowiązków przypisanych wyższemu i lepiej płatnemu stanowisku.

3. Za niskie wycenianie pracy

Rozmowy o pieniądzach dla nikogo nie są łatwe i mężczyźni też mają z nimi problemy. Ale według całego szeregu badań przytaczanych przez Jessicę Bennett kobiety rzadziej i mniej skutecznie upominają się o należyte wynagrodzenie za swoją pracę. Ja na przykład czuję się chora za każdym razem, kiedy mam zrobić wycenę jakiegoś zlecenia – a stawki, które podaję, chociaż obiektywnie są raczej ze średniej (jeśli czasem nie niskiej) półki, wydają mi się straszliwie wygórowane i trudno mi uwierzyć, że ktoś chciałby MI zapłacić TYLE za TAKĄ pracę (patrz punkty 1 i 2). I nie jestem w tym osamotniona. Kobiety rzadziej też proszą (czy upominają się) o podwyżki i awanse – stawiamy raczej na lojalność i cierpliwe czekanie, aż szef w końcu przejrzy na oczy i zauważy nasze zasługi… A to często sprawia, że nie dostajemy podwyżki w ogóle albo czekamy na nią o dobrych kilkanaście miesięcy dłużej niż koledzy, którzy poszli się o nią upomnieć. Ten problem funkcjonuje, odkąd tylko kobiety zaczęły pracować zarobkowo… i od tego czasu za dużo się w tej kwestii nie poprawiło.

4. Niewłaściwe postrzeganie sukcesów i porażek

Według teorii atrybucji i poczucia umiejscowienia kontroli, osoby bardziej pewne siebie i o wyższej samoocenie upatrują źródeł swoich sukcesów w samych sobie, w swoich zdolnościach i działaniach, a porażki przypisują ingerencji czynników zewnętrznych. Osoby mniej pewne siebie i o niższej samoocenie robią dokładnie odwrotnie – za porażki obwiniają siebie, a sukcesy traktują jak przypadkowy uśmiech losu. W miejscu pracy ten podział na pewnych i niepewnych siebie podejrzanie pokrywa się z podziałem na płeć. To kobiety częściej twierdzą, że dostały pracę, awansowały czy zdobyły grant, bo MIAŁY SZCZĘŚCIE, a nie dlatego, że są dobre w tym, co robią, i po prostu na to zasłużyły. Częściej też wyrzucają sobie, że są beznadziejne i niekompetentne, kiedy coś pójdzie nie tak – nawet jeśli dałoby się wskazać obiektywne zewnętrzne przyczyny ich porażki, np. globalny kryzys ekonomiczny albo współpracownika, który obijał się przy projekcie.

5. Przepraszanie za wszystko

To coś, z czym mamy problem nie tylko w pracy, ale i wszędzie indziej – często przepraszamy za wszystko, co tylko idzie nie tak, nawet jeśli jest to kompletnie niezależne od nas. Przepraszamy, kiedy ktoś potrącił nas na chodniku. Przepraszamy, kiedy spóźniłyśmy się z odpisaniem na maila o 5 minut, bo padł nam internet. Ja na przykład przepraszałam przyjaciółkę za to, że zatrułam się jedzeniem w knajpie, co rozwaliło nam plany na resztę wspólnego weekendu (zupełnie, jakbym zrobiła to specjalnie i dla przyjemności). Przepraszałam też znajomych za to, że mieli stłuczkę, kiedy odwozili mnie do domu – bo w końcu nic takiego by się nie stało, gdybym nie przyjęła ich propozycji i wróciła do domu autobusem. Przepraszałam odwiedzających mnie w Krakowie znajomych z innych miast za zbyt drogie drinki w knajpach, do których sami chcieli pójść. I za źle funkcjonującą komunikację miejską, mimo że nie zasiadam w zarządzie MPK. W pracy (i poza nią) przepraszamy też, kiedy chcemy coś powiedzieć albo kiedy chcemy zwrócić komuś uwagę na nieprofesjonalne zachowanie – za które to on powinien przepraszać. Teoretycznie można to traktować jako językową uprzejmość (Anglicy na przykład mają taki sposób mówienia), ale jeśli tak czasem posłuchasz siebie i policzysz te wszystkie przeprosiny, może się okazać, że przepraszasz za to, że żyjesz. A to nie jest postawa, która sprzyja budowaniu pozycji zawodowej.

6. Unikanie wyzwań i poddawanie się

Jessica Bennett wspomina w swojej książce o badaniach, które pokazują, że kobiety poddają się częściej i wcześniej niż mężczyźni – te różnice pojawiają się już w podstawówce i mają zaskakujący związek z poziomem IQ. Im bardziej inteligentna dziewczynka, tym szybciej się poddaje – może dlatego, że jej mózg sprawniej się uczy… także wątpienia w swoje możliwości (ciekawe, czy to pocieszy moich rodziców, którzy do dziś wypominają mi, że w trzeciej klasie porzuciłam lekcje pływania). Tendencje do wątpienia w swoje możliwości i poddawania się zabieramy ze sobą w dorosłe życie. Z jednej strony te wątpliwości i lęk przed porażką sprawiają, że kiedy musimy coś zrobić, dużo lepiej się przygotowujemy i zbieramy więcej informacji, żeby nic nas nie zaskoczyło… Ale z drugiej strony rzadziej niż mężczyźni podejmujemy ryzyko, rzadziej przedstawiamy swoje pomysły i rzadziej próbujemy nowych rzeczy. To dotyczy także zmiany pracy – dużo dłużej niż mężczyźni tkwimy w jednej firmie, nawet jeśli dana praca kompletnie nas nie satysfakcjonuje. Zamiast walczyć o polepszenie swojego życia zawodowego, cierpliwie znosimy niedogodności, prawdopodobnie bojąc się, że wpadniemy z deszczu pod rynnę.

7. Za duża uczynność i uległość

Chcemy być pomocne (albo mamy problemy z asertywnością – to ja!), więc spełniamy prośby wszystkich wokół, nawet kiedy są bardzo dalekie od naszych obowiązków zapisanych w umowie i opisie stanowiska. A to znaczy, że na własne życzenie pracujemy więcej, niż musimy – i to za darmo! Robimy nie tylko to, co do nas należy, ale też wykonujemy masę przysług dla innych – od przynoszenia kawy i robienia notatek na spotkaniach, po odwalanie cudzej roboty za kogoś, komu nie chciało się jej wykonać samemu. Ta uległość nie dotyczy tylko osób, które są w firmowej hierarchii wyżej od nas… często odwalamy robotę także za kolegów na tych podobnych stanowiskach. Za darmo. I po cichu, więc nawet nie zostaniemy za to docenione przez szefa.

Kobiety w miejscu pracy nie mają łatwo – i to nie tylko ze względu na to, że zwłaszcza zdominowane przez mężczyzn środowiska sprzyjają seksistowskim zachowaniom i dyskryminacji. Każdego dnia mierzymy się ze sprzecznymi oczekiwaniami. Mamy być miłe, uśmiechnięte i pomocne, ale za to nie rozdają awansów. Jeśli chcemy coś dostać, musimy pewnie walczyć o swoje tak, jak robią to mężczyźni – ale wtedy w przeciwieństwie do nich (którzy oceniani są jako ambitni i skuteczni) wychodzimy na wredne, agresywne zołzy i ludzie przestają nas lubić… a że bycie lubianą ewidentnie stanowi niepisaną część naszych obowiązków, to przy okazji spada nam ocena pracy i pozycja w biurze. W tej spirali sprzeczności łatwo się pogubić, więc nic dziwnego, że często same niechcący rzucamy sobie dodatkowe kłody pod nogi…

Jak z tym walczyć? Jessica Bennett zachęca przede wszystkim do zmiany myślenia o sobie samej, swoich potrzebach i ambicjach – ale także do wspierania się nawzajem i konsekwentnego walczenia o swoje. Czy to będzie łatwe? Pewnie nie. Ale w jej naszpikowanej przypisami do badań i źródeł książce Feminist Fight Club. Jak przetrwać w seksistowskim miejscu pracy znajdziecie mnóstwo argumentów za tym, że warto – i drugie tyle podpowiedzi, jak utorować sobie drogę do sukcesu i większej satysfakcji z pracy.


To nie jest post sponsorowany, po prostu uważam, że to bardzo przydatna książka, która otwiera oczy na wiele spraw – i już zapisuję koleżanki na listę do wypożyczania jej z mojej biblioteczki!

Przeczytaj także:

2 komentarze

modaizycie 12 czerwca 2020 - 15:59

Ja słyszałam, ze jak kobieta szuka pracy -to jest w 100% pewna, ze na tym stanowisku da sobie radę. Jak mężczyzna szuka, to podchodzi do tego jako wyzwania… Co chce przez to powiedzieć. Kobiety starają być zbyt perfekcyjne, przepraszają i często pomagają zbyt dużo. Znam to niestety z własnego doświadczenia i walczę z tym. Uwazam, ze ten artykuł jest świetny, bo pokazuje realne problemy, z którymi my kobiety musimy walczyć.

MamaPatrzy 13 czerwca 2020 - 19:30

Ja jestem własnie niepewna swojej osoby, przex co wszytskie te punkty idealnie do mnie pasują, ja to widze tak że kobiety są bardziej wrażliwe i bardziej wszystko przeżywają 🙂

Komentarze zostały wyłączone.