Kadr z serialu Billions, 2016.

Billions, czyli starcie przerośniętych ego

by Mila

Być może to efekt tego, że jak większość współczesnych ludzi żyję we własnej informacyjnej bańce… ale mam wrażenie, że wyjątkowo mało mówiło się w Polsce o serialu Billions z Damianem Lewisem i Paulem Giamattim w rolach głównych. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe… bo to jeden z lepszych seriali, jakie ostatnio widziałam.

Billions ma w sobie coś jednocześnie z Suits – może dlatego, że w grę wchodzą faceci w garniturach, prawne kruczki i ogromne pieniądze – ale i z takich seriali jak Homeland… i to nie tylko za sprawą odtwórcy jednej z głównych ról. Billions pokazuje nam dwie strony barykady – a jego bohaterowie są tak świetnie napisani, że nasze sympatie nieustannie migrują z jednej strony na drugą. Nikt tu nie jest jednoznaczny, nikt tu nie jest nudny, a dzięki temu rozgrywka o wysoką stawkę staje się jeszcze ciekawsza.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Cały pomysł opiera się w zasadzie na pojedynku dwóch przerośniętych ego – nie do końca uczciwego, ale za to bajecznie bogatego właściciela funduszu inwestycyjnego (Lewis) i ambitnego, zawziętego prokuratora, który wypowiada mu osobistą wojnę (Giamatti). Żaden z panów nie przywykł do przegrywania, żaden nie chce odpuścić – i choć z każdym dniem obaj ponoszą coraz większe finansowe, zawodowe i osobiste koszty tej przepychanki, gra toczy się nadal i wciąż otwarte pozostaje pytanie, który z tych cwanych lisów ostatecznie postawi na swoim.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Fabuła, choć zaiste wciągająca i napędzana wielkimi pieniędzmi, szantażami, układami, oszustwami i seksem, mimo wszystko dałaby się streścić w zasadzie w jednym zdaniu: dwaj faceci próbują sobie jak najbardziej dołożyć i jak najmniej przy tym oberwać. Świetnie się na to patrzy, ale największą siłą Billions zdecydowanie są wielowymiarowe, pełnokrwiste postaci. W pierwszej chwili możemy mieć ochotę bohaterów zaszufladkować: tu jakiś fanatyczny stróż prawa, tu jakiś szemrany miliarder… ale serial bardzo szybko wyprowadzi nas z błędu. Nikt tu nie jest oczywisty, opanowana pani psycholog może się okazać dominą, słodka blondynka z równie słodkim uśmiechem na ustach może zamienić czyjeś życie w piekło, strażnicy moralności łamią swoje zasady, a altruistyczne gesty okazują się chłodnymi kalkulacjami i na odwrót.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Dobrze napisane postaci trafiły w ręce świetnie dobranych i zdolnych aktorów. Grany przez Lewisa miliarder Bobby Axelrod momentami wydaje się szalony, prokurator Rhoades w wykonaniu Giamattiego jest trochę jak uroczy miś, który w pracy zamienia się w rozszalałego niedźwiedzia, a stojąca pomiędzy nimi Maggie Siff jako Wendy, jednocześnie żona prokuratora i bliska współpracowniczka jego wroga, zdaje się być ostoją spokoju, ale kryją się pod tym tajemnice, a kto wie, czy jej bohaterka nie prowadzi swojej własnej gry…

Kadr z serialu Billions, 2016.

Kadr z serialu Billions, 2016.

Billions to naprawdę świetnie napisany i starannie dopieszczony serial, który w dodatku wpuszcza nas za kulisy wielomilionowych transakcji i politycznych rozgrywek. Już samo to wystarczy, żeby widza wciągnąć, ale tutaj pierwsze skrzypce grają bohaterowie. Na jakimś poziomie widz docenia scenariusz, sprytnie zaplanowane kadry, smaczki i gościny występ Metalliki w pierwszym sezonie… ale nawet te wszystkie zalety bledną przy wrażeniu, jakie robią bohaterowie. To ich zapamiętujemy. To im kibicujemy, nawet jeśli jesteśmy niestali w uczuciach. To oni przyciągają nas do kolejnego odcinka.

Miliony monet i nieczyste rozgrywki są tu tylko tłem dla charyzmy, która kupi was szybciej niż pokaźny czek z kieszeni Axelroda.

Przeczytaj także: