Kadr z filmu King's Man: Pierwsza misja, reż. Matthew Vaughn, 2021.

Szpieg, który był pacyfistą – czyli o King’s Man: Pierwsza misja

by Mila

Kinowa widownia uwielbia historie o szpiegach – a w ostatnich latach pokochała mocno podszytą humorem serię filmów Matthew Vaughna Kingsman z Colinem Firthem i Taronem Edgertonem w rolach brytyjskich szpiegów. Zanim jednak Harry i Eggsy powrócą ze swoimi kolejnymi przygodami, Matthew Vaughn ma dla nas prequel serii i opowiada historię powstania tytułowej niezależnej organizacji wywiadowczej.

King’s Man: Pierwsza misja rozgrywa się w czasie pierwszej wojny światowej, podczas której tytułowy zaufany człowiek króla, grany przez Ralpha Fiennesa książę Oxfordu, dżentelmen i zagorzały pacyfista, staje się założycielem organizacji szpiegowskiej. Z racji umiejscowienia akcji w burzliwych czasach obfitujących w ikoniczne wydarzenia i postaci, Oxford, jego syn i dwójka współpracowników (niania i czarnoskóry lokaj) wplątują się w tryby znanej nam wszystkim historii, próbując najpierw powstrzymać, a potem zakończyć Wielką Wojnę. Zobaczymy więc na ekranie Rasputina, rosyjskiego cara Mikołaja, zabójcę arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, keisera Wilhelma, prezydenta Woodrowa Wilsona i cały szereg innych sławnych postaci.

Kadr z filmu <em>King's Man: Pierwsza misja</em>, reż. Matthew Vaughn, 2021.
Kadr z filmu King’s Man: Pierwsza misja, reż. Matthew Vaughn, 2021.

Seria Kingsman przyzwyczaiła nas do genialnej rozrywki, szalonych potyczek z użyciem broni ukrytej w dżentelmeńskim parasolu i ogromnej dawki humoru, nierzadko satyrycznego, a często wprost parodiującego szpiegowskie kino. I w jej najnowszej odsłonie również znajdziemy takie momenty. Ale jednocześnie King’s Man: Pierwsza misja uderza też w całkiem inne tony, bo gdzieś pod tym wszystkim kryje się sporo dramatu i cierpienia, a Matthew Vaughn pozwala sobie nadać temu obrazowi bardzo antywojenne przesłanie, a nawet podejmuje próby rozliczania Wielkiej Brytanii z jej największych grzechów (oczywiście na tyle, na ile to możliwe w rozrywkowym filmie). Już na samym początku dostajemy scenę w założonym przez Brytyjczyków obozie koncentracyjnym w czasie wojen burskich na południu Afryki. Później ze wspomnień głównego bohatera wyłania się wyraźna krytyka kolonializmu. Z jego ust pada też zdanie o tym, że brytyjska szlachta to tak naprawdę potomkowie najskuteczniejszych zbirów, którzy przemocą podporządkowywali sobie okoliczną ludność. Nie spodziewałam się tego typu komentarzy po szpiegowskiej komedii, nawet uwikłanej w historię – ale przyznaję, że jestem ich obecnością bardzo pozytywnie zaskoczona.

Kadr z filmu <em>King's Man: Pierwsza misja</em>, reż. Matthew Vaughn, 2021.
Kadr z filmu King’s Man: Pierwsza misja, reż. Matthew Vaughn, 2021.

Podobnie, jak pacyfistycznym wydźwiękiem sporej części filmu, który zaskakująco mocno rozprawia się z gloryfikacją wojny i romantyzowaniem patriotycznego obowiązku umierania za swój kraj – co wybrzmiewa zwłaszcza w konflikcie między ojcem próbującym chronić swoje dziecko a synem zdeterminowanym, by dowieść swojego męstwa na froncie. Wojna w tym filmie, choć zdarzają się w jej trakcie bohaterskie czyny i postawy, jest wyraźnie pokazana jako bezsensowna spirala przemocy i rzeź na młodych, często naiwnie idealistycznych ludziach, od których poświęcenia i tak ostatecznie nic nie zależy, bo wszystkie decyzje podejmuje garstka polityków na szczycie dbających przede wszystkim o własny interes. Serio, poszłam do kina na pojedynki z użyciem parasola, a dostałam po głowie naprawdę poważnymi refleksjami – i to było absolutnie wspaniałe. A i tak jakimś cudem to nadal był ponoć komediowy film o szpiegach i o tym, że za większością wydarzeń wstrząsających dwudziestym wiekiem stoi tajemnicza międzynarodowa siatka złoczyńców, a świat może uratować tylko przymierze brytyjskiej szlachty i jej służących.

Kadr z filmu <em>King's Man: Pierwsza misja</em>, reż. Matthew Vaughn, 2021.
Kadr z filmu King’s Man: Pierwsza misja, reż. Matthew Vaughn, 2021.

Jeśli spojrzeć na King’s Man: Pierwsza misja jak na rozrywkowy film, to trzeba przyznać, że jest to obraz dość nierówny. Ma sceny, motywy i postaci doskonałe – Rhys Ifans jako Rasputin to czyste absurdalne złoto, obsadzenie jednego Toma Hollandera w rolach wszystkich trzech kuzynów-monarchów trzęsących Europą jest przesłodkie, a i nie brakuje w filmie momentów, kiedy naprawdę można się wzruszyć. Ale zaraz obok nich zdarzają się sceny przegięte, niepasujące do reszty i odwołujące się do dość prymitywnego humoru. Nie zawsze udaje się wyważyć proporcje pomiędzy akcją, dramatem i humorem, który (poza kilkoma scenami) też nie jest wcale tak widoczny i oczywisty, jak w poprzednich odsłonach serii. Za to sceny poważne i dramatyczne są tak dobrze zrealizowane i zagrane, i tak przejmujące, że potrafią wybić widza z trybu oglądania rozrywkowego filmu o szpiegach – i trochę można odnieść wrażenie, jakby reżyser nie do końca mógł się zdecydować, jaki film chce zrobić. Spokojnie można się zastanawiać, czy nie dałoby się tego obrazu podzielić na dwa osobne filmy: akcyjniak o dawnych szpiegach i dramat wojenny. Zwłaszcza, że wątków i wydarzeń jest tu tyle, że w zasadzie ma kilka zakończeń jedno po drugim i tempo trochę na tym traci. Jest to też prequel, w którym znalazło się zaskakująco mało mrugnięć okiem do fanów i odwołań do reszty serii – pojawia się znajoma pracownia krawiecka i kryptonimy późniejszych agentów, ale tak naprawdę poza końcówką, kiedy agencja Kingsman ostatecznie powstaje, reżyser za bardzo nie przejmuje się nawiązywaniem do wcześniejszych osłon cyklu. I być może to splot tego wszystkiego sprawia, że niektórzy fani Kingsmana wychodzą z kina trochę jakby rozczarowani – nie do końca jest to poziom, do jakiego byli przyzwyczajeni, a i sam film ma na siebie trochę inny niż zwykle pomysł.

Ja, mimo okazjonalnych momentów zmęczenia, bawiłam się jednak naprawdę dobrze (jeżeli to określenie pasuje do filmu, który chwilami jest dramatem wojennym), a moje serduszko bardzo się podczas seansu radowało, że ktoś tu ma ambicje zasygnalizowania kilku ważnych tematów. Jeśli więc mocno liczycie na powtórkę filmów z Eggsym, możecie się trochę rozczarować… Ale jeśli podejść do King’s Man: Pierwsza misja z otwartą głową, to film naprawdę może was zaskoczyć!

Przeczytaj także: