Przegląd Kobiecego Kina #3: horrory

by Mila

Październik to miesiąc strachów i tego, co nadprzyrodzone – czas jesiennych Dziadów i wydrążonych halloweenowych dyń. Dlatego tematem przewodnim trzeciego odcinka Przeglądu Kobiecego Kina, w którym opowiadam wam o różnorodnym kinie tworzonym przez kobiety, będą horrory – przyjrzymy się 10 mrocznym filmowym historiom opowiedzianym przez 10 różnych reżyserek. Jak zwykle wybór filmów jest całkowicie subiektywny, a tytuły różnorodne i łatwo dostępne – wszystkie pozycje z listy legalnie obejrzycie na platformach streamingowych i w serwisach VOD.

Będę z wami szczera: nie jestem fanką horrorów tak strasznych, że potem przez miesiąc nie mogę po nich spać… Ale bardzo sobie cenię opowieści klimatyczne, mroczne, fantastyczne i takie, które, poza tym, że chcą mnie przestraszyć, mają mi też coś ciekawego do powiedzenia albo oferują oryginalną perspektywę. I to właśnie takie produkcje (między innymi) znajdziecie na tej liście. Mordercy i wiedźmy, duchy, potwory i wampiry, straszne domy i zagubione same w sobie umysły – wszystko to znajdziecie wśród wybranych przeze mnie filmów, których reżyserki każda po swojemu interpretują horror i łączą go z tak różnymi gatunkami jak western, postapokalipsa czy… komedia romantyczna.

Potwory i metafory: Babadook, reż. Jennifer Kent, 2013

Debiutancki film australijskiej reżyserki Jennifer Kent (która jest również autorką scenariusza) to dość świeże spojrzenie na horror, w którym tajemnicze monstrum wkrada się w życie rodziny. Samotna matka zmaga się w nim z wychowywaniem hiperaktywnego i prawdopodobnie zaburzonego emocjonalnie dziecka, jednocześnie nie do końca radząc sobie z żałobą po śmierci męża. Pewnego dnia w ich domu pojawia się pełna strasznych obrazków książeczka dla dzieci, po której przeczytaniu chłopiec jest przekonany, że jej bohater, tytułowy pan Babadook, zaczyna nocami nawiedzać ich dom. Jennifer Kent czerpie z najlepszych tradycji horrorów o zabarwieniu fantastycznym i opowieści o potworach z szafy – a jednocześnie prowadzi fabułę swojego filmu w oryginalny sposób, ciekawie posługując się metaforą. Babadook jest równocześnie klimatyczny, straszny i bardzo smutny, chwilami trudno powiedzieć, co jest bardziej przerażające – potwór opętujący i terroryzujący rodzinę czy samotne wychowywanie trudnego dziecka zupełnie bez wsparcia otoczenia, które ma już chłopca serdecznie dosyć. Kent opowiada tu historię z jednej strony o potworze z szafy, z drugiej zaś o trudnych, brzydkich, nierzadko niewypowiadanych na głos aspektach macierzyństwa i o procesie oswajania żałoby – i robi to, właściwie od pierwszej minuty trzymając w napięciu, na długo przed tym, zanim potwór zamajaczy nam gdzieś w ciemnościach. Nie ma tu tanich strachów, a reżyserka szanuje inteligencję widza – ale zdecydowanie są momenty, na które patrzyłam przez palce. W doskonałych rolach matki i syna Essie Davis (najbardziej znana z roli detektywki panny Fisher) i debiutujący w pełnometrażowej produkcji Noah Wiseman. Film do wypożyczenia na platformie Cineman.

Kadr z filmu <e>Babadook</em>, reż. Jennifer Kent, 2013
Kadr z filmu Babadook, reż. Jennifer Kent, 2013

W sam raz na maraton: Trylogia Ulica Strachu (Fear Street), reż. Leigh Janiak, 2021

Halloween to idealny czas na filmowe maratony – a na filmowy maraton idealnie nadaje się Ulica Strachu Leigh Janiak inspirowana książkami L.R. Stine’a. W niewielkim amerykańskim miasteczku nazywanym stolicą morderstw grupka nastolatków zostaje wplątana w krwawą historię i trafia na celownik zgrai morderców z zaświatów. Wspólnie dzieciaki usiłują przeżyć i rozprawić się z ciążącą na miasteczku klątwą. Ten utrzymany trochę w estetyce zbliżonej do serialu Stranger Things oraz podobnie okraszony kultowymi kawałkami muzycznymi filmowy tryptyk łączy w sobie kilka popularnych motywów. Jest więc cała parada morderców, z których każdy ma swój własny sznyt i ulubione narzędzie zbrodni. Jest legenda o czarownicy, która przed wiekami rzuciła klątwę na miasteczko i jego mieszkańców. Są pakty z diabłem i opętania. A pośród tego wszystkiego – grupka nastolatków, którzy próbują rozwiązać zagadkę niekończącej się serii morderstw. Każda z części trylogii zabiera nas do innego okresu w historii miasteczka – zaczynamy w latach dziewięćdziesiątych, później w poszukiwaniu wskazówek cofamy się do lat siedemdziesiątych, by wreszcie w finale poznać źródło ciążącej na miasteczku klątwy w wydarzeniach z połowy XVII wieku. Każdy z filmów opowiada historię do pewnego stopnia samodzielną, wszystkie są jednak ze sobą ściśle powiązane, ułożone w całość i znajdują wspólny finał. Leigh Janiak, podobnie jak twórcy Stranger Things, bawi się nie tylko elementami charakterystycznymi dla okresów, w których osadza swoje historie, ale także wyznacznikami gatunku, popularnymi motywami i nawiązaniami do rozmaitych kultowych klasyków. W efekcie dostajemy bardzo rozrywkową, efektowną, ale i potrafiącą przestraszyć i trzymać w napięciu opowieść rozpisaną na całe pokolenia. W głównej roli Kiana Madeira, a na ekranie także między innymi Maya Hawke i Sadie Sink. Wszystkie trzy części do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie Netflix.

Kadr z filmu <em>Ulica Strachu, część 1: 1994</em>, reż. Leigh Janiak, 2021
Kadr z filmu Ulica Strachu, część 1: 1994, reż. Leigh Janiak, 2021

Miłość i wampiry: Rose: Historia miłosna (Rose: A Love Story), reż. Jennifer Sheridan, 2020

Pełnometrażowy debiut Jennifer Sheridan to historia o miłości i wampirach… ale zupełnie nie taka, jakiej się spodziewacie. Ten bardzo kameralny film opowiada o dwójce kochających się ludzi żyjących w domku w środku lasu i za wszelką cenę izolujących się od reszty świata. Ona cierpi na wyniszczającą, postępującą tajemniczą chorobę, w której widz bardzo szybko, już w pierwszych scenach, domyśla się jakiejś formy wampiryzmu. On robi wszystko, by jak najlepiej o nią dbać i chronić – zarówno świat przed nią, jak i ją przed światem. Ich niekonwencjonalne, ale pełne miłości i czułości życie, i wypracowane sposoby radzenia sobie z chorobą zostają jednak wystawione na poważną próbę, gdy w pobliżu ich kryjówki pojawiają się nieznajomi. Jennifer Sheridan opowiada piękną i poruszającą historię miłosną z dreszczykiem przy użyciu bardzo oszczędnych środków – większość akcji dzieje się w jednym ciasnym domku i dookoła niego, wszystkich bohaterów można zliczyć na palcach jednej ręki, nie ma tu spektakularnych przemian w nietoperze ani krwi tryskającej na wszystkie strony. A jednak ta kameralna historia chwyta widza za serce i wbrew wszystkiemu każe kibicować parze kochanków postawionych w niemożliwej sytuacji. W świetnie poprowadzonych głównych rolach Sophie Rundle i Matt Stokoe (który jest też autorem scenariusza). Film do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie HBO MAX.

Kadr z filmu <em>Rose: Historia miłosna</em>, reż. Jennifer Sheridan, 2020
Kadr z filmu Rose: Historia miłosna, reż. Jennifer Sheridan, 2020

Horror psychologiczny: Saint Maud, reż. Rose Glass, 2019

W swoim obsypanym nagrodami pełnometrażowym debiucie Rose Glass bierze na warsztat temat obsesji i psychozy o zabarwieniu religijnym. Samotna, pogubiona życiowo, ewidentnie mająca problemy emocjonalne młoda pielęgniarka hospicyjna znajduje pocieszenie w świeżo odnalezionej wierze – a jej zapał neofitki jest tak gorliwy, że za nadrzędny cel swojego życia obiera nawrócenie śmiertelnie chorej pacjentki, którą się opiekuje. Ale kiedy to zadanie okazuje się trudniejsze niż mogło się wydawać, a kobieta opiera się i patrzy na nią z pobłażaniem, tytułowa Maud coraz bardziej pogrąża się w obsesji i roli zbawicielki za wszelką cenę. Horrory bardzo lubią temat fanatyzmu religijnego (nie trzeba daleko szukać, wystarczy spojrzeć na kultową Carrie Stephena Kinga), rzadko jednak podchodzą do tego motywu w sposób subtelny albo z głębszym zrozumieniem dla bohaterów owładniętych obsesją na tle religijnym. Ale to właśnie robi w swoim filmie Rose Glass – szczegółowo przygląda się psychice tytułowej Maud i temu, jak świat i relacja z Bogiem wyglądają z jej punktu widzenia. Reżyserka i zarazem scenarzystka nie kreśli karykatury swojej bohaterki, nie ośmiesza jej, nie stawia w sposób jednoznaczny w roli krzywdzącego innych potwora – jej Maud jest znacznie bardziej zniuansowaną postacią, kimś, dla kogo widzowie mogą znaleźć w sobie empatię i zrozumienie, nawet jeśli nie pochwalają jej czynów i domyślają się, do jakiego tragicznego końca to wszystko zmierza. Niespieszna i bardzo subtelna Saint Maud to jeden z tych horrorów, które niczym nie epatują, raczej mówią do widza symbolami, a jednak niepokój powoli pełznie w naszą stronę, by w kluczowym momencie chwycić za gardło. Debiut Rose Glass jest nieoczywisty, operuje niedopowiedzeniami, balansuje pomiędzy psychologicznym studium bohaterki a subtelnym horrorem, jest też bardzo klimatycznie sfilmowany i świetnie zagrany przez aktualnie znaną najbardziej z roli Galadrieli w Pierścieniach Władzy Morfydd Clark (dajcie jej Maud szansę, nawet jeśli Galadriela doprowadzała was do szału – to tylko udowadnia, jak bardzo Amazon nie dał jej co grać!). Film do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie Canal+ oraz do wypożyczenia na iTunes i Apple TV+.

Kadr z filmu <em>Saint Maud</em>, reż. Rose Glass, 2019
Kadr z filmu Saint Maud, reż. Rose Glass, 2019

Komedia romantyczna z mrocznym twistem: Fresh, reż. Mimi Cave, 2022

W swoim debiutanckim filmie Mimi Cave łączy w sobie elementy na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie niepasujące – komedię romantyczną i… trzymającą w napięciu opowieść o kanibalach. Główna bohaterka, Noa, jest wyraźnie rozczarowana współczesnym światem randkowania i od dawna nie może sobie nikogo znaleźć, bez końca swipe’ując w aplikacjach randkowych i chodząc na beznadziejne randki. Kiedy więc podczas zwykłych zakupów w supermarkecie poznaje czarującego Steve’a, a randka z nim okazuje się wspaniała, Noa z jednej strony jest nieufna, ale z drugiej ma wrażenie, że wreszcie trafiła na księcia z bajki… „Żyli długo i szczęśliwie” jednak nie nastąpi, bo Fresh to nie tylko komedia romantyczna, ale także thriller balansujący na granicy horroru – przeuroczy Steve okazuje się więc daleki od ideału, a jego nietypowe kulinarne hobby staje się dla bohaterki śmiertelną pułapką. Mimi Cave w swoim filmie bawi się konwencjami i estetyką – tu nas rozbawi czarnym humorem, tu oczaruje chwytliwym soundtrackiem, tu obrzydzi nam jedzenie mięsa co najmniej na najbliższy miesiąc. Już samą podstawową warstwę fabuły pożera się z przyjemnością, ale jeśli dodatkowo obrać ją ze skórki i pogrzebać nieco głębiej, w środku kryje się refleksja z jednej strony nad patriarchalnym społeczeństwem traktującym kobiece ciała jak towar, z drugiej nad wszechobecnym konsumpcjonizmem i jego wpływem na związki międzyludzkie – a także, wisienka na torcie, kilka cennych komentarzy o relacjach damsko-męskich, które doceni niejedna milenialka. Nie jest to najstraszniejszy ani najbardziej obrzydliwy film, jaki w życiu zobaczycie, ale to doskonała, klimatyczna rozrywka! W głównych rolach Daisy Edgar-Jones i Sebastian Stan. Film do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie Disney+.

Kadr z filmu <em>Fresh</em>, reż. Mimi Cave, 2022
Kadr z filmu Fresh, reż. Mimi Cave, 2022

Najstraszniejsze jest samo życie: Relikt (Relic), reż. Natalie Erika James, 2020

Relikt to australijski horror dla tych, którzy niekoniecznie lubią się bać, ale cenią mroczne klimaty – bo tak naprawdę to rodzinny dramat i bardzo metaforyczne przedstawienie zmagań z demencją ubrane w estetykę horroru spod znaku „jakieś zło czai się w starym domu”. Fabuła koncentruje się wokół trzech kobiet: babci, matki i wnuczki, które spotykają się pod jednym dachem, gdy staje się jasne, że pogrążającą się w demencji seniorka nie może już mieszkać sama i trzeba podjąć trudne decyzje co do odpowiedniej opieki nad nią. Z zewnątrz wciąż piękny, w środku zaś coraz bardziej ulegający rozkładowi, pełen niepokoju, tajemniczych dźwięków, nielogicznych zdarzeń i strasznych zakamarków dom jest tu ucieleśnieniem starzejącego się i pogrążającego w chorobie umysłu babci – trochę jak w Ojcu Floriana Zellera (który wyszedł zresztą w tym samym roku), tyle że tutaj metafora choroby ubrana jest w stylistykę horroru i rozszerzona na cały system rodzinny. W Relikcie nie tylko seniorka znajduje się w coraz bardziej niezrozumiałej pułapce własnego umysłu symbolizowanej przez dziwaczne zmiany w jej otoczeniu – ale i rodzina zmagająca się z chorobą bliskiej osoby zostaje w tym domu symbolicznie uwięziona i ma własne trudności z odnalezieniem się w sytuacji, w której ukochana matka i babcia coraz mniej przypomina samą siebie i staje się zagrożeniem, tak dla siebie, jak i dla otoczenia. Film Natalie James rozwija się powoli, a choć czający się gdzieś w tle niepokój obecny jest od samego początku, typowo horrorowe elementy pojawiają się stopniowo, początkowo przemykają gdzieś w tle, niemal niezauważone – zupełnie tak, jak demencja niepostrzeżenie wkrada się w życie człowieka i jego rodziny, by dopiero w pewnym momencie uderzyć z całą mocą. Reżyserka sięga tu po jeden z najbardziej uniwersalnych lęków ludzkości – przed tym momentem, w którym nasi rodzice staną się niesamodzielni, przestaną przypominać dawnych siebie, w pewnym sensie duchowo opuszczą nas jeszcze za życia. Strach, zagubienie, poczucie bycia opuszczonym, poczucie winy i odpowiedzialności, żal, miłość, żałoba i niedająca się dłużej odpychać świadomość własnej śmiertelności mieszają się w tym trochę może nierównym, ale pięknym i symbolicznym filmie. W rolach babci, matki i córki kolejno: Robyn Nevin, Emily Mortimer i Bella Heathcote. Film do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie HBO MAX.

Kadr z filmu <em>Relikt</em>, reż. Natalie Erika James, 2020
Kadr z filmu Relikt, reż. Natalie Erika James, 2020

Hołd dla kina klasy B: Cenzorka (Censor), reż. Prano Bailey-Bond, 2021

Cenzorka to horror o… horrorach. Akcja toczy się w Wielkiej Brytanii lat 80., którą opanowała moralna panika w związku z zalewającymi kraj brutalnymi filmami klasy B i jednoczesnym wzrostem przestępczości. Główna bohaterka, Enid, pracuje jako cenzorka – całymi dniami ogląda horrory i decyduje, które z nich można dopuścić do dystrybucji, które należy zupełnie odrzucić, a które jeszcze da się uratować, wycinając część najbrutalniejszych i najbardziej realistycznych scen. Choć sama uważa się za strażniczkę moralności i jest przekonana, że chroni niewinnych przed zgubnym wpływem przemocy kinie, jej samej granice rzeczywistości także zaczynają się zacierać, gdy na jej biurko trafia film podejrzanie przypominający jej własne bolesne doświadczenia z przeszłości. Cenzorka to film koncepcyjny, bardziej komentarz do gatunku i jego odbioru przez szeroką publiczność, niż horror jako taki. Prano Bailey-Bond bawi się nawiązaniami do lat 80., stylistyką i formatem obrazu, a także samym, w jej opinii pełnym hipokryzji, konceptem instytucji cenzora, który ma chronić przeciętnego człowieka przed podatnością na sugestie, popadnięciem w obłęd i zamordowaniem kogoś tak jak w filmach – i jednocześnie samemu nie postradać zmysłów pomimo pochłaniania ogromnych dawek brutalności w godzinach pracy. Surrealistyczny, trochę wręcz oniryczny film Bailey-Bond oferuje miłośnikom horrorów metaspojrzenie na gatunek i jest swoistym listem miłosnym do kina klasy B – ale to jednocześnie nie jest produkcja, która was przestraszy czy zapewni typową horrorową rozrywkę na wieczór. Wiele tu zależy od tego, czy kupicie konwencję – ale jeśli ją kupicie, to czeka was coś naprawdę interesującego. W głównej roli irlandzka aktorka Niamh Algar. Film do obejrzenia w ramach abonamentu na HBO MAX oraz do wypożyczenia na VOD.pl i Premiery Canal+.

Kadr z filmu <em>Cenzorka</em>, reż. Prano Bailey-Bond, 2021
Kadr z filmu Cenzorka, reż. Prano Bailey-Bond, 2021

Kwestia interpretacji: Guwernantka (The Turning), reż. Cate Shortland, 2020

Film Cate Shortland jest adaptacją noweli Henry’ego Jamesa The Turn of the Screw, która już pod koniec XIX wieku podzieliła odbiorców w interpretacjach: czy dom rzeczywiście jest nawiedzony, czy też bohaterka powoli pogrąża się w szaleństwie? Shortland nieco uwspółcześnia historię guwernantki, która wprowadza się do cokolwiek posępnej posiadłości, by zaopiekować się osieroconą dziewczynką – ale podobnie jak James snuje opowieść o nauczycielce, która ma problem ze złośliwym starszym bratem dziewczynki próbującym wciągnąć ją w swoje psychologiczne gierki. Jednocześnie kobieta czuje się w wielkim, pustym, archaicznym domu coraz bardziej zagrożona – i ma wrażenie, że z ciemności wyciągają po nią ręce duchy poprzednich mieszkańców. Do pewnego momentu Guwernantka to bardzo klimatyczna, dobrze poprowadzona gotycka opowieść o nawiedzonym domu i kobiecie, która nie jest pewna, czy może ufać swoim zmysłom – ale Cate Shortland bierze dyskusję wokół oryginalnego dzieła Jamesa i w swoim filmie doprowadza ją do ekstremum. Film ma tak naprawdę dwa różne zakończenia, a każde z nich przemawia za inną interpretacją. Jedno jest bardzo dosłowne, choć idzie nieco pod prąd wyznaczników gatunku, drugie, zrealizowane w bardzo zaskakujący sposób, konfrontuje nas z tym, co tak naprawdę jest największym lękiem głównej bohaterki – i bynajmniej nie są to duchy. Niejednoznaczność, z jaką Shortland kończy swoją opowieść, jest z pewnością punktem wyjścia do interpretacji i dyskusji, tak na temat fabuły filmu, jak i artystycznej decyzji reżyserki. Na ekranie Mackenzie Davis, znany ze Stranger Things Finn Wolfhard w roli upiornego nastolatka, którego nikt nie chciałby mieć pod swoją opieką, i Brooklynn Prince, którą możecie pamiętać z Florida Project. Film do wypożyczenia na platformie Cineman.

Kadr z filmu <em>Guwernantka</em>, reż. Cate Shortland, 2020
Kadr z filmu Guwernantka, reż. Cate Shortland, 2020

Z domieszką westernu: Demony Prerii (The Wind), reż. Emma Tammi, 2018

Pozostańmy jeszcze na chwilę w temacie pytania o to, czy bohaterkę nawiedzają demony, czy może jednak popada ona w szaleństwo. W swoim fabularnym debiucie Emma Tammi przeplata horror z estetyką westernu i zabiera nas do końcówki XIX wieku na dzikie pustkowia Ameryki, gdzie w oddali od reszty świata mieszkają dwa małżeństwa. Zaczyna się mocno, od niespodziewanej śmierci matki i dziecka – później zaś obserwujemy z jednej strony następstwa tych wydarzeń, z drugiej flashbacki z przeszłości, w których obie kobiety czują się zagrożone przez tajemnicze zło czyhające nocą w ciemnościach prerii. Ta kameralna, pięknie sfilmowana, pełna malowniczych plenerów opowieść rozwija się powoli i stopniowo odkrywa przed widzem swoje tajemnice, ale także potrafi przestraszyć i chwycić za gardło. Emma Tammi eksploruje tu temat przemożnej samotności i izolacji, która może prowadzić do obłędu – ale jednocześnie nie daje jednoznacznych odpowiedzi na pytanie, czy wszystko to dzieje się jedynie w głowach odciętych od świata kobiet, czy też w ciemnościach rzeczywiście czai się zło, uparcie ignorowane przez ich mężów i zbywane jako szaleństwo „słabych” kobiecych umysłów. Bezbrzeżna pustka pełna niepokoju, cienie przesuwające się za firanką i surowość pionierskiego życia na Dzikim Zachodzie – wszystko to harmonijnie łączy się w Demonach Prerii. W głównych rolach Caitlin Gerard, Julia Goldani Telles i Ashley Zuckerman. Film do wypożyczenia na platformie MojeeKino.pl

Kadr z filmu <em>Demony Prerii</em>, reż. Emma Tammi, 2018
Kadr z filmu Demony Prerii, reż. Emma Tammi, 2018

Z nutą postapokalipsy: Nie otwieraj oczu (Bird box), reż. Susan Bier, 2018

Nie otwieraj oczu to adaptacja postapokaliptycznej powieści Josha Malermana o świecie, który opanowały tajemnicze siły, które, gdy tylko się na nie spojrzy, opanowują ludzki umysł i zmuszają człowieka do natychmiastowego samobójstwa. W świecie pogrążonym w chaosie niedobitki ludzkości próbują sobie radzić i uczą się przetrwania bez polegania na jednym ze swoich najważniejszych zmysłów – i to w tych warunkach kobieta z dwójką małych dzieci próbuje się przedostać do miejsca, które może zapewnić im schronienie. Susan Bier rozgrywa tę opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych, pokazuje nam jednocześnie samą apokalipsę, jak i świat po niej, działający już według nowych zasad. Reżyserka bardzo umiejętnie buduje niepokój i poczucie grozy, paradoksalnie pozostawiając poza kadrem to tajemnicze, niewypowiedziane zło, które dziesiątkuje ludzkość – posiłkuje się cieniami, wyrazami twarzy bohaterów i ich reakcjami, ale doskonale wie, że czasem najbardziej straszy nas to, czego nie możemy wprost zobaczyć. Nie otwieraj oczu z jednej strony podąża za typowymi tropami postapokaliptycznych horrorów, z drugiej jednak reżyserka zdaje się być nieco w kontrze do powszechnego przekonania, że w czasie apokalipsy najlepiej poradzą sobie cyniczni i bezwzględni samotnicy, a kiedy tylko wyciągniesz rękę do innych, natychmiast zginiesz – w jej filmie nie wszystkie akty empatii kończą się dobrze, ale jednocześnie nie są przez nią piętnowane jako naiwne, wręcz przeciwnie, przy wielu okazjach Bier zdaje się podkreślać, że empatia, wrażliwość na innych, troska i budowanie relacji, mimo ryzyka, jakie ze sobą niosą, są właśnie tym, co paradoksalnie pozwala ludziom przetrwać. Nie otwieraj oczu to trzymający w napięciu film zogniskowany wokół ciekawego konceptu – i doskonała rozrywka dla tych, którzy wolą, kiedy zagrożenie czai się poza kadrem i stamtąd owiewa nas grozą. W głównej roli Sandra Bullock. Film do obejrzenia w ramach abonamentu na platformie Netflix.

Kadr z filmu <em>Nie otwieraj oczu</em>, reż. Susan Bier, 2018
Kadr z filmu Nie otwieraj oczu, reż. Susan Bier, 2018

Bierzcie, oglądajcie i razem ze mną cieszcie się twórczością tych 10 reżyserek! Przegląd Kobiecego Kina powróci w przyszłym miesiącu – zostańcie ze mną, a jeśli nie chcecie przegapić kolejnego odcinka, zaobserwujcie mnie na Instagramie albo Facebooku.


Informacje o dostępie do wyżej wymienionych filmów na wskazanych platformach są aktualne na dzień: 26 października 2022 r.

Przeczytaj także: