Pięknie niepokojąca Ex Machina

by Mila

Rozczarowana kilkoma poprzednimi oscarowymi filmami postanowiłam w końcu sięgnąć po coś, co nie mogło mnie zawieść. Ex Machina ma bowiem wszystko, czego mi aktualnie w kinie potrzeba. Nieludzko wprost piękną twarz Alicii Vikander, niespodziewany urok Domhnalla Gleesona, niepokojącą charyzmę Oscara Isaaca, urzekający kawałek Norwegii i wariację na temat sztucznej inteligencji.

Fabuła filmu z grubsza kręci się wokół idei testu Turinga – młody i nieco naiwny Caleb (Domhnall Gleeson) zostaje „zaproszony” do tajnego ośrodka badawczego, by ocenić, czy obdarzony sztuczną inteligencją robot będzie w stanie przekonać go, że posiada także prawdziwie ludzką (a może nawet nadludzką?) świadomość. Robot, czy też właściwie robocica, ma na imię Ava, poza domniemaną samoświadomością obdarzona jest twarzą, głosem, pośladkami i urokiem Alicii Vikander, a do tego okazuje się być ujmująco dziewczęcą flirciarą… Jak nietrudno się domyślić, sprawy szybko komplikują się nawet jeszcze bardziej, niż w przypadku romansu Joaquina Phoenixa z głosem Scarlett Johansson (który by the way szczerze polecam i zapraszam do przeczytania moich na jego temat zachwytów TUTAJ).

Kadr z filmu Ex Machina, reż. Alex Garland, 2015.

Ex Machina nie próbuje jednak być romansem między istotą ludzką i wytworem zaawansowanych technologii. A przynajmniej nie na tym wątku skupia naszą uwagę. To nie ma być wyciskacz łez czy wielkie studium samotności. Reżyser Alex Garland oferuje nam raczej thriller i stawia pytania o to, czy przypadkiem na własnej piersi nie hodujemy sobie nowego, doskonalszego gatunku istot myślących, których intencji i stosunku do nas nie będziemy w stanie ani zaprogramować, ani odgadnąć…

W tegorocznym wyścigu po Oscary Ex Machina startuje między innymi w kategorii za najlepszy scenariusz oryginalny – i jest to nominacja jak najbardziej uzasadniona. O ile bowiem Caleb zdaje się być bohaterem cokolwiek jednak naiwnym, o tyle widz zupełnie już daje się wodzić reżyserowi i scenarzyście za nos. Cokolwiek pomyślicie podczas seansu, kogokolwiek nie będziecie podejrzewać o nieczyste intencje, Alex Garland to przewidział, a i z dużą dozą prawdopodobieństwa po prostu to zaprojektował.

Domhnall Gleeson poza byciem nieco zagubionym nie ma w tym filmie zbyt wiele do pokazania, ale z nawiązką nadrabiają za niego inni. Oscar Isaac zdaje się być jednocześnie niebezpieczny, odpychający i fascynujący. Alicia Vikander łączy w sobie wyjątkowo ludzką kobiecość z nieco jednak mechanicznymi i nie do końca naturalnymi ruchami, i przy całym swoim uroku jest też strasznie niepokojąca. Świetną robotę wykonują spece od efektów i animacji, warto też docenić zdjęcia, bo filmowanie w ciasnych i w dodatku pełnych szyb i luster pomieszczeniach musiało być nie lada wyzwaniem.

Ex Machina dała mi coś więcej, niż tylko naprawdę emocjonujący seans i cokolwiek niepokojące rozważania nad przyszłością naszego gatunku. Coś więcej nawet niż niesamowite wizualne zderzenie wciąż jakby dzikiego skandynawskiego lasu z futurystycznym budynkiem. Dała mi nieco upiorne, ale i pociągające marzenie filmowego nerda – spędzić trochę czasu w tym hipnotyzującym zakątku Norwegii, w wąskich, klaustrofobicznych czterech ścianach hotelu, w którym kręcono film i w którym Alicia Vikander roztaczała swój niepokojący roboci urok. Jedyne 700 PLN za noc i marzenia się spełniają… Tak, to będzie piękne. I odrobinę straszne. Zupełnie jak Ex Machina.

Przeczytaj także: