O tym, jak Drogówka skopała mi mózg

by Mila

Niemal cały tydzień zajęło mi sklecenie jakiejś w miarę sensownej myśli po obejrzeniu Drogówki. Choć mimo wszystko nie gwarantuję, że będzie to myśl, która cokolwiek wniesie w wasze życie.

Cieszę się, że wybierając się do kina, zapoznałam się nie tylko z idiotycznym zwiastunem prezentowanym w kinach – tym, który sugeruje, iż film będzie komedią kryminalną. Za ten zwiastun ktoś powinien porządnie oberwać, swoją drogą, bo jak tak dalej pójdzie, niedługo skuszeni bajkowym i uroczym trailerem zabierzemy pięcioletnią córkę do kina na historię o księżniczce, a na miejscu się okaże, że to ciężkie porno. Zaczyna mnie drażnić to, że jestem nieustannie okłamywana przez trailery. W każdym razie – drugi zwiastun Drogówki niewiele ma już na szczęście wspólnego z komedią, ale i on nie był mnie w stanie przygotować na to, co zobaczę. Poprzednie filmy Smarzowskiego też specjalnie nie dały rady. Nie, na Drogówkę najzwyczajniej w świecie nie da się być PRZYGOTOWANYM.

Kadr z filmu "Drogówka", reż. Wojciech Smarzowski, 2013.

Kadr z filmu „Drogówka”, reż. Wojciech Smarzowski, 2013.

Wiele rzeczy już w kinie widziałam. Ba, wiele paskudnych rzeczy już w kinie widziałam. Beznadziejnych, ale do granic możliwości obrzydliwych horrorów, stanowczo za ciężkich filmów, których jedynym celem zdawało się być mentalne skopanie widza… Nie twierdzę, że jestem w stanie patrzeć na wszystko i wszystko znieść, bo na przykład ani którejkolwiek Piły, ani instruktażowego filmiku szczegółowo ukazującego, jak dokonać lobotomii za pomocą szpikulca do lodu, nie mogę znieść i nigdy w życiu nie zamierzam się do nich nawet zbliżać. Niemniej jednak oglądanie Drogówki było dla mnie doświadczeniem… totalnie nowym. Nigdy wcześniej żaden film w zasadzie nie sprawił, że miałam ochotę umrzeć, byle tylko przestać na niego patrzeć.

Możecie powiedzieć: wystarczyło przecież tylko wyjść z kina. Gdyby to jeszcze było takie proste! Z Drogówką problem jest następujący: nie da się na nią patrzeć, ale równocześnie nie można od niej oderwać wzroku. Bo to cholernie dobry film jest, mimo wszystko. Nie ma wyjścia! Patrzysz w ten ekran, bo chcesz wiedzieć, co będzie dalej. Nawet jakbyś nie chciał wiedzieć, co będzie dalej, i tak w niego patrzysz, bo to, co jest na nim teraz, przemawia do ciebie jakąś prawdą, jakąś mocną refleksją. Patrzysz więc. I dobrowolnie dajesz się torturować. Poziom ZŁA, brzydoty, agresji, brudu jest już nawet nie – przytłaczający… On jest zwyczajnie nie do zniesienia. Siedzisz w tym kinie pełnym ludzi i się zastanawiasz, czy gdybyś przestał oddychać, to już by wystarczyło, żeby umrzeć i nie musieć tego przeżywać. A może lepiej wepchnąć sobie do gardła torebkę po chrupkach? Wiesz jednak, że nie możesz tego zrobić i to z bardzo prostej przyczyny: CHCESZ, MUSISZ obejrzeć ten film do samego końca. Na końcu zaś jesteś w takim szoku, tak zmaltretowany, że nie wstajesz z fotela, bo nie jesteś pewnien, czy wiesz, do czego służą twoje nogi. Ani dokąd miałbyś pójść. Drogówka w którymś momencie sprawiła, że przestałeś pamiętać, jak się nazywasz i gdzie mieszkasz. Twój pobity do nieprzytomności mózg nie funkcjonuje. I prawdopodobnie z tydzień zajmie mu pozbieranie się do życia.

To jest naprawdę mądry film. Nie wątpię, że pod tą warstwą okropności skrywa się kawał mocnego przesłania. Jakieś tego przesłania przebłyski nieśmiało obijają mi się nawet o mózg. Tyle, że mój umysł rozpaczliwie usiłuje się przed nimi bronić, usiłuje nie dopuścić do siebie niczego, co choćby pobieżnie mogło się wiązać z traumatycznym dla niego przeżyciem oglądania Drogówki.

Może zrobiłam się ostatnio nadwrażliwa. A może tym razem Smarzowski przeszedł nawet samego siebie. I naprawdę nie jestem pewna, czy to dobrze.

Przeczytaj także:

2 komentarze

~Laura 22 lutego 2013 - 16:02

Zgadzam się z Tobą w 100%.
Poszłam na ten film z kumplem z nudy, bo stwierdziliśmy, że dawno nie byliśmy w kinie i wybraliśmy coś na chybił trafił. Niezły traf, co ? Zaczęłam to oglądać kompletnie nieprzygotowana do tego, co zobaczę na ekranie, gdzieś w podświadomości myśląc, że to przecież polski film, więc zbyt wiele się nie spodziewałam (tak, mam niezbyt wygórowane zdanie na temat polskiego kina).
Szok. Przeżyłam szok. Im dłużej to oglądałam, tym bardziej myślałam – BOŻE, JAKI TEN FILM JEST OKROPNY. Ale określenie 'okropny’ było chyba dobre na mój stan. Taka porcja obrzydliwości, jaką zobaczyłam na ekranie, nie mieściła mi się w głowie. Do tej pory zadaje sobie pytanie, czy świat naprawdę jest tak okropny, jak na tym filmie, czy to po prostu coś przerysowanego..
Wyszłam z kina, ciągle myśląc, że ten film był okropny. Ale.. To chyba o to chodziło. Żeby wszyscy myśleli, że to okropieństwo. Okropieństwo szokuje, zapamiętujemy to, a o to silne wrażenia chyba chodzi Smarzowskiemu..
Szok. Ale zaczynam odzyskiwać wiarę w polskie kino.

Mila 22 lutego 2013 - 17:53

no rzeczywiście, świetny wybór 😀 ale w zasadzie… o nudzie już nie było mowy, nie? zadziałało 😀

Komentarze zostały wyłączone.