Od pewnego czasu Love Actually smakuje trochę inaczej niż zwykle. Do tej pory zwykle przez kilka pierwszych minut miałam niekontrolowany wyszczerz na twarzy. Dopiero potem zastępowała go błoga radość i relaks mięśni twarzy. Od pewnego czasu jest nieco inaczej… przy nazwisku Rickmana zaczynam pociągać nosem. Po chwili przechodzi, ale Love Actually już w pewnym sensie bez Rickmana to wciąż trochę dziwne doświadczenie.
Dlatego przyda się coś na osłodę – oto przed wami 9 rzeczy, których prawdopodobnie nie wiedzieliście o Love Actually:
1.Piosenka Billy’ego Macka naprawdę wystartowała w konkursie
Twórcy filmu rzeczywiście zdecydowali się wypuścić Christmas is all around jako singiel w 2003 roku – z nadzieją, że Bill Nighy powalczy o tytuł wykonawcy świątecznego hitu numer 1. Nie udało się. Oficjalnie tamte święta należały do Mad world w wykonaniu Gary’ego Julesa. Ale i tak wszyscy wiemy, że wszystkie święta należą do Billa.
2. Kris Marshall zwrócił czek za scenę z trzema dziewczynami w oknie
Pamiętacie Colina, boga seksu na złym kontynencie? I tę scenę, kiedy już na właściwym kontynencie rozbierają go trzy urocze Amerykanki? Aktor grający tę postać ponoć bawił się na tyle dobrze podczas kręcenia 21 powtórek tej sceny, że nie wziął za nią pieniędzy.
3. Olivia Olson śpiewała tak dobrze, że trzeba było to trochę popsuć
Jeśli wydawało wam się, że All I want for Christmas zaśpiewane przez małą Joannę było edytowane, mieliście rację. Choć edycja tego nagrania poszła w stronę, której raczej się nie spodziewaliście. Olivia Olson wykonała ten utwór tak dobrze, że brzmiało to aż niewiarygodnie – trzeba było trochę pociąć ten kawałek i dorzucić trochę oddechów, żeby brzmiało to nieco bardziej jak szkolny występ nastolatki.
4. Powieść Jamiego prawie utonęła w kałuży
Ok, trochę przesadzam z tą kałużą, ale podczas kręcenia tej sceny aktorzy musieli klęczeć, bo w rzeczywistości było tam głęboko na jakieś pół metra. Colin Firth, który prawie tonie w głębokiej na pół metra sadzawce… Prawdziwa magia kina.
5. Sceny powitań na Heathrow są prawdziwe
Zapomnijcie o statystach. Przeurocze sceny powitań na lotnisku, które widzimy na początku i na końcu filmu, są jak najbardziej autentyczne. Kręcono je z ukrycia i dopiero później proszono ludzi o zgodę na wykorzystanie materiału. Przez przypadek trafić do najlepszego filmu świątecznego ever… To trzeba mieć szczęście.
6. Lucia Moniz dalej wspomina scenę pocałunku z Colinem Firthem
Scenę, kiedy Aurelia i Jamie żegnają się przed jego wyjazdem, kręcono w dniu 26 urodzin aktorki – dla której ten moment stał się najlepszym wspomnieniem z całej pracy nad filmem. Nie ma się co dziwić. Lucia Moniz w swoje 26 urodziny całowała Colina Firtha. A co ja robiłam w dniu swoich 26 urodzin? Z żalem stwierdzam, że nie całowałam Colina.
7. Hugh Grant marudził na myśl o scenie tańca
Hugh miał chyba nieco inny plan na swoją postać, bo nie bardzo pasowało mu, żeby premier Wielkiej Brytanii wydurniał się, tańcząc na schodach w budynku przy Downing Street 10. Aktor marudził i odkładał tę scenę aż do ostatniego dnia zdjęć… a kiedy już przyszło co do czego, tak mu się spodobało, że wczuł się na maksa i ruszał ustami do słów piosenki.
8. Telewizja w Stanach zwykle wycina wątek Johna i Judy
Jak na kraj, który wydał Miley Cyrus i Kim Kardashian, Amerykanie są zadziwiająco przewrażliwieni. Półnagie byłe gwiazdki Disneya są w porządku, ale para aktorów grająca parę aktorów udających, że uprawiają seks, to już ewidentnie za duża kontrowersja dla amerykańskich widzów. Aż mi ich szkoda, John i Judy są tacy uroczy…
9. Rowan Atkinson miał być aniołem
Skrupulatny sprzedawca biżuterii miał być kimś więcej niż tylko facetem, który przypadkiem pomoże małemu Samowi przedostać się przez kontrolę paszportową. Miał być aniołem czuwającym nad tym, żeby miłość rzeczywiście była wszędzie wokół. Nakręcono nawet scenę, w której na lotnisku po spełnieniu swojego dobrego uczynku Atkinson rozpływa się w powietrzu… Ale ostatecznie twórcy stwierdzili, że to byłoby już za dużo i widz nie zniósłby dodatkowej warstwy cudowności…
Chyba mieli rację. I chwała im za to, bo w obecnej formie film jest po prostu idealny. Nie wiem, na co jeszcze czekacie. Idą święta – odpalajcie Love Actually!
3 komentarze
Dziś rano oglądałam ten film na kompie i też mi się łezka zakręciła przy przy nazwisku Rickmana 🙁
Pozdrawiam!
Idealne wyczucie czasu, bo dopiero co skończyłam oglądać! Włączam fb, a tam powiadomienie o nowym wpisie u Ciebie 😀
To się ładnie złożyło 😀
Komentarze zostały wyłączone.