Najważniejszą rzeczą, jakiej dowiedziałam się z książki Katarzyny Kucewicz Zakupocholizm. Jak samodzielnie uwolnić się od przymusu kupowania?, jest to, że… nie jestem książkową zakupoholiczką. Co nie zmienia faktu, że powinnam chyba nieco uważniej monitorować swoje książkowe wydatki. I wydatki na wszelkiej maści gadżety z Iron Manem. I Tolkienem. I… nie tylko.
psychologia
…a może raczej: jak Mila odkryła serial o pionierskich badaniach nad seksualnością człowieka.
Nazwiska Masters i Johnson w podręcznikach psychologii przewijają się stosunkowo często – nie ma się zresztą co dziwić, bo to para badaczy, którzy jako pierwsi na szeroką skalę prowadzili laboratoryjne badania nad seksem. Jeszcze zanim hipisi zaczęli mówić o wolnej miłości i zmieniać oblicze amerykańskiego społeczeństwa, Bill Masters i Virginia Johnson zdążyli już podpiąć swoich badanych pod skomplikowaną aparaturę i zza lustra weneckiego obserwować mniej lub bardziej subtelne zmiany, jakie zachodzą w męskich i kobiecych ciałach podczas jednego z najbardziej intymnych aktów ludzkiego życia.
Jak znaleźć spokój w pędzącym świecie – tymi słowami wita nas okładka książki Marka Williamsa i Danny’ego Penmana Mindfulness. Trening uważności. Pod kojąco zielonkawą okładką mają się zaś znajdować proste sekrety, dzięki którym każdy z nas może na powrót wziąć swoje życie we własne ręce i stopniowo wyzwolić się z bezmyślnego pędu współczesnego świata.
Jon Ronson zdaje się mieć szczęście do wyjątkowo intrygujących tytułów swoich książek (a może raczej ma sprytnych wydawców). Po Człowieku, który gapił się na kozy polskie księgarnie podbija aktualnie Czy jesteś psychopatą? Fascynująca podróż po świecie obłędu. Szaleńczo żółta i odważnie czerwona okładka (z obowiązkową kozą w rogu) zdaje się zapowiadać nie tylko podróż w świat obłędu, ale i podróż zupełnie obłędną… Zawartość książki jest jednak nieco inna – i jeszcze lepsza – niż można by przypuszczać.
Przebudzenia to jedna z pierwszych książek napisanych przez Olivera Sacksa. Da się to zresztą wyczuć – podczas lektury nie mogłam się pozbyć wyobrażenia młodego człowieka, który właśnie obronił doktorat i nieświadomie upycha w każdym zdaniu tyle skomplikowanych terminów naukowych, ile tylko jest w stanie. Umiejętność mówienia do studentów po ludzku, zrozumiale i tak, żeby coś z tego wynieśli, przychodzi dopiero później, po latach praktyki – widać to doskonale na uczelniach i widać to także w stylu pisania Sacksa. Choć przyznać mu trzeba, że pisząc Przebudzenia celował bardziej w środowisko medyczne, niż w zaskakująco szeroką publiczność, jaka ostatecznie po książkę sięgnęła.
We’re not bad people. We just come from a bad place.
Różne rzeczy mówi się o Wstydzie Steve’a McQueena. Z jednej strony padają głosy wyrażające bezgraniczny zachwyt, z drugiej – gwizdy i oburzenie. Nie brakuje też takich opinii, że to film w zasadzie płytki, niewiele wnoszący treści i na siłę usiłujący wstrząsnąć widzem. Tak naprawdę jedyne, co mną przy okazji Wstydu rzeczywiście wstrząsa, to fakt, że któryś już raz profesjonalna poniekąd krytyka daje popis mistrzowskiego wręcz ignorowania świata wewnętrznych doświadczeń bohaterów. Nie na jedną i nie na dwie natknęłam się w ostatnim czasie recenzje, powierzchowne aż do bólu, wprawnie co prawda wytykające kontrowersyjne treści, ale poza tym i poza opowiadaniem fabuły niewiele więcej pozwalające dostrzec. Nie chciałabym tu udawać mądrzejszej od wszystkich wokół, ale zupełny brak wrażliwości na człowieka we współczesnej krytyce zaczyna mnie powoli przerażać…
Pamiętam, że w liceum na ostatniej stronie zeszytu do religii prowadziłam listę filmów do obejrzenia opatrzoną tytułem „Ksiądz Roman poleca”. Dlaczego notowałam filmowe propozycje księdza Romana, który był – bardzo delikatnie mówiąc – człowiekiem dość jednak kontrowersyjnym i mało lubianym, do dzisiaj nie wiem. Może liczyłam na to, że wspominane przez niego obrazy będą równie kontrowersyjne jak i on sam… A przecież dla małolaty wszystko, co kontrowersyjne, wydaje się wręcz genialne.
Nie do końca rozumiem ideę promowania wszelkich możliwych filmów pod szyldem komedii. O ile oczywiście świat się ostatnio nie nawrócił na tradycję i wyrafinowanie, komedię definiując jak Dante – jako historię, która kończy się dobrze, niezależnie od tego, jak okropnie jest po drodze. Z tego jednak, co mi wiadomo, świat zmierza raczej w odwrotnym kierunku… Pozwolę więc sobie narzekać dalej.