Piłkarskie emocje powoli zaczynają opadać, zanim jednak ostatecznie pożegnamy się z mundialem, zatrzymajmy się jeszcze na chwilę w Brazylii za sprawą książki podróżniczej autorstwa Michaela Palina – najmłodszego i najbardziej sympatycznego członka legendarnej grupy Monty Pythona.
książka
Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale stało się… Zasada „najpierw książka, potem ekranizacja” nie tylko tym razem mnie zawiodła, ale i zupełnie pozbawiła mnie przyjemności podziwiania filmu, który większość społeczeństwa uważa za rewelacyjny, żeby nie powiedzieć – kultowy.
Mowa niestety o Milczeniu owiec.
Nigdy się nie dowiemy, czy książka Wołanie kukułki niejakiego Roberta Galbraitha spodobałaby mi się tak samo, gdybym nie odkryła, że autorką jest tak naprawdę ukrywająca się pod pseudonimem J.K. Rowling. Ale powiedzmy sobie szczerze – nigdy nawet nie miałaby okazji mi się spodobać, bo bez nazwiska Rowling prawdopodobnie w życiu bym po nią nie sięgnęła. I trochę byłoby szkoda.
Powoli i nieubłaganie zbliża się sesja, być może więc jest to czas na jakąś popularnonaukową lekturę, która całkiem przyjemnie pozwoli nam udawać, że jednak robimy coś konstruktywnego 🙂 Proponuję dziś Marka Konarzewskiego i jego książkę pod intrygującym tytułem Na początku był głód.
Problem na dziś: czy Sezon burz naprawdę jest po prostu bardzo dobry, czy też tęskniłam za wiedźminem tak bardzo, że sam jego powrót, sama jego obecność wystarczyła, by mnie zachwycić?
Odpowiedź na to pytanie nie jest i nie może być prosta. Bo też i nigdy nie dowiemy się, co bym o Sezonie burz powiedziała, nie mając za sobą długoletniej historii znajomości z Geraltem z Rivii.
Trudno powiedzieć, czy to wszystkim zainteresowanym w proces powstawania Sezonu burz udało się utrzymać całą rzecz w tajemnicy, czy też może to wina mojej uśpionej czujności i tysiąca absorbujących spraw, przez które ewidentnie przestałam śledzić na bieżąco poczynania mojego guru… Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że wiadomość o premierze nowego tomu opowieści z Wiedźminem w roli głównej spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. I wcale nie jestem pewna, czy napełniła mnie radością.
„Newsweek” napisał o tej książce, że to beletrystyka prawdziwsza od literatury faktu. „The Times” – że to arcydzieło i klasyka. Chyba niemożliwym byłoby z tym polemizować, bo debiutancka powieść Kevina Powersa Żółte ptaki zapowiada solidną porcję doskonałej literatury już od momentu, kiedy po raz pierwszy bierzemy ją do ręki.
Powieść historyczna wcale nie musi być nudna – choć niektórym z pewnością trudno jest w to uwierzyć. Tego, że wydarzenia historyczne mogą stać się świetnym tłem dla wciągającej opowieści, dowiódł ostatnimi czasy między innymi Ildefonso Falcones, którego debiutancką Katedrę w Barcelonie w rankingach hiszpańskich bestsellerów przez długi czas wyprzedzał tylko Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafona.
Co by się stało, gdyby zbrodnię i kryminalne wątki połączyć z astrologią, ekologią i umiłowaniem przyrody? Choć tego typu zestawienie brzmi dość nieprawdopodobnie, Oldze Tokarczuk z powodzeniem udało się zamienić je w oryginalną i świetnie napisaną powieść.
W Hollywood, przedostatniej powieści Charlesa Bukowskiego, kupując bilet do kina, Henry Chinaski prosi o zniżkę dla emerytów. Ten drobny szczegół w jakiś sposób podsumowuje charakter całego tekstu. Z jednej strony to wciąż Bukowski – niepokorny, buntowniczy, dosadny. Z drugiej jednak – to Bukowski na zasłużonej emeryturze, Bukowski ocierający się o stateczność i porządek w życiu.