Powieść historyczna wcale nie musi być nudna – choć niektórym z pewnością trudno jest w to uwierzyć. Tego, że wydarzenia historyczne mogą stać się świetnym tłem dla wciągającej opowieści, dowiódł ostatnimi czasy między innymi Ildefonso Falcones, którego debiutancką Katedrę w Barcelonie w rankingach hiszpańskich bestsellerów przez długi czas wyprzedzał tylko Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafona.
Akcja powieści Falconesa rozgrywa się w XIV-wiecznej Katalonii, na przestrzeni kilkudziesięciu lat, które pozwalają czytelnikowi z zapartym tchem śledzić zawiłe losy rodziny Estanyolów – dwóch pokoleń odważnych, szlachetnych mężczyzn, którym ogromnym wysiłkiem i poświęceniem udaje się wyrwać z najniższych warstw społeczeństwa i powoli, mozolnie piąć się w górę po szczeblach wolności, dostatku i szacunku. Malownicza Barcelona i jej okolice stają się tutaj tłem dla niezwykłej opowieści o wiernej przyjaźni, nieposkromionej namiętności, bolesnej zdradzie, złośliwym spisku i słodko-gorzkiej zemście – a wszystko to rozgrywa się w cieniu budowanych w tym okresie na terenie Barcelony dwóch ogromnych świątyń: reprezentacyjnej katedry świętej Eulalii w centrum miasta i wznoszonego rękami i ofiarami zwykłych ludzi kościoła Santa Maria del Mar tuż przy brzegu morza. Polski tytuł powieści może być w tej kwestii nieco mylący, fabuła jest bowiem ściśle związana z kościołem Matki Bożej Morza i to wokół niego nieustannie krąży, do niego wielokrotnie powraca, nie zaś do budowanej w głębi miasta monumentalnej katedry, jak – nie wiedzieć czemu – sugeruje tłumacz.
Katedra w Barcelonie odsłania przed czytelnikiem barwne realia średniowiecznej Katalonii, ukazując przekrój przez wszystkie niemal warstwy społeczeństwa i kreśląc poruszający portret epoki szarganej religijnymi niepokojami, trudną do opanowania nietolerancją i wybuchającymi na każdym kroku konfliktami zbrojnymi. Chociaż koleje losów Arnaua Estanyola – syna chłopa pańszczyźnianego, który z ubogiego zbiega i uciekiniera zamienił się ostatecznie w opływającego w dostatki barona – mogą się co bardziej wymagającym czytelnikom wydawać nieco naciągane i przypominać naiwną bajkę dla dzieci, to pod względem historycznym książka jest bardzo solidnie udokumentowana i przekonująco kreśli obraz epoki średniowiecza, razem z całą jego brutalnością, brudem i troskami codziennego życia.
Mimo wyraźnej nutki naiwności, czy może raczej niewiarygodnego, cudownego splotu okoliczności, który popycha Arnaua Estanyola w górę drabiny społecznej, Katedrę w Barcelonie czyta się z zapartym tchem. Losy i perypetie Arnaua potrafią skutecznie zawładnąć myślami odbiorcy, a spotykane przez niego barwne, dobrze napisane postaci stają się bliskimi towarzyszami czytającego. Falcones umiejętnie wzbudza w czytelniku całą gamę emocji – od bezsilnego buntu na myśl o okrucieństwach spotykających bezbronne kobiety, poprzez współczucie i sympatię dla bohaterów, którzy w każdych warunkach próbują być uczciwi, aż po mściwą satysfakcję, kiedy złoczyńców dosięga sprawiedliwe ramię zemsty.
Ildefonso Falcones napisał swoją debiutancką powieść z rozmachem równym temu, z jakim na kartach książki budowano kościół Santa Maria del Mar – na solidnie przygotowanych, historycznych fundamentach powstała misternie utkana, zapierająca dech w piersiach konstrukcja, której z pewnością warto jest się przyjrzeć z bliska, a i bardzo łatwo jest się zachwycić jej pięknem.
Tekst ukazał się także na portalu bookmania.com.pl
1 komentarz
A ja się potwornie wynudziłam, czytając tę książkę.. Może początek mnie zainteresował, ale później już było tylko gorzej.. Cudem ją skończyłam. Ale to tylko mój dziwny gust można o to obwiniać : )
Komentarze zostały wyłączone.