Tradycja to rzecz święta – to jedno proste zdanie z jednej strony pozwala pielęgnować to, co w danej kulturze piękne i wartościowe… ale z drugiej mniej lub bardziej bezmyślnie sankcjonuje przekazywane z pokolenia na pokolenie szkodliwe wzorce i zwyczaje, które niewiele wnoszą, a wielu osobom odbierają podmiotowość, godność, a czasem nawet życie. Nikt nie twierdzi, że źle rozumiana tradycja i mechaniczne kultywowane, choć moralnie wątpliwe wartości godzą wyłącznie w kobiety… ale często to właśnie one cierpią na tym najbardziej, bo i one w tradycyjnych społecznościach często mają najniższą pozycję. Powody takiego stanu rzeczy to temat na osobny esej, ale dziś chcę wam pokazać 5 filmów o kobietach, które boleśnie zderzają się ze sztywnymi ramami swojej kultury.
film
Czas pogadać o Avengersach. Szczegółowo i ze spoilerami. Wszystko, co przeczytacie poniżej, jest gigantycznym spoilerem do Infinity War lub przewidywaniem i tym samym potencjalnym spoilerem do zapowiadanej na 2019 rok kolejnej części Avengersów. Jeśli nie widzieliście filmu, szczerze radzę nie czytać dalej. Zamiast tego możecie kliknąć tutaj i poznać moje bezpieczne i pozbawione spoilerów wrażenia z seansu lub tutaj dowiedzieć się więcej o głównym czarnym charakterze – Thanosie. Powtarzam komunikat: PONIŻEJ SAME SPOILERY! Ostrzegałam!
Ledwie 7 lat po makabrycznych wydarzeniach na norweskiej wyspie Utoya Erik Poppe nakręcił film o zamachu przeprowadzonym przez Andersa Breivika, który z zimną krwią zastrzelił tam 69 osób i ranił ponad 100 kolejnych. I to nie film dokumentalny czy próbujący zmierzyć się z przyczynami tej tragedii. Nic z tych rzeczy. Poppe proponuje nam brutalną rekonstrukcję wydarzeń, minuta po minucie widzianą oczami ofiar i opartą o opowieści osób, które przetrwały masakrę. I to rekonstrukcję nakręconą w taki sposób – na udawanym jednym ujęciu, z kamery, która porusza się tuż za bohaterką – jakby miał ją w rękach jeden z młodych ludzi, których terrorysta zaskoczył na letnim obozie.
Film Śmierć Stalina aż prosi się o to, żeby użyć w odniesieniu do niego słowa „kontrowersja”. W końcu w Rosji jest zakazany jako propagujący negatywny obraz kraju i godzący w symbole narodowe, a u nas z kolei pojawiają się głosy, że być może z niektórych tematów jednak nie wypada się śmiać. Przyznaję, oglądanie go było ciekawym doświadczeniem, także z powodu atmosfery na widowni – trochę czuć, że publika w naszej części świata w niektórych momentach nie do końca wie, czy wolno jej parsknąć śmiechem…
To nie będzie recenzja najnowszego filmu Marvela Avengers: Infinity War. Bo żadnej recenzji nie dałoby się tutaj napisać bez spoilerów. Tu każde słowo ma znaczenie i potencjalnie mogłoby zepsuć komuś seans. Dlatego w tym tekście ograniczam się tylko do bardzo luźnych wrażeń z seansu. Okropnie dużo chciałabym wam powiedzieć, ale od tego będzie osobny wpis. Tutaj udało mi się dokonać niemożliwego i opowiedzieć co nieco o Infinity War bez żadnych spoilerów – nie znajdziecie tu żadnych fabularnych informacji, których nie widzieliście w trailerze. Enjoy!
Premiera Infinity War zbliża się wielkimi krokami, a to dobra okazja do tego, by przyjrzeć się bliżej złolowi nad złolami – Thanosowi, który w nadchodzącym filmie Marvela zagrozi nie tylko naszym ulubionym bohaterom, ale i całemu wszechświatowi. Postać Thanosa była już zapowiadana w poprzednich filmach MCU – w scenach po napisach i w Strażnikach Galaktyki, gdzie poznaliśmy jego dwie przybrane córki – ale prawdopodobnie dla tej części widzów, która nie siedzi po uszy w komiksach, ten wielki fioletowy gość może stanowić pewną zagadkę. Dlatego dziś mam dla was krótką ściągę z Marvela – z tego tekstu dowiecie się, kim jest Thanos i dlaczego u licha ma taką obsesję na punkcie unicestwienia dokładnie połowy wszechświata.
Macie czasem tak, że wychodzicie z kina i nie bardzo wiecie, co powiedzieć? Prawdopodobnie tak, bo między innymi to jest miarą mocnych filmów… Ale czy czasem wychodzicie z kina i macie poważne problemy z ustaleniem, czy film wam się w ogóle podobał? Takie dziwne zawieszenie dopadło mnie po premierowym seansie pierwszego od ponad siedmiu lat filmu Pawła Sali, reżysera Matki Teresy od kotów.
Nie wiem jak wy, ale ja już odliczam dni i kombinuję, którą fanowską koszulkę założyć na premierę Avengers: Infinity War. Myśl o tym filmie napawa mnie jednocześnie ekscytacją i autentycznym strachem – jestem za młoda, żeby moi ukochani bohaterowie umierali, a szanse, że któryś nie wyjdzie cało ze starcia z Thanosem są dość spore. Ale jako że na razie próbuję ten strach wypierać, skupmy się dziś na pozytywach.
Sezon oscarowy już za nami, emocje opadły, ale zanim na dobre zostawimy ten temat za sobą, chciałabym jeszcze przypomnieć kilka nominowanych w tym roku filmów, które w powszechnej świadomości pozostały chyba nieco niezauważone i nie wybrzmiały tak, jak na to zasługują. Od animacji po dokument – przed wami 4 oscarowe filmy, które prawdopodobnie przegapiliście i które warto jeszcze nadrobić.
Odkąd kino weszło w fazę dźwiękową, sporą część pracy aktora wykonuje jego głos. Niektórych aktorów właśnie przede wszystkim za charakterystyczny głos kochamy. Prawdopodobnie każdy z nas znajduje dla siebie w show biznesie choć jedną taką postać, która mogłaby do niego mówić i mówić, i niczego więcej już by do szczęścia nie było potrzeba… Na szczęście ktoś wpadł na to, że niektórych aktorów uwielbiamy nie tylko oglądać, ale i słuchać – i w pewnym momencie gwiazdy światowego kina zaczęły nagrywać audiobooki.