Po tym, jak sezony 5 i 6 brytyjskiego serialu Skins zanotowały drastyczny spadek oglądalności w stosunku do poprzednich czterech serii, wydawać by się mogło, że twórcy dadzą za wygraną i pożegnają się ze swoimi młodocianymi bohaterami. Jednak zamiast tego zdecydowano się na ostatni, nieco desperacki strzał – siódma (i miejmy nadzieję, że tym razem ostatnia) seria Skins miała sięgnąć po sprawdzonych, najbardziej lubianych bohaterów z czasów świetności serialu i rzucić trochę światła na to, co działo się z nimi od czasu ukończenia szkoły.
Serial
Damian Lewis – pomimo swojej dość nieoczywistej urody oraz ewidentnie brytyjskiego pochodzenia – zaskakująco dobrze prezentuje się w mundurach amerykańskiej armii. Wszelakich. Niezmiernie mnie zatem raduje fakt, że po świetnej roli w równie świetnej Kompanii braci, to właśnie jemu przypadła rola sierżanta Brody’ego w Homeland.
Wszystkim zainteresowanym przypominam, że już jutro na ekrany telewizorów wraca uwielbiany w Stanach, a i u nas całkiem popularny serial Pamiętniki Wampirów. Popularność tego serialu jest dla mnie osobiście zjawiskiem niezwykle ciekawym. Docelową grupą odbiorców miały być, jak się zdaje, amerykańskie nastolatki, głównie płci pięknej, czy w tym przypadku raczej dopiero rozkwitającej. Tymczasem nawet na naszym własnym podwórku nie brakuje dwudziestokilkulatek i (o dziwy nad dziwami!) dwudziestokilkulatków, którzy nie wstydzą się otwarcie przyznawać do namiętnego śledzenia losów wampirów z Mystic Falls. Owszem, jest w tym serialu kilka bardzo ładnych aktorek, ale co innego poza tym widzą w Pamiętnikach Wampirów mężczyźni – nie mam pojęcia. Zwłaszcza, że jest to jeden z najbardziej babskich seriali, jakie przychodzą mi do głowy.
Uwaga, maniacy seriali! Radujmy się, albowiem wesoły nam dzień dziś nastał!
Po wakacyjnej przerwie How I Met Your Mother wraca z nowym sezonem i świeżutką porcją humoru, niekończących się anegdotek Teda i życiowych mądrości wujka Barneya. I choć po siedmiu sezonach wciąż nie wiemy, kto jest matką dzieci Teda i w jakich okolicznościach oni się do cholery poznali, serial z biegiem czasu niewiele stracił na atrakcyjności. Przyznam szczerze, że wciąż trzymana w tajemnicy tożsamość tytułowej matki zaczyna mi być cokolwiek obojętna, chętnie bym się natomiast dowiedziała, co i jakim pokręconym sposobem stanie się z resztą bohaterów. Wszyscy oni bowiem dają się lubić, każdy na swój własny, charakterystyczny sposób.
Jest taki film George’a Clooneya o dość tajemniczym tytule Good night and good luck. Ta czarno-biała produkcja traktuje o telewizji lat 50′, a konkretniej o legendzie amerykańskiego dziennikarstwa, Edwardzie R. Murrowie. W dobie społecznego ostracyzmu i wielkiego polowania na komunistów, sympatyków komunizmu, a nawet ludzi, którym zdarzyło się kiedyś przypadkowo podać rękę komuniście, Murrow i jego ekipa stąpają po cienkim lodzie, wypowiadając medialną wojnę senatorowi McCarthy’emu, inicjatorowi tej antykomunistycznej nagonki. Ryzykując karierą i narażając się na oskarżenia pod własnym adresem, Murrow nie szczędzi na antenie odważnych słów, starając się pozostać wiernym prawdzie i lojalnym wobec swoich odbiorców.
Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać!
Wzięło mnie ostatnio na powtórki. I to nie na byle jakie powtórki – odkurzam serial z lat osiemdziesiątych, tematycznie sięgając przy okazji aż do drugiej wojny światowej. Tak, tak, mowa oczywiście o legendarnym ’Allo 'allo!
Drodzy państwo, a w szczególności – drogie panie! Niniejszym przedstawiam wam serial, od którego nie oderwiecie wzroku, serial ciekawy i trzymający w napięciu – to informacja dla panów, a teraz wiadomość szalenie istotna dla pań – serial pełen mężczyzn w garniturach. Przystojnych, inteligentnych mężczyzn w garniturach. Przystojnych, inteligentnych prawników w garniturach. O, tak. Możecie już piszczeć.
Wszystkich anglofilów obowiązkowo odsyłam do Downton Abbey. Różne rzeczy mówi się o tym serialu. O pierwszym sezonie – że zachwycający, że objawienie, że rewelacja. A ja się skwapliwie pod tymi opiniami podpisuję. O drugim sezonie mówi się już trochę gorzej – że stracił coś ważnego, że zaplątał się w relacje i dramaty rodem z taniej telenoweli i że przypomina Dynastię. Nie byłabym aż tak krytyczna… Prawdą jest, że drugi sezon prezentuje się odrobinę słabiej i że wątki matrymonialno-miłosne zaczynają mu nieco ciążyć. Ani trochę jednak serial nie stracił uroku i klimatu, a to jest dokładnie to, co mnie w nim zdecydowanie zachwyca.
Bardzo geekowy tydzień za mną, pozwolę sobie więc zostać jeszcze chwilę w klimacie i pozachwycać się trochę sprawami, którymi zazwyczaj dziewczęta się nie zachwycają. A nawet patrzą na mnie dziwnie, kiedy przyjdzie mi do głowy zachwycać się w ich obecności.
Ot, choćby ostatnio znajoma spiorunowała mnie wzrokiem, kiedy palnęłam, że idealnym środowiskiem do życia byłoby dla mnie towarzystwo bohaterów Big Bang Theory.