Zepsute zęby Żulczyka i inne wątpliwe atrakcje

by Mila

W związku z tym, że HBO ekranizuje Jakuba Żulczyka i jeszcze tej jesieni ma się pojawić serial na podstawie jego powieści, postanowiłam w końcu nadrobić Ślepnąc od świateł – i z Jacusiem, ziejącym pogardą dla wszystkich wokół dilerem za przewodnika, zagłębić się w mroczne zaułki wiecznie naćpanej Warszawy. Nadrobiłam… i nie mogę się zdecydować, czy to była dobra decyzja.

Za tym, że była to jednak dobra decyzja, przemawia fakt, że w zasadzie nie muszę tracić ani minuty na oglądanie serialu – bo wiem już doskonale, że z Żulczykiem jest mi wybitnie nie po drodze. I że komplikujące się życie warszawskiego dilera i jego wynurzenia na temat do cna zepsutego moralnie miasta, po którym snuje się nocami, wożąc kokainę i robiąc sobie wrogów w mafii, zupełnie mnie jakoś nie pociągają. Z kolei przeciw przemawia właściwie cała reszta. I to, że 4 dni męczyłam się nad śmiertelnie nudną książką do granic możliwości wypchaną wiecznie takimi samymi brzydko pachnącymi metaforami.

Bo na pewno nie polubię się z prozą Żulczyka w oparciu o jej styl. A już zwłaszcza o zaskakującą ilość ukutych na jedno kopyto opisów brzydkich zapachów i wydzielin. Nie chodzi o to, że jest brudno, wulgarnie i o kobietach nie mówi się inaczej niż „kurwa” – bo u wielu innych autorów jest równie brudno i wulgarnie, a nie przeszkadza mi to w zaczytywaniu się nimi. Ale tu poza brudem i wulgarnością stylistycznie jest po prostu ubogo. I do bólu powtarzalnie. Polski język taki jest bogaty, bohater Żulczyka taki niby elokwentny, a tymczasem wszystko, co w tej książce śmierdzi (a ciągle coś śmierdzi, bohater jest chyba nadwrażliwy węchowo…), zalatuje mu zepsutymi zębami.

Ale zostawmy te nieszczęsne zęby. Nie polubię się z Żulczykiem też dlatego, że nie bardzo podoba mi się jego wizja pisarstwa. Nie chodzi o to, że w tej książce wszystko jest brudne, zepsute, zdeprawowane, a najbardziej brudna, zepsuta i zdeprawowana jest Warszawa, w której wszyscy bez wyjątku – od przeciętnego żula, przez hipsterów, korposzczury, polityków, aż po gwiazdy telewizji – chodzą wiecznie otumanieni mieszaniną prochów i alkoholu… bo to jest jakoś uzasadnione budowaniem świata przedstawionego tak, jak go widzi człowiek handlujący narkotykami.

Ale niespecjalnie przemawia do mnie autor budujący całą „sensacyjność” swojej powieści i całe to rzekome obnażanie „prawdziwej” natury warszawskich elit w oparciu o plotki i insynuacje na temat zupełnie realnych i nietrudnych do zidentyfikowania osób publicznych. Od kiedy to w fikcji literackiej chodzi o to, żeby czytelnik siadł i się zastanawiał, czy pewną córkę pewnego byłego premiera naprawdę można znaleźć naćpaną, półnagą i w towarzystwie dwóch mężczyzn w prywatnej łazience pewnego celebryty znanego z pajacowania w telewizji i reklamowania sieci komórkowej? Albo czy ten konkretny dziennikarz naprawdę ogląda pedofilskie porno, a tamten konkretny polityk zaprasza prostytutki do hotelu? Zakładając, że autor mimo wszystko nie jest sekretnym powiernikiem wszystkich sławnych ludzi tego świata, takie nawiązania po prostu ocierają się o tanią sensację i bynajmniej nie sprzyjają budowaniu wiarygodności świata przedstawionego. Niczemu w zasadzie nie służą, bo zepsucie świata mediów czy polityki można by pokazać i bez złośliwych personalnych wycieczek. A tłumaczenie się autora, że te wybitnie nieprzypadkowe podobieństwa są rzekomo zupełnie przypadkowe, uwłacza inteligencji czytelnika.

Czy jest w tej książce cokolwiek odkrywczego? Chyba tylko, jeśli do tej pory nie wiedzieliście, że narkotyki szkodzą, pieniądze i władza deprawują, a człowiek sam jest zazwyczaj swoim najgorszym wrogiem. Czy w głównym bohaterze jest coś, co kazałoby mu współczuć albo kibicować – poza usilnymi staraniami Żulczyka, żeby tak było? Bynajmniej. Dawno nie natknęłam się na tak pretensjonalnego i pozbawionego jakiegokolwiek pomyślunku bohatera, który byłby przy tym równie zadufany w sobie i przekonany o własnej wyjątkowości (w książce, bo w serialach dalej Danny Rand wiedzie prym w tej kategorii). Ilości pogardy, jakie Jacuś ma dla wszystkich wokół, są tak spektakularne, że aż się chce pouprawiać równie do żulczykowskiej ambitną pseudopsychologię i zapytać, czyje to kompleksy się wylewają takimi falami. W pewnym momencie żarliwie kibicowałam już ludziom, którzy trzymali pistolet przy głowie Jacusia – byle już ta pozująca na odkrywczą i obrazoburczą powieść się wreszcie skończyła. I to chyba najlepiej podsumowuje moje wrażenia z lektury.

Przeczytaj także:

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close