Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Zamelduj się w El Royale – będzie zabawa!

by Mila

Wybrałam się na Bad Times at El Royale (w polskim, iście hamletowskim tłumaczeniu: Źle się dzieje w El Royale) z dwóch powodów. No dobra, z trzech. Po pierwsze: dlatego, że już debiutancki film Drew Goddarda, bawiący się konwencjami horror Dom w głębi lasu, był na tyle interesujący, by dalej śledzić jego reżyserskie poczynania. Po drugie: ze względu na mocną obsadę, w której znaleźli się między innymi Jeff Bridges, Jon Hamm i Chris Hemsworth. I wreszcie po trzecie: by sprawdzić, czy rzeczony Hemsworth znowu zagrał dokładnie tę samą rolę, co zawsze. W tej ostatniej kwestii mam nieco mieszane uczucia, ale nie będę ukrywać – bawiłam się na Bad Times at El Royale świetnie.

Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Niech was nie zwiedzie niepozorny recepcjonista. Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

W scenie otwierającej Bad Times at El Royale widzimy, jak pewien mężczyzna ukrywa pod podłogą hotelowego pokoju torbę z pieniędzmi. 10 lat późnień, pewnego wieczoru w 1969 roku, do podupadającego hotelu na granicy stanów Kalifornia i Nevada trafia grupka pozornie przypadkowych ludzi. Ksiądz (Jeff Bridges), sprzedawca odkurzaczy (Jon Hamm), hipiska (Dakota Johnson), tajemnicza kobieta z materacami pod pachą (Cynthia Erivo) i obsługujący gości niepozorny recepcjonista (Lewis Pullman) wydają się nie mieć ze sobą wiele wspólnego… Szybko okazuje się jednak, że każde z nich skrywa jakiś sekret. Powiedzenie o fabule czegokolwiek więcej byłoby zbrodnią, bo film skonstruowany jest w taki sposób, by każda kolejna ujawniana informacja na temat hotelu El Royale i jego gości stanowiła zaskakujący zwrot akcji i kierowała film na trochę inne tory niż dotychczas. Naprawdę warto dać się zaskoczyć!

Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Niekwestionowaną zaletą Bad Times at El Royale jest obsada i cały szereg naprawdę udanych kreacji aktorskich. Jeff Bridges i Jon Hamm to już klasa sama w sobie, 25-letni Lewis Pullman jako udręczony recepcjonista robi niesamowitą robotę i niekiedy kradnie sceny starym wyjadaczom. Nawet Dakota Johnson, która chyba jeszcze latami będzie odpokutowywać uhonorowany Złotymi Malinami występ w trylogii o Christianie Greyu, wypada tu całkiem dobrze. Zwłaszcza, że Drew Goddard wcale jakoś nie ucieka przy jej wątku od skojarzeń z Greyem i poświęca podejrzanie sporo czasu scenie wiązania kogoś w hotelowej sypialni, że już nawet nie wspomnę o bardzo creepy motywie prania mózgu naiwnym dziewczętom przez nieludzko przystojnego psychopatę.

Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Jak zapomnieć o Christianie Greyu? Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Chrisa Hemswortha i pytania zawartego we wstępie – czy on przypadkiem znowu nie gra dokładnie tej samej roli, co zwykle. Na pewno jest to jedna z jego ciekawszych ról i choć Chris nie ma wcale aż tak dużo czasu ekranowego, buduje postać, która balansuje na granicy bycia niepokojącą, tajemniczą, odpychającą i w dziwaczny sposób uroczą. Mam wrażenie, że trochę za mało tę postać umotywowano i jedna scena mająca służyć za całe tło tego bohatera to jednak trochę za mało… ale to już wina scenariusza, a być może jakichś scen, które przy montażu wypadły z i tak już naprawdę długiego filmu. Ostatecznie więc dostajemy pewien rodzaj wariacji na temat jego zwyczajowych bohaterów – znów potrafi przyłożyć, dużo chodzi bez koszulki (nawet w deszczu – kostiumograf nie miał tu za dużo do roboty), dziewczyny się o niego zabijają, ale tym razem przynajmniej jest antagonistą i ewidentnie nie jest do końca normalny.

Poza obsadą godne podziwu jest też to, jak film wygląda i brzmi. Muzycznie przyjemny soulowy klimat robią znane kawałki świetnie zaśpiewane przez debiutującą w tym roku na dużym ekranie Cynthię Erivo (którą w listopadzie zobaczymy również w ciekawie się zapowiadających Wdowach). Posmak końca lat sześćdziesiątych dają nam też kostiumy i kolorowa hotelowa scenografia. Przy tym, jak niespiesznie prowadzona jest fabuła i budowane są postaci, chwilami można by odnieść wrażenie, że Bad Times at El Royale to nie świeżynka z kina, tylko film sprzed kilku dekad – i to dobrze. Dzisiaj już takich prawie nie robią!

Kadr z filmu <em>Bad Times at El Royale</em>, reż. Drew Goddard, 2018.

Kadr z filmu Bad Times at El Royale, reż. Drew Goddard, 2018.

Pojawia się sporo głosów, że Goddard mocno nawiązuje tu do Quentina Tarantino… I coś w tym rzeczywiście jest. Ale jeśli u Tarantino najbardziej bawią was zabójcze dialogi i hektolitry krwi, w El Royale może wam jednak czegoś zabraknąć. Goddard prowadzi film we własnym stylu, ale chyba równie skutecznie potrafi widza zaskoczyć, rozbawić, sprawić, że wzdrygniemy się w fotelu albo momentalnie pożałujemy wybuchu śmiechu… Bez żenady przemyca przy tym masę smaczków i nawiązań, teorii spiskowych i aluzji do rzeczywistych osób i wydarzeń. Ostatecznie wychodzi mu z tego naprawdę niezły, dosyć komediowy thriller, którym zdecydowanie warto się zainteresować.

Przeczytaj także:

1 komentarz

FotoHart 16 października 2018 - 07:53

Miałam się wybierać właśnie na ten film, jednak seans był zbyt późno :c Jednak, wnioskując po twojej recenzji, warto zobaczyć ten film! 🙂

Komentarze zostały wyłączone.