Z nienawiści do kobiet: wymuszony bestseller

by Mila

Niedawno nakładem Świata Książki w księgarniach pojawił się nowy zbiór reportaży Justyny Kopińskiej pod bardzo wymownym tytułem Z nienawiści do kobiet. Wymownym zwłaszcza o tyle, że ukazał się dokładnie 8 marca, w Dzień Kobiet, i w dodatku w samym środku dość gorącej atmosfery wokół praw i pozycji kobiet w Polsce.

Po tym, jak poprzednia książka Kopińskiej Polska odwraca oczy dosłownie wbiła mnie w fotel, tym razem też spodziewałam się podobnych wrażeń. I owszem, mocnych reportaży tutaj nie brakuje. Ale kiedy tak patrzę na Z nienawiści do kobiet „wydawniczym” okiem, trudno się oprzeć wrażeniu, że ta książka powstawała trochę na szybko, a data 8 marca jest nie tyle nawet nieprzypadkowa, co wręcz zdaje się być pretekstem do wypuszczenia książki na rynek. A przynajmniej wypuszczenia jej w takim kształcie, w jakim ostatecznie trafiła na nasze półki.

Do samej treści absolutnie nie mam żadnych zastrzeżeń (tzn. mam zastrzeżenia do świata, w którym przyszło nam żyć, ale nie do solidnej reporterskiej roboty Kopińskiej), ale jeśli chodzi o objętość – ten zbiór jest zwyczajnie sztucznie rozdmuchany i rozciągnięty. Duży font, puste przestrzenie między akapitami, to, że każdy reportaż poprzedzony jest kilkoma wyciągniętymi z niego zdaniami… co w prasie może miałoby sens, ale w książce wygląda jak sztuczne dodawanie stron. Ostatecznie 8 króciutkich tekstów i kończący książkę wywiad z autorką zajmują ponad 200 stron, a spokojnie zmieściłyby się prawdopodobnie na 100, maksymalnie 150. Wiecie… ja lubię grube książki. Ale równocześnie nie lubię bezsensownego marnowania papieru.

Dodatkowo, jeśli pomiędzy tytułem a datą wydania książki daliście się zwieść marketingowcom i wbiliście sobie do głowy, że Z nienawiści do kobiet to zbiór reportaży stricte feministycznych i głównie o kobietach… to się zdziwicie. Historie opowiadane tu przez Kopińską są bardzo zróżnicowane. Owszem, znajdziemy tu reportaż o zapomnianej Violetcie Villas, znajdziemy poruszającą historię dziewczynki gwałconej przez księdza i bulwersujący zapis zinstytucjonalizowanego bagatelizowania przemocy seksualnej w polskiej armii. Ale tytuł, jakkolwiek źle to zabrzmi, zapowiada coś dużo mocniejszego niż dostajemy. I przede wszystkim zapowiada coś bardziej skupionego na kobietach. A nie brak tu i innych historii. Tych nieco bardziej pozytywnych, o ostatnim krakowskim klezmerze czy o ruchach LGBT wewnątrz Kościoła Katolickiego, i tych odbierających wiarę w ludzkość i poczucie zaufania do państwa – o rażących błędach organów ścigania i kolesiostwie wśród prokuratorów. Są tu takie momenty, kiedy łapiemy się za głowę, są i takie, kiedy odkładamy książkę z poczuciem obrzydzenia. Czyli jak to u Kopińskiej. Ale co to ma wspólnego z tak wymownym tytułem całego zbioru?

Autorka jak zawsze podchodzi do swoich tematów w pełni profesjonalnie, jej rzeczowy sposób opowiadania o najgorszych potwornościach pozwala im w pełni wybrzmieć – nie trzeba kwiecistych słów do opisu cierpienia bohaterów jej reportaży, fakty krzyczą o tym cierpieniu dostatecznie głośno, wystarczy je tylko skrupulatnie ze sobą połączyć. A Kopińska robi to skrupulatnie i niestrudzenie. Oddaje głos ludziom, których tego głosu pozbawiła bezduszna machina (nie)sprawiedliwości. I chwała jej za to.

Jeśli jednak spojrzeć na tę książkę w porównaniu z poprzednim zbiorem reportaży, to nie mogę się pozbyć dziwnego poczucia rozczarowania. Jest tu więcej chaosu, teksty są krótkie, dobrane według nie wiadomo jakiego w zasadzie klucza – zwłaszcza w zestawieniu z tak mocnym i sugestywnym tytułem. Bardzo to wygląda, jakby ktoś pozbierał teksty Kopińskiej publikowane w prasie, posklejał je w książkę i w akcie radosnej twórczości składacza rozciągnął ją do „przyzwoitej” objętości, byle było co sprzedać na Dzień Kobiet w samym środku skoncentrowanej wokół kobiet medialnej zawieruchy. I ta marketingowa frywolność wyrządziła skądinąd świetnym przecież tekstom Kopińskiej największą krzywdę.

Przeczytaj także:

1 komentarz

Kasteliks 28 marca 2018 - 19:26

Gdzieś w sieci mignęło mi porównanie tych dwóch wydań – właśnie większa czcionka, akapity, interlinia i przerwy między akapitami w „Z nienawiści…”, żeby obie książki miały podobną grubość, mimo że w jednej jest 12 a w drugiej 6 reportaży. A Czytelnik głupi nie jest i jednak to widzi. Mimo wszystko jestem ciekawa treści, chociaż chyba nie zdecyduje się na kupno.

Odpowiedz

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close