Dobra, słuchajcie. Jestem w kinie na Kapitan Marvel z moją koleżanką Magdą, bo wiecie, że ja lubię filmy o superbohaterach. Przed filmem puszczają zwiastun Avengers: Endgame i wtedy Magda mówi: „byłoby super ekstra jakby Marvel wypuścił taki filmik, gdzie Luis z Ant-Mana, co go gra Michael Peña, streszcza całe MCU w tym swoim śmiesznym stylu!” A ja na to: „no, to by było super ekstra!” A ona mówi: „ej, ty jesteś blogerką i piszesz różne teksty, weź zrób streszczenie MCU w stylu Michaela Peñy!” A ja jej mówię: „dziewczyno, to jest super ekstra pomysł, muszę zrobić powtórkę z MCU w stylu Michaela Peñy!” No to wróciłam do domu i szkicuję powtórkę z MCU w stylu Michaela Peñy. Powiedzmy.
Teraz słuchajcie, bo to będzie skomplikowane. Same fakty. Tylko fakty. Dobra. W kosmosie jest sobie taki wielki fioletowy Thanos, co ma świra na punkcie ekologii i mówi: „muszę uzbierać 6 magicznych kamyków, to będę superpotężny i rozwalę połowę życia we wszechświecie, żeby tej drugiej połowie lepiej się żyło i żeby miała więcej jedzenia”. Na co grupka ziomali na Ziemi mówi do niego: „koleś, to nie ekologia, tylko ludobójstwo, nie damy ci uzbierać kamyków, ściągamy drużynę superbohaterów i cię powstrzymamy! Jesteśmy Avengers, parę razy już uratowaliśmy świat, to teraz też nam się uda!”.
Jest w tej drużynie taki Tony, supermądry milioner, co kiedyś handlował bronią, ale potem porwali go terroryści i mówią: „zbuduj nam wielką bombę, to ci darujemy życie!”. A on na to: „spoko”, ale nie zbudował, tylko zrobił sobie latającą zbroję, uciekł terrorystom, wraca do domu i mówi: „jestem Iron Man i już nie będę sprzedawał broni, tylko będę superbohaterem i będę kopał tyłki złolom, bo jestem fajny”. Na co przychodzi do niego kumpel z firmy i mówi: „ej, gościu, ale my na tym robimy biznesy, albo sprzedajesz broń, albo cię zabiję!”, a Iron Man mu mówi: „nie zabijesz, złolu!” i kopie mu tyłek.
Potem przychodzi do niego taki gościu z Rosji, co bardzo lubi ptaki, i mówi: „nie lubię cię, bo twój tatuś kiedyś ukradł mojemu tatusiowi robotę, to ja cię teraz zniszczę!”. Na co Iron Man: „ja nic o tym nie wiem, złolu, i zaraz skopiemy ci tyłek razem z moim kumplem, co też ma latającą zbroję i każe do siebie mówić War Machine albo Iron Patriot w zależności od tego, jaki ma humor”. No i skopali. Potem na Ziemię wpadają kosmici, a Tony mówi: „wypad mi stąd, jak nie obronimy Ziemi, to ją przynajmniej pomścimy!”. Obronili, ale potem Iron Man ma PTSD, panikuje i mówi: „kurde, a co będzie, jak następnym razem zaliczę wtopę i nie uratuję świata?”. A świat na to: „koleś, znowu trzeba mnie ratować, bo jakiś chiński terrorysta wybucha ludzi i robi rozpierduchę!”. A Iron Man na to: „ej, ale to nie terrorysta, tylko jakiś aktor, no ale spoko, załatwię złola!”.
Jest też w drużynie jedna taka Natasha, co kiedyś udawała asystentkę Iron Mana, a teraz mówi: „jestem Czarna Wdowa i pracuję dla superszpiega, co ma tylko jedno oko, lubi kotki i bardzo chce mieć drużynę superbohaterów!”. Czarna Wdowa od małego była w KGB, ale potem spotkała jednego takiego Hawkeye’a, co biega z łukiem, i on jej mówi: „weź, szpieguj dla nas, my jesteśmy fajniejsi!”, a ona na to: „ok, dobra” i od tego czasu są kumplami i należą do Avengersów.
Jest w drużynie jeszcze jeden bystrzak – Bruce, co mówi: „kiedyś byłem naukowcem, ale bardzo mi nie wyszedł jeden eksperyment, napromieniowało mnie jakimś badziewiem i teraz jak się zdenerwuję, zamieniam się w wielkiego zielonego Hulka i rozwalam wszystko, co pod ręką”. Jak się pierwszy raz zamienił, zrobił taką rozpierduchę, że wojsko go chciało rozwalić, i musiał uciekać. Schował się gdzieś na końcu świata i udawał, że go nie ma, ale znalazła go Czarna Wdowa i mówi do niego: „weź, chodź być w naszej drużynie”. Hulk na to: „nie chcę być w waszej drużynie, jestem niebezpieczny, zostawcie mnie w spokoju”. A ona go dalej prosi: „no weź, mądry jesteś, chodź nam pomóż, bo jest taka sprawa, że kosmici atakują”. A on na to: „no dobra, jak kosmici atakują, to przyjdę”. I już został, chociaż zrobił sobie potem wakacje na takiej śmieciowej planecie, gdzie się trochę bawił w gladiatora.
Jest też taki jeden Steve, z tym to jest niezła historia – jeszcze za Hitlera Steve mówił: „bardzo, ale to bardzo chcę iść na wojnę i bić nazistów!”, ale chudy był i słabowity, to wojsko odpowiadało: „nie pójdziesz!”. Ale wtedy przychodzi do niego taki naukowiec i mówi: „puścimy cię na wojnę, jak dasz na sobie zrobić taki jeden naukowy eksperyment, po którym urośniesz, nabierzesz mięśni, będziesz supersilny i superszybki”. A Steve na to: „dobra, dawajcie!”. Steve poszedł na wojnę, rozwalił trochę nazistów, a potem przejął samolot pełen bomb i mówi: „muszę rozbić ten samolot na morzu, zanim doleci nad jakieś miasto!”. Rozbił i przez 70 lat leżał jak mrożonka w samym środku lodowca.
W końcu go odkopali i mówią: „słuchaj, może byś jeszcze dla nas powalczył, bo kosmici atakują i jakieś pomioty nazistów chcą przejąć władzę nad światem”, a on odpowiada: „no w sumie moi kumple już poumierali i nie mam nic lepszego do roboty”. Ale się okazuje, że nie wszyscy jego kumple poumierali, bo jego najlepszego kumpla Bucky’ego złapali złole i mówią do niego: „damy ci metalową rękę i supersiłę, będziesz się nazywał Zimowy Żołnierz i będziesz dla nas mordował na zawołanie”, a Bucky nic nie mówi, bo mu wyprali mózg, tylko chodzi i morduje, kogo mu każą. To Steve się wściekł i mówi: „jeszcze zobaczycie, że uratuję Bucky’ego!”. A jego nowy kumpel Falcon mówi: „spoko, ziom, mam mechaniczne skrzydła i ci pomogę!”.
No i jest w drużynie jeszcze taki Thor z kosmosu, co go ludzie na Ziemi biorą za boga wikingów i co ma magiczny młotek i takie włosy, że mógłby reklamować odżywkę L’Oreala. Thor miał być królem w Asgardzie, ale przyszedł jego stary ojciec i mówi: „jesteś za głupi i zbyt uparty, żeby być królem, wygnam cię teraz, to się może trochę nauczysz rozumu”. A Thor na to: „weź się, tato, no nie wyrzucaj mnie z domu”, ale tata mówi: „wyrzucam! Idź mieszkać na Ziemię! Jeszcze ci zaczaruję ten twój magiczny młotek, żebyś mógł go używać dopiero, jak już będziesz mądrzejszy i bardziej godny!”. Thor się trochę błąka po Ziemi, ratuje jakieś miasteczko na zadupiu przed swoim złośliwym adoptowanym bratem i mówi: „teraz jestem godny, zabieram młotek i wracam do domu pokonać brata, co chce ojcu zabrać koronę!”. Pokonuje brata, ale niedługo przychodzi banda mrocznych elfów i mówi: „ej, chcemy jeden z tych magicznych kamyków wziąć dla siebie i cofnąć wszechświat do stanu całkowitej ciemności!”. Na co Thor: „no chyba nie!” i ich rozwala.
A potem musi rozwalić jeszcze własną wygnaną siostrę, która cała mroczna przychodzi i mówi: „jestem Hela, teraz ja tu będę królową i podbiję wszystkie światy, klękaj albo giń!” i rozwala mu magiczny młotek. Thor mówi: „nie będę klękał!”, ale nie ma już młotka, więc musi uciekać. Trafia na planetę, co jest kosmicznym wysypiskiem śmieci, a tam mówią mu: „będziesz teraz gladiatorem i będziesz się nawalał z Hulkiem na arenie!”. Ale Thor mówi: „co będziemy się nawalać, lepiej wracajmy do domu i rozwalmy Helę!”, Hulk się ociąga, ale w końcu mówi: „dobra, chodźmy”, biorą jeszcze brata Thora, co też się tam napatoczył, i Valkyrię, co jest wiecznie pijana, ale się dobrze bije, wracają do domu, rozwalają Helę, a przy okazji na dobre rozwalają też Asgard i nie mają gdzie mieszkać.
Ale zanim Hulk, pojednanie braci i koniec Asgardu, to najpierw pokonany brat Thora się wścieka i mówi: „jestem Loki i się zemszczę! Rozwalę ci tę planetę, co ją tak polubiłeś i co na niej mieszka twoja dziewczyna!”. Idzie do Thanosa, co też chce rozwalić Ziemię, bo są na niej magiczne kamyczki, i mówi: „daj mi armię, to dla ciebie rozwalę Ziemię!”, a Thanos na to: „spoko, masz, idź i rozwalaj”. To Loki bierze armię paskudnie brzydkich kosmitów i robi inwazję na Ziemię. Ale superszpieg z jednym okiem zbiera wtedy drużynę Avengersów i po raz pierwszy wszyscy razem ratują świat, a po skończonej robocie idą na najlepszą szarmę w okolicy.
Potem znowu muszą ratować świat, bo genialny Iron Man trochę się przejeżdża na swoim geniuszu i mówi: „zbuduję miłą sztuczną inteligencję, co będzie bronić Ziemi przed kosmitami!”, ale niechcący robi morderczego robota, co ma łeb jak ten zwyrol z takiego paskudnego filmu Piła. Robot nazywa się Ultron i mówi: „największym zagrożeniem dla Ziemi są ludzie, więc ich rozwalę wszystkich!”, na co Avengers mówią: „nie tak szybko, bratku!”, a Tony tym razem robi dobrą robotę i mówi: „wezmę ten magiczny kamyk, ciało zbudowane z vibranium i Jarvisa, co był moim programem komputerowym, i zrobię z niego obrońcę Ziemi!”. I tak powstaje Vision z magicznym kamykiem w głowie. Razem rozwalają złe roboty i przyjmują do drużyny jedną taką Wandę, co jest prawie czarownicą i grzebie ludziom w mózgach, a ona mówi: „zaczynałam po złej stronie mocy, ale widzę, że się myliłam, to teraz się do was przyłączę!”.
Ratują świat, ale dużo ludzi ginie – i po paru takich wpadkach przychodzi do nich rząd i mówi: „koniec tej samowolki, albo nadzór ONZ, albo do widzenia i proszę się rozejść”. Iron Man na to: „spoko pomysł, niech ktoś nas pilnuje”, a Kapitan Ameryka: „nie o taką niewolę walczyłem, będę dalej działał wyjęty spod prawa, niech drużyna się rozpadnie, jeśli nie możemy się ze sobą zgodzić!”. Ale nie mogą się rozejść pokojowo, bo jest nawalanka z Zimowym Żołnierzem i Steve mówi: „to jest mój kumpel, nie pozwolę go aresztować”, a Tony na to: „jak możesz, on zabił moją mamę!”, a Steve na to: „no trudno, bijemy się”. I się biją, a że mają mało ludzi, to każdy sobie jeszcze dobiera paru nowych kumpli.
Iron Man przyprowadza takiego małego Petera, co go ugryzł radioaktywny pająk, i mówi mu: „słuchaj, zrobię ci wypasiony kostium, tylko chodź mi pomóż”, a młody na to: „siema, jestem Spider-Man, co prawda jeszcze chodzę do liceum i raczej łapię lokalnych złodziei, ale bardzo, bardzo chcę się wykazać, to pomogę!”. Chłopak tak się chce wykazać, że pewnego razu powstrzymuje grupę złoli, którą prowadzi ojciec jego dziewczyny, przed kradzieżą superbroni, co to ją Iron Man ma u siebie, na co Iron Man mówi: „dzięki, mały, jesteś spoko!”.
Wpada jeszcze jeden taki koleś z Afryki w kostiumie wielkiego kociaczka i mówi: „siema, jestem król T’Challa z Wakandy, możecie mi mówić Czarna Pantera, będę wam tu pomagał i się mścił, bo mi Zimowy Żołnierz zabił ojca!”. A oni na to: „spoko, przyda się i kot!”. Potem jak już skończą się bić, do T’Challi przychodzi dziwny kuzyn z Ameryki i mówi: „ej, ja wiem, że ty tu dziedziczysz, ale ja będę lepszym królem, wyzywam cię na pojedynek!”, na co T’Challa: „no stary, nie będziesz królem! Może przegrałem pojedynek, ale z pomocą mojej superbystrej siostry i pani generał, co co zawodowo wszystkim kopie tyłki, wykopię z ciebie wszystkie pretensje do tronu!”.
Ale wracając do Avengersów, co się kłócą – Steve też dzwoni po jednego takiego byłego złodzieja Scotta, żeby mu pomógł, a Scott mówi: „ledwo wyszedłem z więzienia i obiecywałem poprawę, a już mnie wmanewrowali we włamanie do domu lekko dziwnego naukowca i kazali kraść kostiumy, co pozwalają się kurczyć do rozmiarów mrówki i rosnąć do rozmiarów budynku. A teraz ty też mnie na złą drogę namawiasz?”. Ale kazali, to Scott się włamał, a wtedy naukowiec mu mówi: „masz tu ten kostium, będziesz teraz Ant-Man i będziesz superbohaterem”. Na co Scott: „o kurde, ale jazda!” i po namyśle „spoko, będę superbohaterem, co mam robić?”. A córka naukowca, co też ma swój kostium i mówią na nią Osa, prosi: „pomożesz wyciągnąć moją matkę z takiego dziwacznego wymiaru, w który można wejść, jak się skurczy tak tyci-tyci, aż do rozmiarów mniejszych niż atom”. A Scott na to: „dobra, podobasz mi się, to pomogę. A w międzyczasie znajdę jeszcze czas, żeby pomóc Steve’owi się bić z przyjaciółmi”.
No to się bohaterowie biją i kłócą, ale zanim zdążą się między sobą pogodzić, przychodzi Thanos i mówi: „dawać mi tu te kamyki, co je chowacie na Ziemi, będę teraz naprawiał wszechświat!”. Na co oni: „no chyba cię gościu pogięło, nie będziesz żadnego wszechświata naprawiał” i zaczynają mu chować kamyki. Część Avengersów mówi: „lecimy do Afryki, schowamy się u T’Challi w Wakandzie i tam będziemy się nawalać z wojskami Thanosa”, a reszta na to: „a my lecimy w kosmos ratować jednego takiego czarodzieja, którego razem z jego magicznym kamykiem porwali ludzie Thanosa”.
Ten czarodziej nazywa się doktor Strange, bo jest trochę dziwny, a przede wszystkim, bo kiedyś był chirurgiem, ale potem miał wypadek, stracił władzę w rękach i mówi: „pojadę do Nepalu, tam są ponoć podejrzani mnisi, to może mnie uzdrowią!”. No to pojechał, ale zamiast go wyleczyć, oni mu mówią: „nauczymy cię być czarodziejem, dostaniesz magiczną pelerynę i kamyk, co pozwala cofać czas, i będziesz chronił Ziemię przez złolami z innych wymiarów”. A on na to: „ale super, uczcie mnie!”. To go nauczyli, a on na poważnie bierze swoje obowiązki chronienia Ziemi i magicznego kamyka, więc w kółko powtarza: „nigdy nie oddam Thanosowi kamyka!”. Ale potem zagląda w przyszłość, coś ważnego tam widzi, spoileruje sobie Endgame i mówi do Thanosa: „no dobra, to może jednak oddam”.
W tym kosmosie Avengersi spotykają też grupkę dziwaków, którzy mówią: „siema, jesteśmy Strażnicy Galaktyki, też nie lubimy Thanosa!”. Ci Strażnicy to w ogóle zabawna historia, taka grupka frajerów: gadający szop Rocket, chodzące drzewo Groot, Drax zwany królem suchego żartu, drobny złodziejaszek, który każe o sobie mówić Star-Lord, adoptowana córka Thanosa Gamora, co go bardzo nie lubi, i przyklejona na doczepkę Mantis, co ma czułki i magicznie wpływa na emocje. I ci Strażnicy mówią: „dwa razy już uratowaliśmy galaktykę – raz przed mściwym złolem, który też miał chrapkę na magiczny kamyk, a drugi raz przed rodzonym tatusiem Star-Lorda, który był planetą i chciał pożreć wszystkie inne planety”. A teraz przychodzą i mówią: „gdzie jest Gamora? Dlaczego jest Gamora? Będziemy ratować galaktykę trzeci raz!”.
Ale Thanos sobie niewiele z nich wszystkich robi, tak jak obiecał, zbiera te swoje wszystkie magiczne kamyki, mówi: „a nie mówiłem, że uzbieram?” i w końcu rozwala pół wszechświata, a razem z tą połową też nieproporcjonalnie dużo superbohaterów.
Ale nie martwcie się, bo wtedy wpada z wizytą superpotężna babeczka z kosmosu i mówi: „no hej, jestem Carol tudzież Kapitan Marvel i pomogę wam tu wszystko odkręcić, a jak nie odkręcić, to chociaż pomścić i skopiemy Thanosowi tę jego fioletową dupę!”. A wie, co mówi, bo skopała już niejedną kosmiczną dupę, zaczynając od niebieskich złoli, co porwali ją kiedyś z Ziemi i mówią jej: „będziesz teraz naszym żołnierzem”, a ona na to: „dobra, będę”, bo wyprali jej mózg i wymazali wspomnienia, ale skubane wspomnienia nie dały się wymazać całkiem, więc Carol w końcu mówi: „o wy mendy, nie będziecie mnie tu wykorzystywać, mam takie supermoce, że wam szczęki opadną!”. I rzeczywiście opadają razem ze skopanymi tyłkami, a Carol po latach wraca pomóc nowym kumplom z Avengersów.
No to napisałam tę powtórkę z MCU w stylu Michaela Peñy i pytam Magdy: „czy powiedziałaś, że powtórka z MCU w stylu Michaela Peñy byłaby super ekstra, żebym pomyślała, że powtórka z MCU w stylu Michaela Peñy byłaby super ekstra, i żebym napisała powtórkę z MCU w stylu Michaela Peñy?”. A ona mówi: „TAK”.
2 komentarze
Jezu, to było genialne ? Nawet, gdy to czytałam, to jakoś tak szybciej niż zazwyczaj. Michael Pe?a rządzi ?
Szczerze idę na przed premierę endgame A taka krótka powtórka z wszystkich filmów się przydaje
Dzięki za zrobienie takiego cuda
Komentarze zostały wyłączone.