J. K. Rowling spore podjęła ryzyko, zasiadając do pisania powieści dla dorosłych. Zapewne także i potteromaniacy z poczuciem sporego ryzyka sięgali po Trafny wybór. Bo cóż to będzie, jeśli powieść okaże się zwyczajnie marna? Jak to pogodzić z mitem niezwykłej „matki” Harry’ego Pottera? Czy ktoś tak dobrze piszący o dzieciach i dla dzieci będzie w stanie zadowolić dorosłych?
Wygląda na to, że ryzyko się jednak opłaciło. Trafny wybór okazał się całkiem niezłą, dobrze napisaną powieścią. Przyznaję, początek był trudny. Prosty, a zarazem urzekający, tak typowy dla Rowling język nie bardzo pasował mi do dorosłego świata. Trochę to tak, jakby czytać Harry’ego Pottera, z którego ktoś wymiótł całą magię i zostawił same prozaiczne dosyć intrygi. A kiedy jeszcze jak grad zaczęły padać soczyste przekleństwa i wulgaryzmy… Powiało sztucznością i wymuszeniem. Już nawet byłam gotowa tę książkę odłożyć. Jednak – z braku lepszego zajęcia podczas podróży pociągiem – czytałam dalej. A teraz jestem sobie (i niemożliwie długim połączeniom kolejowym) za to wdzięczna.
Może ten trudny początek był w jakiś sposób koniecznym etapem adaptacji dla kogoś, kto na Potterze wyrastał, kto go zna jak własną kieszeń… Trzeba się było tylko przyzwyczaić do zmiany świata i rządzących nim reguł, oswoić się z wprowadzanym niemal jednocześnie tabunem bohaterów i powiązań między nimi – potem jest już tylko lepiej. Wciąż co prawda najbardziej autentycznymi fragmentami powieści zdają się być sceny z udziałem dzieci i nastolatków, ale dajmy pani Rowling jeszcze chwilę czasu na pozbycie się starych nawyków.
Jestem gotowa założyć się o każde pieniądze, że Trafny wybór bardzo szybko zostanie przeniesiony na ekrany kin. I to nie tylko dlatego, że J. K. Rowling jest dla samej siebie i wszystkich wokół niej potężnym źródłem dochodów… Sama konstrukcja powieści aż prosi o jej sfilmowanie – Trafny wybór, pomimo swoich 500 stron, przypomina całkiem dobry scenariusz. Zaczyna się mocno, od śmierci. Potem przez małe, bardzo angielskie pod każdym względem miasteczko przetacza się już tylko lawina coraz dziwniejszych konsekwencji. Pozornie zupełnie niezwiązane ze sobą wątki i zdarzenia stopniowo – niczym wieloelementowe puzzle – układają się w sensowną, niekiedy zaskakującą całość, w kulminacyjnym momencie krzyżując ścieżki wszystkich niemal bohaterów na czystym i zadbanym, a jednak ponurym i pełnym hipokryzji planie małego miasteczka.
Rowling podjęła nieliche ryzyko, zupełnie zmieniając kategorię i próbując podbić rynek literatury dla dorosłych. Kto wie, może liczyła na nas – rzeszę czytelników, których sama sobie wychowała, pozwalając nam dorastać równolegle z Harrym Potterem. Tak czy inaczej, wygląda na to, że się opłaciło i że całkiem trafny był to wybór.