Kilka dni temu Netflix wypuścił w Polsce swój nowy oryginalny (czytaj: wyprodukowany przez Netflixa) serial – tym razem nakręcony w Danii i osadzony w realiach postapokaliptycznych. Reklamowały go intrygujące plakaty, słychać było porównania z niemieckim Dark – być może więc macie ochotę się na ten serial skusić… Ale nie róbcie tego. The Rain nijak nie dorasta do swojego (i tak nie jakoś wybitnie szumnego) marketingu i tylko zmarnujecie na niego czas. Wystarczy, że ja zrobiłam to za was… Nie ma za co.
Już po pierwszym odcinku widać, że to nie będzie specjalnie udana produkcja… Niby zaczyna się z grubej rury – apokalipsa następuje już w pierwszych scenach, kiedy bohaterowie uciekają przed śmiercionośnym deszczem. Jak dowiadujemy się z ust ojca głównej bohaterki, w deszczu znajduje się morderczy wirus, który dość brutalnie zabija ludzi, kiedy tylko trochę ich zmoczy. No ok, niech będzie. Gorzej, że już w połowie odcinka dowiadujemy się od rzeczonego ojca absolutnie wszystkiego, co główna bohaterka będzie potem „odkrywać” przez cały sezon (ewidentnie nie jest zbyt bystra) – że to tatuś wywołał całą tę apokalipsę i że jej młodszy brat jest chodzącym lekarstwem na wirusa. Tatuś ma tu chyba pełnić rolę szalonego naukowca, który podejmuje odważne i dziwaczne jednocześnie decyzje – jakiś czas wcześniej próbował leczyć swoje dziecko z jakiejś tajemniczej choroby nieprzebadanym do końca wirusem, a kiedy ten mały eksperyment się powiódł, dostał wiatru w żagle i ewidentnie postanowił wypuścić wirusa do atmosfery. Bo przecież wypuszczanie czegokolwiek do atmosfery to zawsze jest dobry pomysł.
Zanim ktokolwiek oburzy się, że właśnie zaspoilerowałam mu serial – to nieprawda. The Rain spoileruje się sam już w pierwszej godzinie oglądania. Wszystkie najważniejsze elementy „intrygi” tudzież „zagadki” dostajemy podane jak na tacy już na samym wstępie. Potem zostają już tylko pytania, jak i dlaczego to wszystko się wydarzyło… Tyle tylko, że jakoś na żadne z nich serial nie ma ochoty odpowiadać.
The Rain to jeden z tych seriali, których nie trzeba oglądać w całości. Tak naprawdę wystarczy, że z 8 odcinków obejrzycie 2: pierwszy i ostatni. W pierwszym odgadniecie, na czym polega cała wielka intryga serialu, a w ostatnim oficjalnie potwierdzicie swoje przypuszczenia. Wszystko, co dzieje się pomiędzy nimi, jest nie tylko niespecjalnie ważną dla fabuły zapchajdziurą, ale też jest po prostu nudne, schematyczne i do bólu przewidywalne. Zarówno w planie ogólnym, jak i w szczegółach przejrzycie wszystko tak szybko, że zupełnie nic was tutaj nie zaskoczy. W zasadzie cały serial jest zbudowany na kliszach i zawiera wszystkie „obowiązkowe” elementy dzieła postapokaliptycznego – łącznie z sektą kanibali, bo przecież bez sekty kanibali nie ma świata po apokalipsie.
Punkt wyjścia serialu był nawet ciekawy, pierwsze pięć minut nawet jako tako trzymało w napięciu, ale od tego momentu to już tylko równia pochyła… The Rain może się sprawdzić ewentualnie w sytuacji, gdy jest to wasze pierwsze w życiu zetknięcie z tematem postapokalipsy – wtedy wszystko będzie dla was nowe, dziwne, umiarkowanie szokujące. Ale jeśli widzieliście choć ze dwa filmy albo przeczytaliście choć ze dwie książki w tym temacie (albo nawet w jakimkolwiek temacie…), nie znajdziecie w tym serialu nic nowego, a niestety twórcy nie próbują też przepisać znajomych schematów w choć odrobinę kreatywny czy autorski sposób. Po prostu zżynają ze wszystkiego, jak leci – i to bardzo nieudolnie.
Całą tą zbieraninę banałów być może dałoby się jakoś usprawiedliwić, gdyby twórcy zaoferowali nam jakieś wewnętrzne przemiany bohaterów czy coś na kształt kina drogi… albo gdyby chociaż zderzyli nas z naprawdę ciężkimi warunkami życia po apokalipsie – i to przede wszystkim tymi emocjonalnymi, związanymi z cholernie trudnymi moralnymi wyborami. Ale nic z tych rzeczy. Bohaterowie łażą sobie po lesie, podejmują jedną idiotyczną decyzję za drugą i generalnie zachowują się jak banda nastolatków na gigancie. To tyle, jeśli chodzi o głębię.
Jeśli mieliście nadzieję, że choć obsada uratuje sytuację, muszę was rozczarować. Nie był to najbardziej udany casting na świecie, a i aktorstwo większości młodej ekipy bynajmniej nie powala… Generalnie głównych bohaterów nie da się lubić. Ani nawet tolerować. Dodajcie do tego jeszcze beznadziejny scenariusz z głupimi dialogami i będziecie mieli The Rain w pełnej krasie.
Szczerze mówiąc, ten serial jest tak słaby, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy ja może czegoś tu nie rozumiem… Nie, nie wydarzeń na ekranie, bo tu kompletnie nie ma czego rozumieć. Ale może konwencji? Może to miała być jakaś do niewidzialności zakamuflowana satyra na postapokaliptyczne produkcje? Może jakiś tak subtelny, że aż nieistniejący pastisz? Jeśli tak, to chyba kamuflaż wyszedł aż za dobrze, bo nikt tego nie zauważył. Mogłabym się pastwić nad tym serialem jeszcze długo, ale chyba zmarnowałam już na niego wystarczająco dużo czasu. Na szczęście dzięki temu poświęceniu wy już nie musicie.
1 komentarz
Obejrzałem ten film i muszę się z Tobą zgodzić. Szkoda na niego czasu. O ile podobają mi się klimaty w stylu „Pod kopułą”, to „The Rain” się nie zachwyca i nie przyciąga – nie ma czym.
Komentarze zostały wyłączone.