Wiecie, ile trwa wiedźmiński trening? Jeśli wierzyć trzeciemu odcinkowi drugiego sezonu Wiedźmina – w sumie wystarczy jeden intensywny dzień. W tym tekście analizuję odcinek pod tytułem Straty, w którym to wiedźmini i czarodzieje opłakują poległych, a Ciri… dla odmiany zamiast tracić zyskuje cenne umiejętności – i to w błyskawicznym tempie. O ile odcinek drugi był mocno rozczarowujący pod kątem swoich związków z prozą Sapkowskiego, o tyle trzeci epizod balansuje pomiędzy szaloną twórczością scenarzystów i mniej lub bardziej istotnymi szczegółami, które wiernie przeniesiono z książki na ekran. Dziś więc #CierpięZaMilijony, ale i czasem uśmiecham się do ekranu. Przekonajmy się, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
serial
Dziś znów #CierpięZaMilijony i analizuję kolejny odcinek drugiego sezonu Wiedźmina i jego związki z prozą Sapkowskiego – a tym razem będą to prawdziwe cierpienia, bo epizod zatytułowany Kaer Morhen zaiste obfituje w absurdalne wątki. Geralt i Ciri w końcu docierają do tajnego, ukrytego w górach zamku, gdzie wiedźmini robią… zupełnie nietajną imprezę, w dodatku przerwaną przez pojawienie się potwora. A Yennefer spotyka wiedźmę z chatki na bazyliszkowej łapce i rozpoczyna kuriozalny wątek, który ostatecznie doprowadzi nas do skandalicznego finałowego odcinka. No same przyjemności! Nie traćmy więc czasu i zobaczmy, co z tego wyszło… [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Premiera drugiego sezonu netflixowego Wiedźmina już za nami, tradycyjnie ruszamy więc z analizą poszczególnych odcinków i tego, ile z książek Andrzeja Sapkowskiego ostało się po przeniesieniu tej historii na ekran. Drugi sezon pod tym kątem niestety nie powala i jako samozwańcza największa fanka wiedźmina podczas pracy nad tą serią wpisów #CierpięZaMilijony… Na szczęście jednak na rozgrzewkę dostajemy odcinek pierwszy zatytułowany Ziarno prawdy, który jeszcze w miarę trzyma się opowiadania pod tym samym tytułem i w którym to Geralt spotyka dotkniętego klątwą Nivellena i jego tajemniczą ukochaną. Zobaczmy, co z tego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
W każdym z nas są dwa wilki. Moje właśnie żrą się na śmierć i życie o to, czy podobał mi się drugi sezon netflixowego Wiedźmina. Jeden wilk mówi, że to była świetnie zrealizowana, wciągająca rozrywka z ciekawymi bohaterami i że przecież (przynajmniej do czasu) fantastycznie się bawiłam. Drugi nie może uwierzyć w to, jak bardzo scenarzystom odjechał peron, na którym zostały książki Andrzeja Sapkowskiego. I dlaczego ktokolwiek jeszcze nazywa to adaptacją, skoro to już jest ewidentny fanfik. A ja tak siedzę, patrzę na te wilki i zupełnie nie wiem, któremu kibicować i którego karmić.
Finałowy odcinek pierwszego sezonu Wiedźmina zatytułowany Coś więcej bierze na tapet opowiadanie pod tym samym tytułem – w którym to Geralt ratuje kupca przed potworami, majaczy w gorączce i w końcu wbrew zwątpieniu odnajduje swoje przeznaczenie. Intro odcinka pokazuje nam, jak symbole, którymi sygnowane były poprzednie epizody, stapiają się w jeden znak: połączenie głowy wilka symbolizującej Geralta, gwiazdy kojarzącej się z obsydianowym naszyjnikiem noszonym przez Yennefer oraz jaskółki będącej elfim przydomkiem Ciri. Tak też wątki trójki najważniejszych bohaterów i trzy linie czasowe ostatecznie splatają się w tym finałowym odcinku sezonu. Zobaczmy, jak to wszystko się rozegrało i ile w tym z oryginalnego tekstu Sapkowskiego! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Siódmy odcinek netflixowego Wiedźmina konfrontuje naszych bohaterów z konsekwencjami podjętych przez nich decyzji. Geralt wraca do Cintry i trafia w sam środek jej rzezi, Yennefer publicznie zostaje ogłoszona odpowiedzialną za rosnącą potęgę Nilfgaardu, a Ciri postanawia nie korzystać z pomocy życzliwej osoby i zamiast tego po raz kolejny przekonuje się, jaki świat jest niebezpieczny. Odmiennie niż w przypadku poprzednich odcinków, epizod siódmy zatytułowany Przed upadkiem, nie adaptuje żadnego konkretnego opowiadania, wypełnia za to luki między wydarzeniami i dopowiada co nieco, opierając się na rozrzuconych po różnych miejscach prozy Sapkowskiego fragmentach. Sprawdźmy więc, co z tego wszystkiego wyszło! [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Szósty odcinek Wiedźmina zatytułowany Ginące gatunki bierze na warsztat kultowe opowiadanie Granica możliwości, w którym Geralt i reszta ferajny stykają się ze złotym smokiem. W polskich widzach ta konkretna przygoda Geralta może budzić szczególną nostalgię (we mnie budzi), bo tak się składa, że w naszej rodzimej ekranizacji z początków wieku ten akurat fragment okazał się być bardzo… memiczny. Wiecie, Geralt z maślanym wzrokiem oświadcza, że „lubi smoki”, Yennefer majta nogami, Jaskier, równie rozmarzonym tonem przyłącza się do zachwytów przyjaciela i oświadcza „smoku, jesteś piękny”… no i sam smok. Który, mimo że wygląda cokolwiek sympatycznie, nie jest najwybitniejszym dziełem z dziedziny efektów specjalnych, nawet jak na tamte czasy. Bardzo, bardzo delikatnie mówiąc. To wszystko pobrzmiewa gdzieś w głowie polskiego odbiorcy, sprawdźmy więc, jak netflixowy Wiedźmin poradził sobie ze smokiem – i jak szósty odcinek ma się do adaptowanego opowiadania Sapkowskiego. [Tekst w oczywisty sposób zawiera spoilery].
Stało się. Mamy własną rodzimą wersję kultowego serialu The Office. I jak zawsze w takich przypadkach, fani formatu wypromowanego zwłaszcza przez jego amerykańskie wcielenie, podejrzliwie spoglądają na to, co też z tego wszystkiego wyszło. Przyznaję, że sama po raczej słabym zwiastunie, który sprawiał wrażenie kompilacji żywcem zerżniętych z amerykańskiej wersji żartów, byłam dosyć sceptycznie nastawiona do całości… Ale o dziwo – zupełnie niepotrzebnie.
Nic tak nie ekscytuje ludzi jak pieniądze. I władza. A już zwłaszcza władza, jaką dają pieniądze. Dlatego dziś chcę się z wami podzielić moją małą obsesją na punkcie podglądania skaczących sobie do gardeł bogaczy – i polecam moje trzy ulubione (i powszechnie chwalone przez krytykę) seriale, w których obrzydliwie bogaci ludzie robią obrzydliwe rzeczy dla zdobycia i zachowania władzy, by postawić na swoim… albo po prostu dlatego, że mogą.
Od Matyldy z Leona zawodowca po Nikitę – kultura popularna uwielbia motyw dziewczynek i kobiet (zwłaszcza młodych) parających się zabijaniem. Na fali Czarnej Wdowy, której bohaterka została wyszkolona na superskuteczną zabójczynię, postanowiłam przyjrzeć się nieco bliżej motywowi asasynki w popkulturze – i opowiedzieć wam o kilku moich ulubionych postaciach szkolonych do zabijania. [Tekst zawiera pewne spoilery do kilku popularnych produkcji].