Pewien historyk w moim liceum miał dziwny zwyczaj oceniania zadań domowych i odpowiedzi przy pomocy kombinacji plusów i minusów. Teoretycznie więc za odpowiedź pełną wierutnych bzdur, w której jakimś cudem zaplątało się jedno błyskotliwe stwierdzenie, niekoniecznie było się od razu skreślanym – można było dostać 2 minusy i plus. Co i tak w ogólnym bilansie wychodziło na minus… ale przynajmniej wiedziałeś, że coś tam jednak udało ci się trafić. Kiedyś wydawało mi się to całkiem zabawne. Ale dzisiaj, w obliczu nowego sezonu Stranger Things, który mam ochotę jednocześnie pochwalić i trochę skrytykować, ten system oceniania wydaje się zaskakująco racjonalny.