Czy byłbyś dobrym Szwedem?

by Mila

Na początku lat siedemdziesiątych opublikowano w Szwecji manifest kreślący wizję przyszłości tego kraju – i to wizję dosyć świetlaną, postulującą zupełnie nowy model szwedzkiej rodziny. Ta ambitna szwedzka teoria miłości zakładała, że państwo powinno dążyć do tego, by każdy obywatel stał się prawnie i finansowo niezależny od innych – bo tylko w ten sposób będzie można mówić o relacjach międzyludzkich wynikających z wewnętrznej potrzeby i prawdziwego uczucia, a nie ekonomicznej zależności.

Koniec z kobietami kurczowo uczepionymi mężów, bez których nie miałyby co do garnka włożyć. Koniec z mężczyznami tkwiącymi w nieudanych związkach wyłącznie z poczucia obowiązku. Koniec ze staruszkami zdanymi na łaskę i niełaskę swoich dzieci i wnuków. Każdy Szwed miałby sobie finansowo doskonale radzić sam, a co za tym idzie, związki, przyjaźnie i więzy rodzinne miałyby być destylatem szczęścia i prawdziwej, czystej potrzeby serca.

Nie da się ukryć, że był to plan piękny w swoich założeniach… Ale tacy na przykład komuniści też mieli kilka nie najgłupszych pomysłów, zanim idea w spektakularny sposób zderzyła się z rzeczywistością i ludzką naturą. Podobnie jak w przypadku większości wzniosłych idei, szwedzka teoria miłości w kontakcie z prozą codzienności trochę się rozmyła… i nie do końca przypomina już to, co tak pięknie wyglądało na papierze.

Dziś połowa Szwedów żyje i mieszka samotnie. Stać ich na to. Mają środki i czas, by inwestować w samych siebie, swoją karierę, pasję, marzenia. I na nikogo nie muszą się z tym oglądać. Raj dla introwertyka – choć pewnie czasem nie ma do kogo gęby otworzyć.

Szwedki stanowią dziś rekordowo duży odsetek klientek banków nasienia. W końcu to wyjątkowo prosty i wygodny sposób na posiadanie potomstwa bez konieczności tolerowania faceta pałętającego się po domu. I tak oto tam, gdzie miały być udane związki dwóch niezależnych jednostek, mnożą się matki samotne z wyboru.

Państwo nie przewidziało może wszystkich skutków swojej polityki społecznej… ale z pewnością zadbało o mnóstwo praktycznych udogodnień dla swoich niezależnych obywateli. Gdyby samotne siedzenie w domu zaczęło ci się nudzić, możesz skorzystać z jakiejś zorganizowanej formy aktywności społecznej. Żeby nie powiedzieć, że może się to okazać konieczne, bo w świecie, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie, spontaniczne nawiązywanie przyjaźni może być chyba nieco utrudnione.

O tych i innych absurdach nie tak wcale przecież odległego nam świata Erik Gandini opowiada w swoim nieco chyba niekonwencjonalnym dokumencie Szwedzka teoria miłości. To nie jest zwykły film dokumentalny… choćby dlatego, że chwilami widz ma wrażenie, jakby oglądał jakieś antyutopijne science fiction, a nie słodko-gorzkie refleksje z kraju, od którego fizycznie oddziela nas jedynie trochę słonej wody.

Czy znacznie więcej dzieli nas mentalnie? Przekonajmy się…

Kadr z filmu "Szwedzka teoria miłości", reż. Erik Gandini, 2015.

Kadr z filmu „Szwedzka teoria miłości”, reż. Erik Gandini, 2015.

Co jest dla ciebie bardziej szokujące – fakt, że w Afryce operacje na otwartej czaszce przeprowadza się w dalekich od sterylności warunkach i przy pomocy pierwszej lepszej wiertarki kupionej w supermarkecie… czy może to, że Szwedzi musieli powołać specjalną instytucję do spraw setek osób, które każdego roku umierają w samotności tak głębokiej, że nikt tego nie zauważa, dopóki sąsiedzi nie zaczną się skarżyć na nieznośny zapach na klatce schodowej? Żadnych zaniepokojonych milczeniem dzieci, żadnych stęsknionych wnuków… tylko sąsiedzi reagujący dopiero wtedy, kiedy nie da się już przejść obok pechowego mieszkania bez odruchu wymiotnego.

Szwedzka teoria miłości jest dokumentem o tyle ciekawym, że zarysowuje kilka istotnych problemów społecznych, z którymi Szwecja zmaga się już dziś, a które pewnie w dającej się przewidzieć przyszłości powoli będą się stawać udziałem także innych rozwiniętych krajów. Większość tych kwestii jest w filmie potraktowana nieco powierzchownie, trzeba jednak przyznać, że dokument podsuwa kilka intrygujących tematów do rozmyślań. Jak choćby właśnie to – czy Polsce bliżej jest do problemów społeczeństw przyszłości, czy może jeszcze zmagamy się z rzeczywistością w zdecydowanie bardziej tradycyjnych warunkach?

W pewnym momencie twórcy filmu powołują się na badania Ingleharta i Welzela, którzy rozrysowali światową mapę wartości* charakteryzujących społeczeństwa poszczególnych krajów. Mapa rozciąga się na dwóch wymiarach – z jednej strony państwa pogrupowane zostały na te bardziej postępowe, gloryfikujące jednostkę i jej rozwój osobisty, i te, gdzie wciąż najważniejszą wartością jest przetrwanie lub zapewnienie sobie i bliskim godnych warunków życia. Z drugiej strony kraje podzielono na te trzymające się raczej tradycyjnych wartości, gdzie więzi rodzinne, obyczaje i religia stanowią wciąż potężny element codziennego życia, oraz na te stawiające bardziej na racjonalizm i sekularyzację.

Żaden kraj nie wyróżnia się na tej mapie tak bardzo jak Szwecja… odsunięta na racjonalny i indywidualistyczny skraj wykresu i tak samotna, jak jej do bólu niezależni od siebie obywatele.

Inglehart, Welzel: "Changing Mass Priorities: The Link Between Modernization and Democracy." Perspectives on Politics, June 2010 (vol 8, No. 2), page 554.

Jeśli posiłkować się tym wykresem, wyglądałoby na to, że znacznie łatwiej jest nam zrozumieć afrykańskich lekarzy z wiertarką niż Szwedów eksperymentujących ze społeczeństwem złożonym z singli. Polska znajduje się na tej mapie po stronie wartości tradycyjnych i jeszcze na granicy walki o przetrwanie. Może i w poszukiwaniu obiadu nie biegamy z dzidami po dżungli, ale wciąż dość spora część naszego społeczeństwa raczej niż myśleć o samorozwoju, nerwowo musi liczyć pieniądze od pierwszego do pierwszego. Nie wiem, czy to pokrzepiająca refleksja… choć z pewnością mamy znacznie bogatsze życie społeczne niż przeciętny Szwed.

U nas też niby coś się zmienia, w niepokojącym tempie przybywa singli… Ale nie są to chyba zmiany aż taki wielkie, jak mogłoby się nam wydawać. Pomiary na mapach wartości tego nie pokazują – dalej jesteśmy niemal dokładnie w tym samym punkcie, w którym byliśmy dziesięć lat wcześniej.

Szwedzka teoria miłości raczej nam więc w najbliższym czasie nie grozi… Może to i dobrze. Choć czasem mam dziwne wrażenie, że jako zatwardziały introwertyk Szwedką byłabym całkiem niezłą.

_______________

*Źródło mapy: Inglehart i Welzel, Changing Mass Priorities: The Link Between Modernization and Democracy, „Perspectives on Politics” t. 8, nr 2, 2010, s. 554.

Przeczytaj także:

2 komentarze

Antypatycznie 22 czerwca 2016 - 23:03

Wiesz a mi się to podoba ! Ten ich styl życia, wiesz czemu, bo pokazuje on szczerość ludzką. Lepiej żeby byli sami z wyboru niż w związku z konieczności. Jestem takiego zdania, że ludzie powinni być szczęśliwi niezależnie czy chcą być sami czy w związkach a nie hajtać się bo pieniądze, dom, dziecko – to wcale nie jest szczere. A ich styl życia wcale nie jest niepokojący a prawdziwy.

em 17 lutego 2019 - 08:16

Obejrzałam to właśnie w tv. Jak dla mnie model, do którego powinny dążyć państwa pod względem troski o potrzeby jednostki. Socjalizm w najlepszym wydaniu. Walka o przetrwanie co prawda generuje adrenalinę ale tez wtłacza mnóstwo mniej zaradnych osób w czyste niewolnictwo: od wyniszczającej pracy, zaradniejszej lub patologicznej rodziny czyli od wszystkiego, co jednostce pozbawionej wsparcia systemu zwyczajnie zagraża. Dla mnie oni żyją w raju – nie każdy marzy o więziach rodzinnych czy nawet jakichkolwiek. Ale postawa bytowa już każdemu się miło śni po nocach a jeszcze częściej na jawie. Nieliczni Szwedzi emigrują do Afryki, a jakie tłumy Afrykanów do Szwecji.

Komentarze zostały wyłączone.